Forum SZACHY Strona Główna SZACHY
Szachy, zadania szachowe i nie tylko
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Chaos w Polsce
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SZACHY Strona Główna -> O Szachach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 22:49, 24 Lis 2015    Temat postu:

2015-11-24 16:51 |
snakeinweb
No taxation without representation

Myślę, że UE powinna w końcu uciąć Polsce dotacje unijne
i przeznaczyć je na uchodźców w Europie.


Każdy cent dany Polsce był zmarnowany i będzie zmarnowany.

A obywatele zwłaszcza ci bezpartyjni, którym ustawowo wykluczono
z życia politycznego kraju nie dopuszczając ich do wyborów do Sejmu,
powinni również zaprzestać w miarę możliwości i bezpieczeństwa płacenia
podatków. Każdy grosz wydany na nieswoje państwo jest też
zmarnowany. Niech partyjni płacą, którzy mają monopol na
posiadanie państwa.

No taxation without representation - tak zaczęła swe dzieje demokracja
amerykańska. Tak powinna się zacząć również polska demokracja i
walka o podmiotowość polskich obywateli w polskim państwie.
Uczciwy obywatel bezpartyjny na partyjnego okupanta stojącego ponad
prawem podatków nie płaci. Skoro władza sobie swobodnie decyduje
które prawa ją obowiązują, a które nie, to dlaczego inaczej ma
postępować obywatel?
--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Czw 10:22, 26 Lis 2015    Temat postu:

-
Janina Paradowska:
Totalny chaos! Rząd nie panuje nad sytuacją, a może…

Wydawać by się mogło, że polityczna atmosfera, a także społeczne nastroje
rozgrzane są do czerwoności. Takie przynajmniej można odnieść
wrażenie wsłuchując się w medialne doniesienia.

Awantura wokół porozumienia ACTA, internauci na ulicach w obronie
wolności internetu. Padają kolejne strony internetowe ważnych instytucji
państwowych, ze strony premiera przemawia jakaś pani Basia w generalskim mundurze.

[link widoczny dla zalogowanych]

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Czw 13:45, 03 Gru 2015    Temat postu:

3.12.2015
czwartek


O pożytku z bezsilności
Jacek Żakowski

Tak teraz będzie. I na to się nie poradzi. My będziemy protestowali,
a oni będą robili swoje. Nasze będą ulice, a ich będą mównice.

No, może mównice też czasem będą nasze, ale bardzo niewiele będzie
z tego wynikało, bo ich są przyciski do głosowania. Demonstrować
i mówić, w pewnym zakresie, będzie jednak wolno –
ale na głosowania, ustawy i decyzje nie będzie to miało wpływu.

Im dłużej władza PiS będzie trwała, tym większą będziemy mieli przewagę na ulicach i mównicach (dziś pod Sejmem przeciwników PiS było jakieś cztery razy więcej niż zwolenników – i średnio byli przynajmniej o połowę młodsi). Ich przewaga będzie rosła w głosowaniach i różnych instytucjach państwa, bo wszędzie znajdą się karierowicze, którzy do nich dołączą.
Prawo i Sprawiedliwość w taki sposób rozumie demokrację, w jaki próbuje przeprowadzić zmiany w Trybunale Konstytucyjnym. Można to opisywać różnymi ponurymi i obraźliwymi słowami, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że na Jarosławie Kaczyńskim oraz jego partyjnych kolegach nie robią one żadnego wrażenia. Szansa przekonania ich w jakiejkolwiek sprawie jest mikroskopijna. Zrobią wszystko, co będzie konieczne, by zyskać pełnię władzy. Można mieć tylko nadzieję, że nie posuną się do odwołania wyborów za cztery lata. A taką możliwość też mają. Mogą to robić bez końca w zgodzie z obowiązującym prawem – na przykład wykorzystując ustawę o stanach nadzwyczajnych. Wcześniej czekają nas jednak dziesiątki niespodzianek, które PiS niewątpliwie będzie nam serwował.
Kto myślał, że będzie inaczej, ten był śmiertelnie naiwny. Trzeba to przetrzymać, licząc nie tylko, że następne wybory jednak się odbędą i że PiS je przegra, ale też że będzie to klęska, która definitywnie uwolni nas od zmory pseudopatriotycznego autorytaryzmu, który zdusił II RP i od ćwierć wieku dusi III RP.

Jeżeli Polacy są w stanie wybić się na demokrację, to mamy teraz cztery lata, by się do niej przygotować i tak ją przebudować, by mogła się skutecznie obronić, gdyby kiedyś w przyszłości znów zdarzył nam się wyborczy wypadek przy pracy. Platforma niestety to zaniedbała. Nie tylko spaprała wybory do Trybunału Konstytucyjnego i odpuściła sobie ukaranie winnych nadużyć poprzedniego pisowskiego rządu, ale też – mając już tamto doświadczenie – zlekceważyła tworzenie bezpieczników przed miękkim zamachem stanu w wykonaniu sejmowej większości. Można było na przykład wprowadzić zasadę wybierania powoływanych przez Sejm ciał kolegialnych (TK, KRRiT, RPP) tzw. grupami albo ustanowić obowiązek rekomendowania kandydatów przez ciała akademickie, co zapewniłoby ich pluralistyczny charakter, ale dotychczasowa większość wolała brać wszystko i z nikim się nie dzielić. Dobrym przykładem jest pogrzebanie przez PO-PSL społecznego projektu ustawy o mediach publicznych, który je wyjmował spod władzy polityków. Dziś już dobrze widać, jak groźny był to błąd.

Teraz więc nie wystarczy (choć koniecznie trzeba) walczyć, protestować
i mobilizować opór możliwie wielu osób. Trzeba też przemyśleć model
polskiej demokracji i przygotować taką jego przebudowę,
która zabezpieczy nas na przyszłość.
--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 15:15, 08 Gru 2015    Temat postu:

-
Bywalec 2
8 grudnia o godz. 10:30
Wiesławie

Skąd ty to wszystko wiesz , z mediów raczej nie . To wszystko musi być
owocem twojego przenikliwego umysłu , który obraca się o własną oś.

Z twojej polskiej perspektywy jest całkiem oczywiste , że wydawca,
właściciel mediów , albo ten który się za takiego uważa
bierze wpływ na ich pracę redakcyjną.

Weźmy na przykład takie telewizje publiczne . W Polsce jest całkiem
oczywiste, że ten kto wygrał wybory ten bierze TVP i redaguje ją .
Taki numer w BBC, ARD, ZDF, albo ORF, wywołałby
olbrzymi skandal i jest nie do pomyślenia.

Zachodni polityk , który odgrażałby publicznie w telewizji publicznej,
że zrobi w niej porządek , byłby w tym momencie skończony.
Oczywiście , że medie muszą na siebie zarabiać, co w obecnym c
zasach wielkich przemian przede wszystkim w printmediach nie jest łatwe.
Mimo tego krajobraz medialny , przynajmniej na zachodzie jest jeszcze
na tyle szeroki , że każdy kto chce może się rzetelnie informować.

--

wiesiek59
8 grudnia o godz. 10:41
Bywalec 2
8 grudnia o godz. 10:30

Każdy z krajów jest różny, ma inną historię, inne czynniki kształtowały
jego tożsamość kulturową, mentalność obywateli.
Różna jest długość i kształt demokracji panującej na danym terenie.

Różna jest historia mediów, czas ich powstawania, tradycje dziennikarskie.
Porównywać można jedynie rzeczy podobne, a nie nieporównywalne.
O wolności mediów wypowiadał się swego czasu laureat Pulitzera- jest dawno fikcją.
Wierzysz w dawno przebrzmiały mit.
Wolno ci, jak lubisz…….
Piękna jest ta idea, ale w praktyce juz nie występuje częściej, niż krasnoludki.
--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Wto 15:19, 08 Gru 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Czw 21:29, 10 Gru 2015    Temat postu:

Marek Świerczyński, Polityka INSIGHT 10 grudnia 2015

Konsternacja w wojsku,
czyli Antoni Macierewicz samolot zamawia
Minister obrony narodowej próbował wymusić lot do Brukseli
transportową casą.
Wojskowi odmówili. Takiego sporu w MON nie było od dawna.

Jak działa polski MAK

Pierwszy raz telefon w Siłach Powietrznych zadzwonił 16 listopada
po godz. 22. Odbierający go wyższy oficer z trudem przyjmował
do wiadomości polecenie, które w wojsku uznawane jest za przyczynę
wielu nieszczęść. Minister obrony narodowej chciał samolotu.
I to już, czyli na rano.

Noc z 16 na 17 listopada była dla wojskowych szczególna.
Antoni Macierewicz objął resort po Tomaszu Siemoniaku zaledwie kilka
godzin wcześniej. Jedną z jego pierwszych decyzji było
przewodniczenie delegacji, która nazajutrz, we wtorek
(17 listopada), miała uczestniczyć w unijnym spotkaniu ministrów obrony
narodowej. Jednym z tematów było ustalenie wspólnej odpowiedzi
UE na zamachy w Paryżu. Waga wydarzenia sprawiła, że Macierewicz
w ostatniej chwili zdecydował się zastąpić w roli szefa delegacji
wiceministra obrony Bartosza Kownackiego.

Wojskowi spekulują, że minister lecąc wojskową, a nie cywilną maszyną,
chciał zapewnić sobie mocne wejście w Brukseli (to była pierwsza
podróż zagraniczna członka nowego rządu). Miał to być lot jedną
z 16 użytkowanych przez nasze siły powietrzne nowoczesnych cas.
Jednak lotnicy wojskowi nie są przygotowani do odbywania lotów
cywilnych na tak długie dystanse,
do tego planowanych z tak niewielkim wyprzedzeniem.

W lotnictwie transportowym nie ma załóg, które pełniłyby całodobową
służbę. – Ludzie w łóżkach, samoloty niegotowe, plany lotu niezłożone,
a gdzie obliczenia dotyczące lotu? Odprawy? –
wylicza oficer, który spędził w lotnictwie 20 lat.
Podkreśla, że polskie wojsko stać na wysłanie samolotu praktycznie
gdziekolwiek: – Casy były nawet w Afganistanie – ale z zachowaniem
procedur. W czasie pokoju oznacza to m.in. planowanie liczone raczej
w dniach, a nie godzinach. – Lot na łapu-capu grozi katastrofą – tłumaczy nasz rozmówca.

– Możemy podstawić i dziesięć samolotów, ale niech uprzedzają –
załamuje ręce proszący o zachowanie anonimowości wojskowy,
dawniej w Siłach Powietrznych, obecnie w strukturach MON.
Dzięki jego relacji możemy odtworzyć to, co działo się
w nocy z 16 na 17 listopada na linii MON – siły powietrzne.

Oficerowie odmawiali nagięcia procedur, jednak minister nie ustępował.
Nie chciał słyszeć, by skorzystać z jednego z dwóch embraerów,
które po katastrofie smoleńskiej rząd wyczarterował od LOT-u.
To właśnie te maszyny i ich załogi są przeznaczone do tego typu zadań,
czyli lotów z najważniejszymi osobami w państwie, planowanych
nawet z niewielkim wyprzedzeniem.

W końcu sprawę wziął na siebie pewien generał. Miał powiedzieć
Antoniemu Macierewiczowi, że „on się pod tym nie podpisze”.
Dodał, że „dowodzenie przez telefon zakończyło się katastrofą
Iskry pod Otwockiem”. Chodzi o wydarzenia z 11 listopada 1998 r.,
gdy mimo złej pogody jeden z generałów telefonicznie wydał rozkaz
do wylotu szkolnej Iskry na rozpoznanie pogody przed lotniczą paradą
z okazji Święta Niepodległości. Załoga straciła orientację we mgle i rozbiła
się pod Warszawą. Dwaj piloci zginęli.

Wojsko wyszło z nocnej potyczki z ministerstwem obronną ręką.
Macierewicz w końcu ustąpił i skorzystał z embraera.
Oficerowie, którzy znają sprawę, zadają sobie teraz pytanie, czy generał,
który powiedział ministrowi „nie”, obroni siebie i swoich podwładnych.

drukuj


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pon 23:43, 14 Gru 2015    Temat postu:

Redakcja 14 grudnia 2015

Jestem Polakiem najgorszego sortu. Czyli kim?

Nie głosuje na PiS, czuje się Polakiem i Europejczykiem,
broni zasad demokracji. A na domiar złego jest z tego dumny
– tak „Polak najgorszego sortu” sam siebie charakteryzuje.
.KŻ/Polityka
.
„W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej –
wyjaśniał Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla TV Republika. –
To jest w genach niektórych ludzi, tego gorszego sortu Polaków.
I oni są teraz niesłychanie aktywni, bo czują się zagrożeni”.
Prawdopodobne o tych samych ludziach Kaczyński mówił
podczas Marszu Wolności i Solidarności, że „nie mają sprawnych głów”.

Zapewne wbrew intencjom prezesa PiS hasło „najgorszy sort Polaków”
owi Polacy sobie zawłaszczyli, w pełni się z nim identyfikując.
I nadając mu pozytywny wydźwięk. Ot, metoda na konfrontacyjny język
prawicy – przejąć go i nadać mu nowy, skądinąd sympatyczny ton.

Polakami gorszego sortu poczuło się w ostatnich dniach wielu –
to forma opowiedzenia się po jednej ze stron sporu, ale i pewnej
wspólnoty. Oto co o sobie sądzi jej typowy przedstawiciel:

1. Nie głosuję na PiS

„Ja również jestem przeciwnikiem PIS i zdecydowanie prędzej oddałbym
swój głos w wyborach na Nowoczesną niż na PiS (tak teraz, jak przy
ostatniej okazji), ale nie mieszczę się w pojęciu gorszego sortu, bo nie
donoszę na swój kraj do instytucji zagranicznych oraz zagranicznej prasy”

„Jestem katolikiem, nie daję na tacę Rydzykowi i nie popieram PiS”

„PiS jest najgorszym zagrożeniem dla kraju!”

„Niestety, ale nie sympatyzuję z PiS i ich działaniami na pograniczu prawa”

„Nie podobają mi się pisowcy ministrowie, obawiam sie o gospodarkę pod rządami PiS”

2. Kim jestem i co myślę

„Czuję się Polką i Europejką”

„Artysta, patriota, pacyfista, ateista, hetero, tu urodzony.
Coś nie tak? Jestem gorszego sortu i jestem z tego dumny”

„Uznaję demokrację i chcę jej bronić”

„Czuję, że jestem kwintesencją Najgorszego sortu Polaków,
a nawet do końca Polakiem nie jestem”

„Cenię wolność, równość i braterstwo/siostrzaństwo”

„Jestem patriotą, kiedyś mieszkałem za granicą, teraz pracuję w Polsce
i dla Polski, tutaj płacę podatki, wychowuję wspólnie z żoną trójkę dzieci,
wpajając im najlepsze ideały moralne i etyczne.
Mam szacunek dla innych narodów”

„Mamy dwoje dzieci. Pracujemy w swojej prywatnej firmie.
Nigdy nic nie wzięliśmy od państwa, za to państwo i owszem”

„Najgorszy sort Polaków nie uważa, że tłuczenie przez męża żony
do nieprzytomności to prywatna i wewnętrzna sprawa danej rodziny”

„Popieram równość płci, orientacji i tożsamości”

„Chcę być obywatelem zjednoczonej Europy, chcę być w Unii Europejskiej
, nie chcę łamania prawa, nie chodzę do kościoła, nie wierzę w Boga,
wierzę w fakty”

„Daję na WOŚP”

„Oraz wspieram roszczeniowych kolejarzy, podróżując”

„Noszę mini, mając prawie czterdzieści lat”

„Uważam pedofilię za przestępstwo, a nie bioenergoterapię”

„Kupuję w Biedronce, wychował się na podwórku”

„Prawie dekadę z jedną partnerką”

„Przypominam urzędnikom o konstytucyjnych podstawach demokratycznego państwa prawa!”

„Słucham orędzia prezydenta w internecie, z puszką piwa w dłoni”

„Przetrzymuję książki w bibliotece”

„Nie wierzę w zamach w Smoleńsku”

„Uznaje zapis, że »Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mają moc
powszechnie obowiązującą i są ostateczne«”.

„Jestem za publikacją orzeczeń TK”

„Jestem za dofinansowaniem in vitro”

„Nie uznaję lotów Ministra Obrony Narodowej wojskowym samolotem na spotkania ministerialne”

„Nie wyrzucam każdego, kto ma inne zdanie, ze stanowisk urzędniczych i wojskowych”

„Uznaję wolne media”

„Leczę bezpłodność u lekarza, a nie w kościele”

„Bo potrafię sam o siebie zadbać, nie licząc na jakichś skarlałych mentalnie polityków, którzy mi coś dadzą w zamian za dozgonną wdzięczność”

„Mówię »wziąć« zamiast »wziąść«”

----


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 10:16, 20 Gru 2015    Temat postu:

20.12.2015
niedziela


Problem z demokracją
Jacek Żakowski

„Kraje byłego obozu sowieckiego mające problem z demokracją i rządami
prawa, takie jak Rosja, Węgry i ostatnio Polska…” – to (lub podobne)
zdanie słyszałem w przedświątecznym tygodniu kilkadziesiąt razy.

Za każdym razem czułem się tak, jakby ktoś napluł mi w twarz.
Chociaż wiedziałem, że mówią to ludzie nam życzliwi, zajmujący się
Europą Wschodnią lub Polską z sympatii do nas, czasem z fascynacji
tym dziwnym regionem, na zajmowaniu się którym trudno jest zrobić
w zachodnim świecie karierę, a zwłaszcza zbić fortunę.

Nie pomogło mi, kiedy zrozumiałem, że doprowadzając naszą demokrację
do takiego stanu, sami napluliśmy sobie w twarz. Nieważne, kto jest
winien – w oczach innych, życzliwych nam i zainteresowanych naszym
losem ludzi wszyscy zostaliśmy zdegradowani do pozycji tych biednych,
godnych współczucia społeczeństw, które z rozmaitych powodów nie są
w stanie porządnie się rządzić i zachować standardów cywilizowanego
świata.

Nieżyczliwi już się z nas śmieją („ci zarozumiali Polacy, znów dostali po
nosie”). Życzliwi się o nas martwią („ci biedni Polacy, znów im się nie
udało”). Obojętni, których jest pewnie najwięcej, martwią się, czym im
to może grozić („czy Unia się przez Polskę nie rozpadnie?”).

Nikomu nie życzę takiej dawki smutnego realizmu, ale „tatuś musi”.
Z mojego punktu widzenia warto było spędzić trzy dni na poświęconej
modelom transformacji („Capitalism, Socialism, and the Alternatives”)
konferencji w Londynie, żeby zrozumieć, jak radykalnie w ciągu
ostatniego miesiąca zmieniła się sytuacja Polski w Europie i świecie.
Konferencja była zorganizowana przez School of Slavonic and East
European Studies (SSEES) – należący do Uniwersytetu Londyńskiego
(UCL) – poza Rosją największy na świecie ośrodek badawczy zajmujący
się Europą Wschodnią. Założył go w roku 1915 przyszły prezydent
Czechosłowacji Jan Masaryk.

SSEES obchodzi właśnie stulecie i z tej okazji już kilka lat temu postanowił
solidnie podsumować ćwierćwiecze wschodnioeuropejskiej transformacji.
Jan Kubik, polski socjolog i antropolog, który poprzednio pracował na
amerykańskim Rutges University, a od roku jest dyrektorem SSEES,
ten pomysł podtrzymał. Ale to, co kilka lat temu miało być chyba czymś
na kształt hymnu pochwalnego dla naszego regionu, okazało się
raczej czymś w rodzaju potransformacyjnej stypy.

Miało być wspaniale, a wyszło jak zwykle. Węgrami rządzi dziś Orbán,
coraz bardziej przypominający admirała Horthego, tyle że flirtuje z Rosją
– nie z Niemcami. Słowacją rządzi Fico, coraz bardziej upodabniający się
do księdza Tiso, chociaż alienuje Cyganów – nie Żydów, i robi to
z umiarem. A Polską rządzi Kaczyński, który coraz wyraźniej pozuje na
Piłsudskiego, chociaż widząc, że Belweder jest chwilowo zajęty, zdaje się
polować na pałacyk Trybunału Konstytucyjnego w cieszącej się
wyjątkowo złą sławą warszawskiej alei Szucha.

Oczywiście wszystkie te porównania są mocno na wyrost. Nie służą temu,
by kogokolwiek obrazić (od razu dotkniętych przepraszam), ale
zilustrowaniu ponurej tendencji polegającej na tym, że społeczeństwa
niestety ciążą ku swoim specyficznym, powtarzalnym historycznie
formom samoorganizacji, nawet jeżeli wiążą się z nimi głównie ponure
wspomnienia. Historia się nie powtarza, ale często sama się
karykaturyzuje na kolejnych okrążeniach, przyjmując coraz
pocieszniejsze formy. Aktorzy na ogół nie zdają sobie z tego sprawy,
ale obserwatorzy niezwłocznie to wychwytują. Bo takie karykaturalne
repliki doskonale wpisują się w stereotypy.

Jeśli do całego wyszehradzkiego politycznego nieszczęścia i gospodarczej
niejednoznaczności doda się Rosję, Białoruś, Ukrainę i resztę obszaru
postsowieckiego, jeśli się popatrzy na Bułgarię, Rumunię i kraje Bałtyckie
– trudno jest dzisiaj trwać w wierze, że przez te ćwierć wieku europejski
Wschód dołączył do Zachodu. Zachodni politycy, którzy przede wszystkim
nie chcą robić sobie wrogów, lubią mówić o sukcesach integracji, choć
bywają w konkretnych sprawach krytyczni; zachodni akademicy
narzucający sobie reguły otwartości i tolerancji dla innych mówią
o postępującym procesie integracji, choć widzą rozmaite problemy;
ale już zachodni dziennikarze, podobnie jak każdy z nas, widzą, że
integracja jest coraz bardziej oczywistą, choć wciąż jeszcze nienazwaną
porażką. To nie znaczy, że musi być porażką w przyszłości, ale chwilowo
jest.
Transformacja nam się pod wieloma technicznymi względami udała,
a integracja (czyli westernizacja Wschodu) – nie. Przez dekadę, jaka
minęła od rozszerzenia Unii, zbliżyliśmy się do Zachodu cywilizacyjnie
i ekonomicznie, ale oddaliliśmy się politycznie i kulturowo. Łatwiej dziś
wskazać, co łączy wschodnioeuropejskich liderów i ich polityczne pomysły
z Władymirem Putinem niż z Angelą Merkel. Dlaczego tak się stało,
to jest duże pytanie. Ale faktem jest, że idąca ze wschodu
antyintegracyjna i antyzachodnia fala politycznie doszła do brzegów Odry.

Wiele parametrów pokazuje, jak bardzo jesteśmy inni. Bella Greskovits
i Dorothee Bohle, autorzy fundamentalnej książki
o wschodnioeuropejskich modelach posttransformacyjnego kapitalizmu,
która była jednym z kluczowych tematów konferencji w SSEES,
pokazują rozmaite tropy. Ale prawdę mówiąc, za objaśnienie starczyło
sponsorowane przez polską ambasadę wystąpienie Leszka Balcerowicza
na koniec pierwszego dnia. Po Thomasie Pikettym, który mówił to,
co od ponad roku mówi na okrągło – czyli że kapitalizm prowadzi do
koncentracji bogactwa i tworzy wielkie nierówności, które trzeba
kontrolować dla dobra rynku i demokracji; po Naomi Klein, która mówiła
sporo o globalnym ociepleniu i dużo o tym, o czym mówi od lat – czyli jak
demokratyczny kapitalizm stał się kapitalizmem korporacyjnym; po
Chantal Mouffe, która tłumaczyła, dlaczego trzeba ożywić agonistyczną
demokrację, odtwarzając coś na kształt dawno wygasłego sporu lewicy
z prawicą, przyszedł czas na Balcerowicza, który miał opowiedzieć
o sukcesach transformacji, ale zamiast tego przypuścił brawurowy
atak na niszczący cały świat socjalizm, ukrywający się nawet w Ameryce,
nie mówiąc o Anglii. Jako jeden z dowodów wskazał „marksistowski
wymysł”, którym jest prekariat: „gdzie jest ten prekariat?” – pytał
retorycznie. Gdybyście państwo widzieli, jak szeroko otwierały się oczy
słuchaczy, gdybyście – jak ja – siedzieli wśród publiczności i słuchali
śmichów-chichów, pomruków, docinków – zrozumielibyście, gdzie dziś
tkwi nasz problem. W Polsce jednak nikogo Balcerowicz nie śmieszy.

Szef SSEES, Jan Kubik, przedstawił Balcerowicza jako polskiego Erharda
(autora powojennego niemieckiego cudu gospodarczego).
I miał sto procent racji. Może nawet dwieście, bo Balcerowicz jest
też wcieleniem naszego cudu, a nie tylko jego konstruktorem
. Ale w odróżnieniu od cudu niemieckiego nasz cud właśnie się załamał.

Duża część konferencji musiała więc skupić się na szukaniu odpowiedzi,
dlaczego po epoce wschodnioeuropejskich Erhardów zamiast rozkwitu
stabilnej demokracji, jak w Niemczech – przyszła epoka Orbána, Fico
i Kaczyńskiego. Część odpowiedzi na pytanie, dlaczego wschodnia Europa
po swoich Erhardach różni się od Niemiec po niemieckim Erhardzie,
kryje się w odpowiedzi na pytanie, czym oryginalny Erhard
i jego plan różnił się od naszych Erhardów i ich planów.

Różnica wydaje się oczywista. Po przerażających doświadczeniach
poprzedniej dekady Erhard miał dwa cele – wzrost gospodarczy
i spójność społeczną. Wiedział, że spełnienie obu jest warunkiem trwałości
demokracji. Pół wieku później jego wschodnioeuropejscy następcy
z Balcerowiczem na czele mieli tylko jeden cel. Był nim wzrost.
Demokracja wydawała się im naturalnym i oczywistym społecznym
wyborem, który sam się ziszcza, gdy znika totalitarna opresja.
To był (i wciąż jest) fundamentalny błąd liderów naszych transformacji,
którzy uważali (i wciąż uważają), że samo ponure doświadczenie
politycznie ograniczonej wolności wystarczy, by demokracja powstała
albo zmartwychwstała i trwała.

To oczywiście się sprawdza przez pierwsze kilka lat. Ale potem – nie.
Autorytarny/totalitarny straszak po kilku latach słabnie i mniej więcej
po półtorej dekady postkomunistycznej transformacji zanika,
a przynajmniej traci praktyczne znaczenie. Silniejszy wzrost może
łagodzić deficyt spójności, ale tylko opóźnia niszczące demokrację
polityczne skutki deficytu spójności.

Pracujący nad kolejną książką Greskovits i Kubik chwycili tę prawidłowość,
pokazując trzy wyraźne fazy wschodnioeuropejskich transformacji.
Pierwsza faza trwała od roku 1990 do rozszerzenia Unii w roku 2005.
Koszty transformacji powodowały wtedy idące przez region fale
socjalnych protestów, których siła zależała od radykalności reform.
Druga faza, którą uznają za „złoty wiek Europy Wschodniej”, trwała mnie
j więcej cztery lata – od wstąpienia do Unii w 2005 do wybuchu kryzysu
w 2008 r. Demokracja miewała wtedy (jak zawsze) wahnięcia, ale się
odradzała dzięki wzrostowi i integracyjnemu optymizmowi społeczeństw.
Trzecia faza zaczęła się wraz z kryzysem na przełomie 2008 i 2009 r.
Cena gospodarczego załamania Zachodu była na Wschodzie różna,
ale skutki miała podobne.

Odpowiedzią na kryzys znów była fala niepokojów, ale tym razem nie były
to niepokoje socjalne, lecz głównie etniczne – fale ksenofobii, szowinizmu,
nacjonalizmu, tradycjonalizmu I antymodernizmu. W większości krajów
powstały dwa podobne obozy wyznaczające przebieg politycznych
podziałów. Z jednej strony obóz autorytaryzujący, kładący nacisk na
(różnie rozumianą) spójność i suwerenność, a z drugiej obóz
demokratyczny prorynkowy i prointegracyjny, broniący dotychczasowego
dorobku transformacji oraz unijnej integracji mającej być gwarantem
liberalno-demokratycznego porządku. Wszędzie pierwszy obóz wygrywa,
a drugi trwa w beznadziejnej obronie.

Węgry Orbána są najbardziej wyrazistym i dotychczas najlepiej
znanym przykładem. Słowacja premiera Fico idzie z grubsza ich śladem.
Tyle że Węgry są głównie narodowe, a Słowacja jest głównie socjalna.

To nie są rozważania czysto historyczne i teoretyczne. Tak zarysowane
linie politycznych podziałów determinują wynik i betonują scenę
polityczną. Miks Kaczyńskiego jest gdzieś między Orbánem i Fico.
Problem polega na tym, że ideowy miks wyłaniający się w powstającym
polskim ruchu prodemokratycznego sprzeciwu też lokuje się gdzieś
między opozycją węgierską a słowacką. To sprawia, że gdzieś
w tym rejonie lokują nas także polityczne prognozy dla Polski.

Dla tych, którzy życzliwie się nami interesują i dobrze życzą polskiej
demokracji, jest to niepokojące. Zapowiada długą, i nigdzie jeszcze
niezakończoną sukcesem, drogę Polski do odbudowania liberalno-
demokratycznego państwa. Jeśli bowiem front między blokiem
prodemokratycznym i proautorytarnym biegnie tak jak na Słowacji
i Węgrzech, to demokraci nie mają szansy na zwycięstwo, a ich
przeciwnicy mimo gospodarczych i międzynarodowych porażek
nie słabną, lecz stają się coraz silniejsi i wygrywają kolejne wybory.

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pią 22:24, 25 Gru 2015    Temat postu:

Redakcja 23 grudnia 2015

„The Washington Post” ostro o Polsce. „Rząd przekroczył linię”

Paraliż sądownictwa, pogłoski o czystkach w mediach i ściganiu
politycznych przeciwników. Tak rząd PiS widzą Amerykanie.

Jak zauważają dziennikarze, prawicowe PiS objęło władzę niecałe
dwa miesiące temu, a już zdążyło doprowadzić do sytuacji, w której
przewodniczący Parlamentu Europejskiego określił jego działania jako
„zamach stanu”. Prestiżowy dziennik krytykuje nowy rząd za nominację
Mariusza Kamińskiego na stanowisko szefa służb specjalnych
(mimo oskarżenia o nadużywanie przez niego władzy za poprzednich
rządów PiS w latach 2005–2007), grożenie czystkami w mediach
oraz pojawiające się wcześniej zapowiedzi postawienia przed sądem
przeciwników politycznych z PO, w tym Donalda Tuska.

Jednak tym, co budzi największy niepokój amerykańskiej gazety,
jest spór dotyczący Trybunału Konstytucyjnego. Wywołane sytuacją
w naszym kraju zaskoczenie jest tym większe, że zdaniem dziennikarzy
„The Washington Post” „od dwóch dekad Polska jest liderem wśród
postkomunistycznych krajów Europy Środkowej, z szybko rosnącą
gospodarką i dużym wpływem na politykę NATO i UE”.
Jak wskazuje dziennik, zignorowanie wyroku Trybunału dotyczącego
nominacji sędziów stanowiło „przekroczenie linii przez partię
Jarosława Kaczyńskiego”, a projekt nowej ustawy
o Trybunale skutecznie sparaliżuje instytucję, której zadaniem jest kontrolowanie władzy.


Działania PiS budzą skojarzenia z polityką węgierskiego premiera
Victora Orbána. „WP” zauważa podobieństwa poglądów między
Kaczyńskim a liderem partii Fidesz, wskazując między innymi na
sceptyczne nastawienie do polityki UE względem emigrantów.
Przywołują też niedawne słowa Jarosława Kaczyńskiego dotyczące
rzekomych „wirusów i pasożytów” przenoszonych przez uciekinierów z Syrii.

Pomimo takich zarzutów redakcja dziennika stwierdza, że polska
demokracja nadal jest silna, o czym świadczą dziesiątki tysięcy osób
obecnych na manifestacjach KOD. W artykule „WP” pojawia się też
sugestia, że pomimo nieufności, jaką obecna ekipa rządząca odczuwa
do Rosji i Niemiec, jej kurs jest nadal proamerykański, co może dać
szansę administracji Obamy na wywarcie skutecznego nacisku na polski rząd.

Zdaniem publicystów ekipa Obamy powinna zasygnalizować Warszawie,
że osłabianie władzy sądowniczej, uciszanie medialnej krytyki czy
wszczynanie śledztw przeciwko politycznym przeciwnikom to
najszybsza droga do ochłodzenia stosunków z Waszyngtonem.

---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 22:54, 02 Sty 2016    Temat postu:

-
2.01.2016
sobota

Co by tu obalić?
Leszek Jażdżewski

Kiedy pozbędziecie się tego parafaszystowskiego rządu? – pyta się mnie oficer zagranicznego wywiadu. Bierz ile chcesz, ale zróbcie coś wreszcie – ponagla bankier (pewnie żydowski, choć płaci uczciwie, w dolarach). W policji, służbach powstają oddolnie komórki gotowe bronić konstytucji przed rządem i poleceniami zwierzchników. Science fiction? Być może, ale trzeba przyznać, że Kaczyński stworzył świetne warunki do zamachu stanu. W krajach podobnych do Polski (czyli krajach latynoskich) już jakiś pułkownik, a może tylko porucznik szykowałby się do akcji.

Polska Targowica jest już na miejscu. Kiedyś brała kasę z CIA, niektórzy z Moskwy (choć ci akurat teraz co najwyżej pobierać będą z ZUS-u), w przeciwieństwie do Prezesa mają konta w banku i nie zawahają się w razie wyższej konieczności podać ich numerów. Bunt społeczny (inspirowany przez wiadome kręgi) też się już zaczął i w miarę jak nowa władza będzie się potykać o własne nogi niezadowolenie będzie narastać. Duda to mięczak, Szydło to marionetka, tak naprawdę wystarczy aresztować jednego człowieka, a reszta nie będzie miała pojęcia co robić. Takie bezwładne ciało bez głowy.

Na zagraniczną interwencję nie ma co liczyć, doktryna Obamy to nie doktryna Breżniewa, Niemcy wolą nas wykupywać bez konieczności płacenia kosztownych rachunków, Rosjanie się nie ruszą, bo Kaczyński jest im na rękę (swoją drogą coś o tej wojnie z Rosją nie słychać, czemu ten Macierewicz jest tak bezczynny!). Macierewicz byłby zresztą najlepszy do zamachu stanu – fascynowała go partyzantka miejska i Che Guevara, dobrze prezentuje się w mundurze (choć pewnością dużo lepiej byłoby mu w białym, a la Kadafi, z medalami itd.), no i generalnie jest specjalistą od zamachów. Niestety chwilowo pełni funkcję ministra obrony narodowej.
Moglibyście pomóc interwencją wojskową, piszę do znajomego z wiadomych kręgów, frontowy kraj NATO, nie zostawicie nas w potrzebie. ZSRR interweniował w Czechosłowacji, dlaczego USA miałyby być gorsze? No ale niestety wojska amerykańskie w Polsce mają być nieliczne, a może nawet w ogóle nie dojadą (pewnie Kaczyński zorientował się, że szczyt NATO mógł być pretekstem do bezpośredniego przejęcia sterowania Polską przez Amerykanów).

Czyli musimy bazować na własnych zasobach. Gdyby Tomasz Lis był wojskowym, albo chociaż policjantem wiem, że nie zabrakłoby mu determinacji (poza tym właśnie rozstał się z TVP więc miałby akurat chwilkę czasu). Ale choć nienawistnik z niego pierwszej klasy chyba jednak brak mu trochę wprawy. Petru? Ciamciaramcia, poza tym liczy, że jako względnie młody przeczeka Prezesa i dochrapie się premiera albo prezydenta. Zandberg? Do Lenina jeszcze mu wiele brakuje. O Kamyszu nawet nie ma co gadać. W zasadzie Schetyna by się nadawał – był szefem MSW, ma ludzi w służbach, lubił wykręcać ręce w partii i kopać w golenie na boisku. Charyzmy ma tyle co słupek parkingowy, ale to świetna przykrywka, nie każdy może być Peronem.

Niestety dalej nie wiem co przekazać moim mocodawcom. – Ja, tłumaczę im jak komu dobremu, nie mam znajomych w wojsku, poza tym brzydzę się przemocą do żadnych coup d’etats się nie nadaję, a zabawę karabinami zostawiam wyrośniętym dzieciakom z grup rekonstrukcyjnych. Nota bene, trzeba przyznać, że to potencjalny materiał do wykorzystania – świetnie wyglądałoby zaaresztowanie Sejmu przez rycerzy spod Grunwaldu (efektowne obrazki) albo powstańców warszawskich (nowsza technologia, bardziej sprzyjająca geografia). No i pogoda – jeden zamach stanu zimą już był, deprecha, odmrożenia, koksowniki (a przecież mamy problemy ze smogiem) także zdecydowanie zachęcam potencjalnych rewolucjonistów do wyboru miesięcy letnich (i tak Warszawa jest wtedy pusta, a państwo nie działa, więc kto zauważy różnicę?) – więc powstańcy listopadowi albo tym bardziej styczniowi raczej nie mają tu czego szukać.
Jeśli jacyś spiskowcy byliby gotowi mi pomóc, żebym mógł na swoje 30 srebrnych szekli za zdradę Narodu Polskiego uczciwie zarobić, będę bardzo wdzięczny za podrzucenie na fejsie info o planowanej akcji (dodajcie mnie do eventu po prostu) i przypominam raz jeszcze mój pogodowy postulat. Najlepiej skorzystać z okrągłej rocznicy Zamachu Majowego i będzie jak znalazł, do końca wszyscy będą przekonani (poza tymi politykami, którzy myśleli, że to było w 89 roku), że to po prostu bardzo efektowna inscenizacja. Także, byle do wiosny i jesteśmy, jak mawiają hipster-partyzanci, w intaczu.

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 18:40, 23 Kwi 2016    Temat postu:

23.04.2016
sobota


Skwer Mitręgi, czyli dekomunizacji wbrew
Jan Dziadul

Na mój rozum żeby zdekomunizować przestrzeń publiczną – zgodnie
z treścią i duchem czekającej na podpisanie przez prezydenta ustawy –
to trzeba mieć z czego. Nie twierdzę bynajmniej, że mało jest w Polsce
miejsc, które w myśl obowiązującej myśli przewodniej należy unicestwić
ogniem i mieczem. I wobec powyższego im więcej roboty na tym odcinku,
tak potrzebnej dźwigającemu się z ruin i kolan krajowi nad Wisłą,
tym, rzecz jasna, lepiej.

Zaniedbania są bowiem ogromne. Od Bałtyku, gdzie nadal uparcie wieją
wiatry północno-wschodnie, po Tatry. Trzeba zakasać rękawy i do roboty.
Pamiętacie niegdysiejszą inicjatywę zmiany nazwy Czerwonych Wierchów?
Wówczas padła, ale dzisiaj kto wie, kto wie…
Prawdziwi górale przez to miejsca sobie znaleźć nie mogą ze wstydu!

I naprzeciw owym oczekiwaniom wyszły dwa dni temu władze Siemianowic
Śląskich, mianując michałkowicki skwerek urodzonemu tu w 1917 r.
Janowi Mitrędze. Skwerek skromny – postać dla Śląska i górnictwa
wielka. Kto zacz? – zapyta ktoś młodszy – żeby tych kilka metrów
miejskiej zieleni mu poświęcać. Można by powiedzieć: tutejszy,
Ślązak od pokoleń – z rodziny ku Polsce się skłaniającej.
Urodził się wprawdzie w Prusach, ale od 1922 r. Polsce był już oddany.
Choć szedł niesłuszną drogą, bo z lewicowymi organizacjami w II RP się
związał, to jako górnik – hajer.
W 1945 r. ratował swoją kopalnię „Michał” przed zniszczeniem, jakie siali niemieccy uciekinierzy.
Tak więc jak ktoś zechce, to się mitręgowych zasług dla siemianowickiej ziemi doszuka.

Potem dążył drogą modelowej kariery w PRL, partyjnej, zawartej
brzemiennie w krótkiej frazie „wicie, rozumicie” – jasnej dla wszystkich
starych koni i kompletnie niejasnej dla szczawików, podobnie jak kabaret
Olgi Lipińskiej. Uhonorowany wieloletnimi funkcjami państwowymi,
w finale rangą ambasadora w Czechosłowacji. Za jego czasów
wybudowano 15 kopalń. Po co? – zapyta bezpardonowo trzeźwo
myślący szczawik. A może za mało? – odburknie sentymentalny
romantyczny stary koń, noszący w sercu blask niegdysiejszej
potęgi górnictwa i nadzieję na rekonstrukcję wielkości.

Dzisiaj, w wolnej Polsce, napis na jego tablicy sporo mówi:
„Jan Mitręga (1917-2007), rodowity michałkowiczanin, wybitna postać
polskiego górnictwa, twórca nowoczesnego przemysłu węglowego,
przez 15 lat minister górnictwa i energetyki, wicepremier (1971-1975),
honorowy Obywatel Siemianowic Śląskich”. Poniżej dodano:
„Śląsk obdarzył go tym, co w jego tradycji najcenniejsze – pracowitością,
prawością, miłością do Ojczyzny. On – odpłacił Śląskowi nasycając jego
kopalnie najnowocześniejszą myślą techniczną. Ten zakątek Siemianowic
Śląskich jego pamięci poświęcamy”. Ej, łza się w oku kręci…
Szybko ją rękawem ocieram, widząc przejeżdżającą grupę bezczelnych
cyklistów.

Cóż, mogę tylko pewne kwestie przełożyć na bardziej zrozumiałe słowa:
za Mitręgi, tak się opowiada przy piwie, konie wyjechały z kopalń, a ich
siłę pociągową i hajerów ciśnienie rąk zastąpiły lokomotywy; górnikom
zaś kazał odłożyć kilofy i łopaty i nauczyć się kombajnów i przenośników.
Każdy na jego miejscu podobnie pewnie by postąpił, ale to jemu oddaje
się za to honory po dziś, no i Edwardowi Gierkowi, rzecz jasna.

Czy honorując postać z PRL, władze Siemianowic nie idą wbrew polityce
rządu? Pod koniec ubiegłorocznego października, kiedy nie było jeszcze
wiadomo, jaką drogą potoczy się polityka historyczna – za Mitręgą było
21 na 23 radnych (radna PiS i niezrzeszona – wstrzymały się od głosu).
Był więc czas, żeby naprawić błąd i przyjąć nową uchwałę zgodną
z ustawą dekomunizacyjną, która wyraźnie mówi, że nazwy nadawane
przez jednostki samorządu terytorialnego nie mogą upamiętniać osób,
organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących komunizm.
Prowokacja czy co?

Siemianowice Śląskie, ze swoimi 65 tys. mieszkańców, prawie murem
stoją za Mitręgą. Nie bacząc nawet na głos rozsądku, czyli przedstawiciela
katowickiego IPN, który przypomniał, że w III Rzeszy też budowano
szpitale i autostrady, ale nikt nie nazywa ich imionami inwestorów.
Głos rozsądku okazał się głosem na puszczy, ludzie wiedzą swoje:
tu jest Polska. A do tego Śląsk.

Co będzie dalej? Wydaje mi się, że dekomunizatorom trudno będzie
zwyciężyć Mitręgę – łatwiej już powinno pójść z reprezentacyjną dla
Siemianowic ulicą Karola Świerczewskiego czy też zagubioną między
kamienicami – Janka Krasickiego. Bój na pewno stoczą, tablicę nocą
zdejmą, ale pamięci na tym skwerku zaorać się nie da –
Mitręga, synek tutejszy, już się w nią wrył.

Ale to wszystko będzie prawie nic wobec batalii, jaką dekomunizatorzy
przestrzeni publicznej będą musieli stoczyć z pamięcią po generale
Jerzym Ziętku. To dopiero będzie prawdziwą miarą siły PiS na Śląsku.
Pierwsze podchody już zaczął pisowski poseł Stanisław Pięta,
domagając się u schyłku ubiegłego roku usunięcia popiersia Ziętka
z gmachu Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego (patrz:
Próba zamachu na generała).

Pamięć o Ziętku, popularnym na Śląsku Jorgu, powstańcu śląskim
i wielkiej postaci II Rzeczypospolitej, żołnierzu Ludowego Wojska
Polskiego i znaczącej persony PRL – kontra Wielcy Dekomunizatorzy
przestrzeni, uzbrojeni swoją literą prawa i z jej walecznym duchem.
Czyje będzie na wierzchu? To dopiero będzie bój…
Coś mi się widzi, że nie ostatni. Znowu się popłakałem.

--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Sob 18:41, 23 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pon 14:28, 25 Kwi 2016    Temat postu:

25.04.2016
poniedziałek




-
Pasażerowie na gapę
Andrzej Celiński

Wszystko, co dobre i co złe, zaczyna się od naszych mózgów.
Kapitał ludzki. Ważniejszy od wszystkich innych kapitałów.

Po wielkich klęskach Europy, jeszcze w XIX wieku pępka świata, po II wojnie, ponad konflikty wybrano w Europie politykę wartości. Dedykuję ten dla niektórych polskich przywódców wybór politycznym troglodytom, którzy albo nic nie wiedzą (kończyli kolejne wydziały politologii albo administracji, która wydawała się im prawem, albo marketingu, specjalnie politycznego, który za nic miał godność człowieka).
Jest taka kategoria: pasażerowie na gapę. Kto lubi pasażerów na gapę?
Ten i ów odpowie – a co mnie to obchodzi, że nas nie lubią. Wydoję tę Europę. Wycisnę Brukselę.
Najpierw zwracam uwagę na estetykę. Potem na politykę.
Chcę jednak napisać coś, czego rozumem nie ogarniam, ale co widzę sercem.
Wartościami się nie kupczy. W Europie jakoś szczególnie. W Europie, która powstała na nowo po katastrofach pierwszej połowy XX wieku i odwołała się do wartości.
Jeśli kupczysz, to mają cię za szmondaka. Mało polityczna kategoria. Bardzo ważna kategoria. Dedykuję te słowa dwóm polskim paniom premier: pani Kopacz i pani Szydło. To, co je połączyło, mimo partyjnych różnic, to otwartość na handel tam, gdzie się nie handluje.

Jesteś w klubie albo jesteś poza klubem. Polska, gdy aspirowała do klubu, musiała wspiąć się na palce. Polacy w referendum wybrali Europę. W programach szkolnych o tym, że to pewien kanon, że to wartości – ani pół słowa. Warto jednak przypomnieć tym politycznym dzisiejszym troglodytom, co wartości nie pojmują. NIE wartościom europejskim oznacza być poza Schengen. Paszporty, wizy, praca na czarno, kolejki na granicach.


Europa to wartości najpierw. Nie ma potrzeby, zanim tego się zrozumie, pisać więcej. Po czerwonym i po brunatnym totalitaryzmie jest jakiś europejski kanon. Jeśli Kaczyński go nie rozumie, to jest poza Europą tych wartości. Jeśli Polacy wybierają Kaczyńskiego, a jak świadczą sondaże, wybierają, to lokują się poza Europą. Ja pamiętam, że to tylko 18 proc. Ale po drugiej stronie nie ma tych 19 proc. Pojmijcie to wreszcie, kochani.
Wartościami się nie kupczy! A jeśli zaczyna się wartościami kupczyć, to jest się w Europie szmondakiem. Miejsce odległe czempionowi, pani premier. Bardzo odległe. Szkoda, że umysłowość polskiej pani premier tego nie ogarnia. To też jest dzisiaj świadectwo polskości w Europie.
Polska wyrosła na SOLIDARNOŚCI i potem na sukcesie gospodarczym i na tym, że stała się wzorem dla innych młodych demokracji – dla Ukrainy i jako przeciwwaga Rosji Putina. A też i dla greckiej swobody bytu.
W Brukseli, w Paryżu, w Berlinie pamiętają wielkich Europejczyków i jeszcze większych Polaków. Geremka, Wałęsę, Kuronia, Mazowieckiego.
Dzisiaj Polska ma powody się wstydzić.
Najpierw, latem 2015, w apogeum migracyjnego kryzysu, rząd PO, trawiony strachem. Teraz PiS. I milczenie innych. Uchodźcy. Wielkie migracje.
Zapomnieli o solidarności. Nie mają pojęcia, nie pamiętają, nie czują, czym Polska uwiodła Europę. Nie znają historii. Nie rozumieją. Żyją w świecie nieustającego konfliktu. Europa tego Polakom nie daruje. Zastanawia się: KOGO MY TU WZIĘLIŚMY? PO CO NAM TO?

To są różne światy. Te polityczne fleje, w Polsce, biegające nie za dobrem wspólnym, nie za tym, czym powinna być polityka, lecz za radami nadzorczymi. Te powiatowe gnoje, które na fejsbukach piszą o sobie: „polityk”. Nie czytali Webera. Nic nie czytali. Mają o państwie pojęcie takie, jakie ma mój dziesięcioletni wnuk.

Polska zginie, jeśli tych małych partyjnych ludzi nie odsuniemy. Polska traci właśnie swój powab w Europie. To jest moment zwrotny. Jak za czasów targowicy. Wtedy kłamstwo zwyciężyło. Czy i dzisiaj polsko-katolickie (myślę o hierarchii i o Rydzyku), pisowskie kłamstwo zwycięży? Nie wiem.
--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pią 5:23, 29 Kwi 2016    Temat postu:

28.04.2016
czwartek


-
Żeby nie mówili, że nikt im nie mówił
Andrzej Celiński

Kiedy przyszedł Październik 1956 r. i władza uległa presji krótkotrwałego
poluzowania cenzury, a strach na kilka miesięcy uleciał w kosmos –
na rozmaitych zebraniach partyjnych (najsłuszniejszej wówczas partii,
czyli PZPR, choć były jeszcze dwie satelitarne: ZSL i SD) po kątach
szlochały stare działaczki i weterani komunizmu, że o stalinizmie i jego
zbrodniach niczego nie wiedzieli, że to była tajemnica, że gdyby
może wiedzieli… Bzdura na wodzie patykiem pisana.

Wszyscy wiedzieli. Kilkadziesiąt tysięcy więźniów politycznych, drugie tyle więźniów prawa, jakiego nikt w Europie poza sferą sowiecką nie widział (np. z ustawy o socjalistycznej dyscyplinie pracy można było pójść na pół roku za kraty z powodu trzykrotnego piętnastominutowego spóźnienia), ciężki klimat, wszechobecność tajnych policji. Nie chcieli wiedzieć. Tak było łatwiej. To było prostsze.
Podobnie w 1968 roku, kiedy dla wewnątrzpartyjnej gry o władzę rozpętano w Polsce antysemicką nienawiść, a język pogardy wcisnął się nawet do tytułów dotąd, zdawało się, liberalnych jak na warunki socjalistycznej demokracji wielu, ba, znakomita większość milczała. Nie nasz jest to interes. Po co się mieszać. A kto tam wie, o co w tym wszystkim chodzi. Nie ma dymu bez ognia. Nie ma potrzeby stawiać pytajnika po cytowanych tu słowach, dość powszechnie wypowiadanych, kiedy była rozmowa, bo to były zdania utwierdzające w postawie bierności wobec ewidentnego świństwa.

Taka jest prawda o dominujących w społeczeństwie postawach wobec działań opresyjnej władzy. To jest prawda wielkich liczb. Większość jest zazwyczaj zwyczajna. Idzie za swoim interesem. A pojmuje go, rozważając najpierw własne bezpieczeństwo. W krótkim czasie, na bieżąco. Dała temu wyraz, przyznaję, w tragicznie humorystycznych okolicznościach, ówczesna premier z liberalnej i europejskiej podobno Platformy w słynnej wypowiedzi o zaganianiu dzieci do domu. Gdyby było inaczej – nie rozdawano by potem, kiedy zło dobru na moment ustępuje, orderów za odwagę.
Nie jest prawdą, że cały naród stanął z bronią w ręku, a choćby z bibułą jak jeden mąż przeciw hitleryzmowi. Za to groziła śmierć. Tym bardziej nie jest prawdą, że komunizm w Polsce spotkał się z powszechnym oporem. Wobec opresji większość ulega. Przystosowuje się. Szuka jakichś luk, szczelin, w których można żyć i przeczekać.

Odwołuje się do „Zniewolonego umysłu” Czesława Miłosza. Do opisanego przez niego kulturowego kodu Persów pod nazwą KETMAN. Interesujące byłyby badania (IPN?) dla ujawnienia motywów maturzystów z wczesnych lat 50. XX wieku, w czasie stalinowskiego terroru w PRL, w wyborze studiów. Stefan Nowak, jeden z trzech „moich” profesorów, ten od pracy magisterskiej i czterech lat prowadzonego w jego katedrze konwersatorium, nie wybrał studiów socjologicznych. Mimo że był później jednym z kilku polskich socjologów, którego nazwisko i dorobek identyfikowano na najlepszych amerykańskich uniwersytetach (Yale, Columbia, Chicago, Stanford). Nowak wybrał fizykę. Był doktorem nauk fizycznych. Dopiero po wspomnianym Październiku stał się socjologiem, wybitnym badaczem postaw ludzkich o znaczącym wkładzie w ich empiryczne identyfikowanie, a także twórcą teorii postaw. Nie znam socjologa tamtej epoki o tak głębokiej samowiedzy o metodologicznych ograniczeniach badań empirycznych w naukach społecznych, których sam był w Polsce przecież animatorem.
Jeśli ktoś nie domyśla się jeszcze, o czym jest ten tekst, to spieszę z objaśnieniem. To jest tekst o Polsce 2016 roku.
Po uzyskaniu 37 proc. głosów i ponad połowy mandatów w obu izbach parlamentu, w okolicznościach stworzonych zwycięstwem kandydata PiS w wyborach prezydenckich, Prawo i Sprawiedliwość, rząd, prezydent, parlament i przede wszystkim prezes:

1. Ułaskawili człowieka skazanego w pierwszej instancji na karę trzech
lat więzienia za bezprawne nadużycie władzy, kiedy ją wcześniej posiadał,
i chwilę po tym ułaskawieniu mianowali go szefem tej samej instytucji,
której instrumenty posłużyły mu do czynów, za które został skazany.

2. Zdemolowali gwarancje praworządności w stanowieniu i stosowaniu
prawa poprzez bezprawne wprowadzenie chaosu w domenie
konstytucyjnych obowiązków Trybunału Konstytucyjnego.

3. Zmienili ustawę o prokuraturze tak, że jedynowładcą wyposażonym
w niekontrolowany przez żadną inną instytucję dostęp do wszelkich
śledztw, z prawem interwencji w te śledztwa idącym do pełnego
ubezwłasnowolnienia prokuratorów, uczynili polityka obozu władzy.
Tego, który w kadencji 2005-2007 zapisał się w świadomości demokratów
jako moralny sprawca śmierci Barbary Blidy zaszczutej przez organa
władzy politycznie kierowane przez rzeczonego. Tego, którego służbowy
laptop (wraz z zapisanymi w nim informacjami) zginął śmiercią nagłą pod
kołami jego służbowego auta w momencie, kiedy kończył swą państwową
służbę. Tego, którego działania doprowadziły do zawału transplantacji
medycznych dla ratowania życia. Tego, który wywlekał ludzi
podejrzanych, ale nie skazanych (niektórzy byli potem
uniewinniani z ciężkich podejrzeń) pod okiem telewizyjnych kamer.

4. Wprowadzili przepis pozwalający uniknąć odpowiedzialności
karnej funkcjonariuszowi, którego działania były bezprawne,
ale czynione w ocenie władzy politycznej, w dobrej intencji.
Decyzje tego rodzaju są jednoosobowe, jednoinstancyjne i niepodważalne.

5. Wprowadzili przepis umożliwiający uniknięcia przez przestępcę kary.
Skorzystali już z tego przepisu.

To są najbardziej bulwersujące i już dokonane zmiany w prawnych podstawach funkcjonowania władzy w Polsce. Towarzyszą temu decyzje kadrowe i przygotowywanie kolejnych aktów prawnych dla wprowadzenia w Polsce i zagwarantowania partii Prawo i Sprawiedliwość władzy autorytarnej, której działania, niemieszczące się w kulturze konstytucyjnej współczesnej Europy, wyjęte zostają spod kontroli jakiegokolwiek czynnika niezależnego od tej partii i jej wodza. Działania te wypychają Polskę z Unii Europejskiej, a przynajmniej, doraźnie, pozbawiają Polskę wiarygodności jako partnera w budowaniu jej przyszłości. Spychają nas, mimo formalnego uczestnictwa w organizacjach politycznych Zachodu, do pozycji porównywalnej do Białorusi i Ukrainy.

Towarzyszy temu wszystkiemu język agresji i pogardy już nie tylko wobec oponentów politycznych, ale i wobec świętych instytucji demokratycznego państwa prawa, jakimi są Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy. Na język taki w daleko gorszych okolicznościach ruskiej w Polsce dominacji nie pozwalali sobie po 1956 roku nawet komunistyczni przywódcy.
Kto dzisiaj milczy, a ma świadomość, czym jest demokratyczne państwo prawa, ten przyzwala w istocie na działania Prawa i Sprawiedliwości.
Jeśli to wszystko źle się dla Polski zakończy, niech się nie dziwi, że tak się stało.
--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pią 5:25, 29 Kwi 2016    Temat postu:

Wacław1
28 kwietnia o godz. 10:15 533

Pasażerowie na gapę
25 kwietnia 2016, poniedziałek, Andrzej Celiński

Wszystko, co dobre i co złe, zaczyna się od naszych mózgów.
Kapitał ludzki. Ważniejszy od wszystkich innych kapitałów.

Pięknie Pan to ujął, Emerytowany Demokrato, w naszych głowach mamy porąbane,
mam tu na myśli polityków, ludzi nauki, publicystów, tych , którzy odpowiadają za edukację medialną, tę szkolną i na wyższych poziomach, która stacza się do dna.
To rozlewa się dalej, niżej….
Widzę to po swoich wnukach, dla których nie istnieje polska kultura, historia, literatura,karmieni są te moje dzieciaki; tym co dzikie, liberalne, również w edukacji,….
Za moich czasów tak nie było, w głębokim PRL-u, obok bieżącej indoktrynacji,
był Mickiewicz, Sienkiewicz… szacunek do historii, co prawda w pierwszej kolejności o rewolucjach,ruchach robotniczych, nie zapominano o powstaniach, Renesansie, Oświeceniu..;
Na religię chodziłem, przy kościele. Ksiądz selezjanin wyświetlał nam filmy z Czaplinem, z wąskiej taśmy…. Nikomu to nie przeszkadzało. W mieście Łodzi to było.
Dziki obyczaj wkradł się w naszą edukację po 1989 roku. Połknęliśmy to, czyli globalizację, jak bezrozumne kaczki i inne zwierzaki.
Jesteśmy pasażerami na gapę, pozwalającymi siebie wodzić za przysłowiowy nos,
oczarowani — wolnością bez ograniczeń, która powoli przechodzi w anarchię.
Jak to powiedział profesor Marcin Król : głupota nas opanowała, teraz się mówi, że zaślepienie, także.
---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 8:55, 07 Maj 2016    Temat postu:

-
Szachy dla samouków -- matowanie Hetmanem.
--
1_2
Diagram - 1
Mat w 2 posunięciach -- #2 --- --- --- 1. Gd4 -- g5 -- 2. Hf3 - szach - mat

Rozwiązanie
: 1. Gd4! - grozi - 2. Hh4 - mat
1. Gd4 - Wxe4 -- 2. Sd3 - mat
1. Gd4 - g5 -- 2. Hf3# --- diagram - 2

1. Gd4 - Gf5 - 2. Hxf5# -- diagram - 3
1. Gd4 - Gxe4 - 2. Se2 - mat
1. Gd4 - dxe4 - 2. Se2 - mat
1. Gd4 - Kxe4 - 2. Hg4# - diagram - 4

--
3_4
Diagram - 3
1. Gd4 - Gf5 - 2. Hxf5 - szach - mat ---- ---- 1. Gd4 - Kxe4 - 2. Hg4 - szach - mat

--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Sob 9:00, 07 Maj 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 4:02, 08 Maj 2016    Temat postu:

8.05.2016
niedziela


Prezes czatuje w telewizji
Jacek Kowalczyk

W TVP Info postanowili połączyć obowiązek z przyjemnością i pokazując
obraz idącej przez centrum Warszawy opozycyjnej manifestacji,
relacjonowali na żywo dużo ważniejsze, epokowe wręcz wydarzenie —
czat internatowy prezesa Kaczyńskiego. Kiedyś prezes nie miał najlepszej
opinii o internautach*, ale świat idzie naprzód i już nawet prezes wie,
że z internautami trzeba się liczyć. I w ten sposób wielbiciele prezesa
mogli usłyszeć to, co już wiele razy słyszeli, i zobaczyć, czego nawet TVP
ukryć nie zdołała — że manifestacja była gigantyczna
i do wymarzonych przez prawicę prowokacji nie doszło.

Jako malkontent muszę jednak dodać jedną uwagę do tego
ogólnoopozycyjnego sukcesu: nie wyłoniła się na razie osoba, która
miałaby siłę porywania tłumów. Słusznie prawili głównodowodzący i ich
przyboczni, ale trudno nie dostrzec, że mocy w tym się nie czuje.
I cytować nie bardzo jest co. W odpowiedzi na komunały Kaczyńskiego
słyszymy „nasze” komunały.
To wciąż trochę za mało, nawet jak na manifestację.
---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SZACHY Strona Główna -> O Szachach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 3 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin