Forum SZACHY Strona Główna SZACHY
Szachy, zadania szachowe i nie tylko
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Obowiązkowa edukacja lewicy
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SZACHY Strona Główna -> O Szachach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pon 12:19, 09 Maj 2016    Temat postu:

-
Nauka logicznego myślenia w szachach ----> dla lewicy - 2016

9 - P0579669
Autorzy -- Nikolay Kralin - Oleg V. Pervakov - Andrey Selivanov
Suomen Tehtäväniekat 30/12/ -- 1995
3. Preis
Tver-Wodka-Turnier
--

diagram - 1
Pomocnik w 3 posunięciach -- help#3

1) - 1. Ga7 - Wa3! - 2. Hb3 - Wxa7 - 3. Gd3 - Wc7#
2) - 1. Gf8 -- Wf3! - 2. Gd3 - Wxf8 - 3. Hb3 -- Wc8# - diagram - 3

2_3
Diagram -- 2
Dwie podobne siatki matowe -- Wc7 mat -- Wc8 mat

Do zamatowania czarnego Króla jesteśmy zmuszeni zlikwidować -- czarnego Gońca
Gońca trzeba ustawić na odpowiednim miejscu -- Ga7 -- Gf8
Aby u szachisty zadziałała wyobraźnia - to zalecam ustawiania pozycji końcowej na diagramach.
To jest logiczne -- jak chcemy mieć więcej szachistów w Polsce ,
to odpowiednia reklama i edukacja szachowa jest niezbędna.
---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pią 3:39, 13 Maj 2016    Temat postu:

2.05.2016
czwartek

Jest się czego bać
Andrzej Celiński

Jeśli uniwersytecki profesor, socjolog, zgłasza się publicznie do grona
ludzi, którzy przyzwoitość mają za zbędny w życiu balast,
wciąż jeszcze w okolicznościach swobodnego wyboru, nieprzymuszony,
z własnej chęci i ambicji – to naprawdę jest się czego bać.

Kraj gospodarczo wciąż jest nad kreską. Zadłużony ponad miarę mojej
tolerancji, ale też prawda, że sprawnie ten dług obsługujemy, w relacji
do PKB jest mniejszy niż dług Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Portugalii, Francji
i wielu innych krajów Unii, akceptację własnej sytuacji deklaruje trzech
na czterech Polaków, 10 proc. zmierza urlop spędzić na zagranicznych
wywczasach, sprzedaż dóbr konsumpcyjnych systematycznie rośnie.

Gliński tymczasem bez zmrużenia oka opowiada o III RP jako państwie
rządzonym głównie przez postkomunistów, powtarza brednie
Kaczyńskiego, że koderscy manifestanci to beneficjenci tej III RP,
obrońcy swej uprzywilejowanej pozycji, dziedzice uwłaszczonej
nomenklatury. Widzi pilną potrzebę komisji śledczej dla rozpatrzenia afery
Amber Gold, twierdząc, że występują tam związki z rodziną premiera
Tuska. Pytany o SKOK-i i senatora PiS, szefa senackiej komisji finansów
publicznych Biereckiego, wykazuje się świetną orientacją w sprawach
sektora bankowego, twierdząc, że to przecież drobny ułamek jego
aktywów. Pani redaktor uprzejmie nie wspomina tych 3,3 miliarda złotych
już wypłaconych z BFG dla ratowania depozytów oszukanych klientów
SKOK-ów. Okazuje się więc, że Tusk i Schetyna to spadkobiercy
komunizmu, zaś Piotrowicz, Jasiński i inni wierni komunizmowi
dzisiejsi politycznie przyjaciele Kaczyńskiego – cacy.

Glińskiemu mam do powiedzenia tylko, że trzeba prawdziwej kanalii,
żeby ludzi manifestujących w obronie konstytucji mieć za takich, za jakich
on ma chociażby w świetle życia mojej mamy, która sama prosiła, aby ją
na manifestacje KOD wziąć, mimo jej 97 lat. Takich jak ona (może nie
wiekiem) widzę na każdej manifestacji. Tłumy takich jak Piotrowicz,
Kryże, Jasiński, Kaczyński, Kempa, Czabański, Targalski, Gliński –
na szczęście w ogóle.

Sam zresztą mówiąc, co mówi, o interesach postkomuny realizowanych przez Tuska i Schetynę, sprytnie zapomina, że wzięli się oni dokładnie z tej samej partii, w której sam politycznie raczkował. Łączy go to zresztą z aktualnym prezydentem. Gdyby tą umysłową miazgą legitymował się człowiek niepiśmienny, można by zwalić jego ignorancję na system szkolny. Tu mamy do czynienia ze świadomym wyborem.
W jakim innym rządzie, w jakiej partii poza PiS mógłby Gliński otrzymywać listy zatytułowane: „Piotr Gliński. I Wiceprezes Rady Ministrów. Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Profesor doktor habilitowany”? Jeśli człowiek kompetentny w historii Polski, profesor, godzi się odgrywać taką rolę, jaką mu prezes Kaczyński wyznaczył – jest się czego bać. Znaczy to bowiem, iż nie zna on granicy, której bezkarnie dla integralności osobowości przekraczać nie wolno.

Jako socjolog zna Gliński pojęcie dysonansu poznawczego i wie, jak ludzka psyche zwykła sobie radzić, by ten dysonans zredukować, bo na dłuższą metę staje się on dla człowieka nieznośny. On i tacy jak on ten dysonans w sobie zredukują. Jeśli utrzymają władzę, ich indywidualne problemy samych ze sobą i redukcja zagrożeń dla integracji osobowości wywołanych dysonansem poznawczym staną się wielkim problemem dla wszystkich obywateli, którzy już z europejską gęsią się witali, a będą musieli, za trzy, pięć lat, z nią się pożegnać.

Po operetkowym wystąpieniu Macierewicza, który wiele nauczył się od swojego dawnego pobratymca Fidela C. jak idzie o długość równie sugestywnych, jak swobodnych wobec prawdy materialnej przemówień, było wystąpienie, w imieniu klubu PiS, znanego antykomunisty, ukrywającego się w strukturach wrażego PZPR i zbrodniczej peerelowskiej prokuratury klona Konrada Wallenroda, niejakiego Piotrowicza, który ze swadą opowiada pisowski przekaz dnia, wcześniej podany przez panią premier i rozpisany na głosy 21 ministrów.

Gdyby to wszystko na milę nie pachniało obrzydliwie, można by
skwitować – operetka. Wczorajszy Sejm jednak: ten przerażający, dziesięciogodzinny bełkot rządu wobec godziny na odpowiedź –
nie jest operetką. To jest katastrofa.
-


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pią 3:56, 13 Maj 2016    Temat postu:

-
głos zwykły
12 maja o godz. 18:36 1029

Kraj gospodarczo owszem jest nad kreską, ale jego sposób funkcjonowania jest nie do zaakceptowania. Zadaniem polityków jest to zmienić na lepsze, tak jak przedsiębiorcy zmienili ten kraj na lepsze, a nie czerpać z kierowania niewydolnym organizmem, który frustruje ludzi, materialne korzyści. Rafał Matyja, twórca hasła budowy”IV RP”, też za obecnych rządów PiS głosi tezę, że mamy nadal III RP a PiS ją robi w nieco inny sposób i że każda ekipa robiła to w inny sposób. Zagadnięty, że nie cieszy się z tego że jest ojcem duchowym dobrej zmiany, odpowiada że nie Marks także odcinałby się od Lenina. Wynika z tego, że Rafał Matyja nie widzi, aby droga z zacofania cywilizacyjnego mogła biec przez socjalizm i państwo solidarnościowe, lecz przez państwo republikańskie oparte na zasadzie praworządności. Dodam tylko, że dzisiaj rozmawiałem z cieciem na budowie, który powiedział, że to tylko wszystko tutaj tylko obserwuje… A kim Pan jest z wykształcenia? – zagadnąłem, bo wyczułem w tym rewolucyjną groźbę – A cieć na to – Doktorem historii.

-


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 13:11, 15 Maj 2016    Temat postu:

--
Partię Jarosława Kaczyńskiego popiera 33 proc. Polaków – wynika
z sondażu IBRiS dla "Rzeczpospolitej". Jak zaznacza gazeta,
to o 6 punktów procentowych więcej niż w zeszłym miesiącu.


"Rz" pisze, że wzrost notowań PiS ma związek z wejściem w życie
programu "Rodzina 500+" oraz uruchomieniem wypłat 500 złotych
miesięcznie na każde drugie i kolejne dziecko. Jak wynika z badania
IBRiS, w ciągu ostatniego miesiąca prawie wszystkie partie
opozycyjne, oprócz PSL, nieznacznie straciły.

Pierwszy miejsce na podium zajmuje PiS. Na partię rządząca
chce oddać swój głos 33 proc. badanych (wzrost o 6 punktów proc.).
Druga jest .Nowoczesna Ryszarda Petru, która może liczyć na 21 proc.
poparcia (spadek o 1 punkt proc.).
Ostatnie miejsce na podium przypadło PO (12 proc., spadek o 3 punkty
proc.). Do Sejmu wyszłyby jeszcze Kukiz'15 (10 proc., spadek o 1 punkt
proc.), PSL, które popiera 6 proc. Polaków (wzrost o 1 punkt proc.),
oraz SLD z wynikiem 5 proc. (awans o 1 punkt proc.).

Instytut Badań Rynkowych i Społecznych przeprowadził sondaż
w dniach 7-8 maja na próbie 1100 dorosłych Polaków.
Jak podkreśla "Rzeczpospolita", o najnowsze preferencje wyborcze
IBRiS pytał ankietowanych jeszcze przed prezentacją wyników
audytu ośmioletnich rządów koalicji PO-PSL.

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Czw 9:49, 19 Maj 2016    Temat postu:

19.05.2016
czwartek


A jeśli ta Polska z przyjazną twarzą się obudzi?
Andrzej Celiński

Nie udaję beznamiętnego analityka równo traktującego strony bieżącego
konfliktu. Jestem po stronie Polski otwartej, wspólnotowej, raczej
plebejskiej niż arystokratycznej, choć takiej, w której ceni się autorytet
kultury, wiedzy i odpowiedzialności. Gdyby pytano mnie o osobowości
historyczne, przez które chcę pokazać mój ideał Polski, bez zastanowienia
wymieniałbym kolejno: książę Drucki-Lubecki, ks. Staszic, margrabia
Wielopolski, baron Kronenberg – jak idzie o prehistorię.
W czasach bliższych mojej wyobraźni: Maria Skłodowska-Curie,
Stefan Żeromski, Bolesław Limanowski (mam tu osobisty interes,
bo państwowe funkcje objął dopiero po 90-tce Smile),
Eugeniusz Kwiatkowski, Kazimierz Moczarski, Aniela Steinsbergowa,
Barbara Skarga, Jan Kielanowski, Marek Edelman, Jacek Kuroń,
Jan Józef Lipski, Zofia Kuratowska). Łatwiejsze i pełniejsze to
od ideologicznych zaklęć. Odsiewa tych, którzy pojęcia
o Polsce nie mając, chętnie o niej gaworzą.

Polska, która na kilkadziesiąt lat przeżywała coś na kształt karnawału, czyli wszystko, co istotne, na odwrót od utartych ścieżek polityki uzyskała w minionych dwudziestu latach, jedno pokolenie!, więcej od świata niż wartość jej aktywów. Pan Bóg nam pomógł. Ale i my sobie pomogliśmy, zmieniając podstawowe linie naszej metapolityki. Pisałem o tym. Sens zastąpił mit w naszych zbiorowych działaniach. Tych działaniach, które w rzeczywistości budują przyszłość narodu. Pokarm ludzi naprawdę wolnych – sens zastąpił legendy, które były konieczne, by zniewoleni przeżyli.
Lech Wałęsa, też o tym już tu pisałem, przed Połączonymi Izbami w listopadzie 1989 roku oznajmił tę zaskakującą o nas prawdę światu. Lepiej bądź gorzej, z ostrymi zakrętami, wrzawą głośniejszą od potrzeby – realizowaliśmy ten tak bardzo odmienny od polskiej tradycji scenariusz. Byliśmy odpowiedzialni, rozważni, pragmatyczni i konsekwentni. Jak to się mówi – w sumie. Co znaczy, że nie zawsze, nie do końca, z błędami, od których zęby bolą. Ale z pewnej odległości i z dobrą wolą, kto obserwował – podziwiał.

I wszystko to, co uzyskaliśmy, ponad stan naszej zasługi, choć jednak z jakąś zasługą, trawi dziś kwas nacjonalistycznej, skrajnie konserwatywnej, opartej na wszechogarniającym nasze życie publiczne kłamstwie polityki partii Prawo i Sprawiedliwość, wspieranej przez trzecią część Polaków, Kościół katolicki i, dyskretnie, choć konsekwentnie, Putina. Trzeba być ślepcem, by nie dostrzegać odwrócenia rozkładu sympatii wokół Polski.
Unia Europejska i Niemcy, Stany Zjednoczone stają się dla rządów Kaczyńskiego przeszkodą. Europejscy nacjonaliści, którzy nigdy Polaków u siebie nie chcieli i nadal nie chcą – sojusznikami. Apogeum oglądaliśmy w Strasburgu i zaraz po. Niezbyt mądra i w polityce europejskiej niebiegła premier polskiego rządu uśmiechała się czule do wspierających ją europejskich troglodytów. Będących zresztą w Parlamencie Europejskim w zawstydzającej mniejszości. A Orbán pokpiwał z samozwańczego lidera grupy wyszehradzkiej, aspiranta do europejskiego czempionatu, że jak będą mu w Brukseli chcieli zrobić krzywdę, to on swoim wetem pomoże. Czempion Europy in spe, lider grupy wyszehradzkiej broniony wetem Węgier. Miara upadku i miara głupoty polskiego rządu.
Polska nie jest jeszcze w kryzysie. Nawet 3,2-proc. wzrost w Europie dobrze się liczy. Ulicami ciągną setki tysięcy ludzi demonstrantów, nie ma cenzury, policja nie aresztuje opozycjonistów. ROZWÓJ. WOLNOŚĆ. DEMOKRACJA. Nie tak?
Polskę drąży konflikt, jakiego świat nie widział. Bo nie ma on pośród swoich przyczyn upadku gospodarki, skandalicznie nadmiernego rozwarstwienia, wielkich afer ludzi władzy czy czegokolwiek, co zwyczajny człowiek mógłby uznać za katastrofę dla jego i państwa perspektyw. A ten konflikt głęboki jest jak rów mariański. Ludzie odmiennych wyborów naprawdę nie rozmawiają ze sobą. Czytają odmienne gazety, oglądają różne telewizje. Jeśli są wierzący, wybierają sobie kościoły i księży, do nieswoich nie chodzą. Są dwie Polski, dwa rynki mediów, dwa Kościoły katolickie, dwie zupełnie odmienne perspektywy.

Polska przegrywa właśnie swoją historyczną szansę. Nie jest dzisiaj zdolna, przez erupcję swej paździerzowej kultury życia publicznego i zbyt słaby opór wobec kłamstwa, przezwyciężyć tego konfliktu. Za mali ludzie, jak na tę wielką historyczną szansę. Źle wykształceni. Analfabeci, jak idzie o postępowanie wedle wskazówek sensu. Zmitologizowani jak plemiona triobrandzkie. Klęska systemu szkolnego. Licealista ze szkoły Schumana, inteligentny i piękny, mówi językiem Faraga.
Ale jeśli się mylę? Jeśli jest szansa? Jeśli Kaczyński jest jak purchawka na ziemi (ja akurat, niekonsekwentnie, tak myślę) – nadepnięty, zapadnie się w siebie i jedynie popiół zostanie?
Co zatem, jeśli wygramy? Jeśli ta Polska z otwartą, przyjazną sobie i światu twarzą obudzi się? Tak jak w 1989. Trochę przez przypadek. Trochę dlatego, że dość szczupłe elity z jednej i przeciwnej strony ówczesnego konfliktu potrafiły do zwycięstwa doprowadzić. Wówczas okoliczności międzynarodowe były wprost cudowne dla naszego zwycięstwa. Dzisiaj, choć mniej optymizmu, nie są o przepaść gorsze. Nic jeszcze się nie stało z Europą takiego, by móc powiedzieć, że okoliczności zewnętrzne zamykają nam szanse na dobry scenariusz przyszłości. Wciąż wszystko zależy od nas samych. Więc co, jeśli Polacy znów otworzą się na współdziałanie dla dobra wspólnego, w obronie wolności i demokracji, dla siebie i dla Europy wartości, które zbudowały nadzieję na pokój i na dobrobyt?

Więc jakie jest to nasze marzenie o Polsce? Co trzeba temu rodzącemu się fenomenalnie ruchowi, któremu dzisiaj na imię KOD, by porwać kogoś więcej niż zawsze wiernych otwartej na świat Polsce inteligentów?
Odpowiedziałbym: patrzeć bez kompleksu na tych, którzy regularnie wygrywają i potrafić zrozumieć fundament ich zwycięstw. Kopiować, co się da. Urbanistykę, środowisko, procedury sądowe, schematy urzędów, administrację, prawo. Nie wstydzić się tej uwagi i nie wstydzić się kopiowania. Z zawsze obecną myślą, czy warto, czy dokładnie tak samo, co kopiując, zmienić? Przede wszystkim jednak nie podważać fundamentalnych wartości, które konsekwentnie nauczane i bronione doprowadziły Europę to stanu, że do niej miliony się kierują w ucieczce z miejsc, gdzie te wartości nie kształtują dominujących polityk. Zrozumieć wreszcie, że Europa to najpierw wartości. Że materialny dobrobyt nie spod nagana ideologii i kościoła się wywodzi, a z liberalnej kultury. Ideologie i Kościoły wtedy go wspierają, jeśli nie mieszają się porządki sumień i władzy.

KOD krzyczy: WOLNOŚĆ, RÓWNOŚĆ, DEMOKRACJA. Słusznie.
Może jeszcze, z pamięcią drogi europejskiej, warto pamiętać o BRATERSTWIE? Tym bardziej, że to przecież nasza SOLIDARNOŚĆ z 1980/1981 roku. To odpowiedzialność za innych. To przekroczenie granic egoizmu.
A więc SOLIDARNOŚĆ. To przytyk oczywisty do neoliberałów. Nie powtarzam nazwisk. Są oczywiste. Nie wykluczam, proszę jedynie o zrozumienie. Nie jest tak, że jeśli kraj się bogaci, to wszyscy się bogacą. To jawna nieprawda. Choć oczywiste jest, że żeby wszyscy się bogacili, kraj musi się bogacić. Potrzebna jest jedność demokratów. Nie będzie jej bez SOLIDARNOŚCI. To wartość, której po 1989 roku najbardziej zabrakło. Zabrakło też SPRAWIEDLIWOŚCI. Te deficyty trzeba najpierw dostrzec, by je wypełnić. 500+, w realizacji niemądre, a kto wie, czy nie przeciwskuteczne, w idei niechaj będzie wyrzutem.
Nie bać się NOWEGO. Mieć ODWAGĘ. Kopiując, co gdzie indziej sprawdzone, nie bać się czasem powiedzieć NIE! Ja mam lepszy pomysł. Porozmawiajmy. Stać się współgospodarzem Europy. Młode pokolenie wykształconych Polaków już w niej jest. Dlaczego polityka ma ich hamować? Tylko dlatego, że stare partyjne repy nie nadążają wyobraźnią, swobodą, komunikacją, urodą ciała i umysłu? Błahy to powód.
Budować WSPÓLNOTĘ. Rowy, jakie wykopaliśmy między sobą, najpierw te mentalne – zasypać. To jest też sprawka bajecznie drogich prywatnych przedszkoli i szkół, zamkniętych osiedli, ostentacji w konsumpcji materialnej. To jest przede wszystkim sprawa systemu finansowania awansu młodego pokolenia Polaków poprzez edukację. Po to, by nikt z sensem pośród młodych nie mógł powiedzieć – chciałem, ale nie mogłem. Wy (czyli „my” – państwo) mi tej najlepszej edukacji nie udostępniliście. A więc otwarte systemy edukacyjne i otwarta kultura. Produkty kultury (i edukacji) nie mogą być traktowane, jak narty, auto czy sukienka. Tu rynek jest jak z piekła. Co znaczy urynkowienie edukacji? Kultury? Optymalizację kosztów? Zysk z edukacji i z kultury nie jest zapisywany w księgach kasowych a w ludzkich mózgach i postawach społecznych.
DEMOKRACJA. Pytać, pytać i pytać. I słuchać. A więc nie marketingowo pytać, ale pytać, by autentycznie się dowiedzieć. Negocjować. A najpierw po prostu rozmawiać. Ucierać stanowiska, a nie jedynie mocą władzy decydować. Nie spieszyć się. Mieć czas dla ludzi. Demokracja to nie teatr, nie fasada, nie gra. Demokracja to rzeczywistość.


UFAĆ. To relacja wielokierunkowa. Jest w niej podkład psychologiczny, kulturowy, prawny i polityczny. Politycy są odpowiedzialni za zmianę. Społeczeństwo folwarczne, a taka jest wciąż Polska, nie zawojuje Europy. Przegra też z Rosją. Utraci swą szansę. Odbudowanie zaufania do państwa zacząć od służby cywilnej i wyprowadzenia partii politycznych zewsząd, co nie jest polityką. Jeśli nie wiecie, co jest polityką, posłużcie się kryterium formalnym – spisem instytucji. KGHM, LOTOS i stada arabów na Podlasiu i w Świętokrzyskiem z pewnością nie są instytucjami polityki.
Pamiętać, że w wolnej Polsce nomenklaturę nie PiS wymyśliło. Ktoś chciał się sprawdzić w zbrojeniowym biznesie, ktoś inny w energetyce. Z tym raz na zawsze trzeba skończyć. Krwią z palca utoczoną podpisać cyrograf, że nie będzie się mieszało porządków. Albo partia, albo biznes, albo administracja. Stalowe kurtyny pomiędzy nimi.
Ufać – to też relacja administracji do obywatela. Wciąż dowód osobisty i pesel to za mało. Jak długo jeszcze? Gdzie podziało się „oświadczenie” zamiast „zaświadczenie”?


SOLIDARNOŚĆ, BRATERSTWO, ODWAGA, WSPÓLNOTA, DEMOKRACJA, ZAUFANIE, KAPITAŁ LUDZKI. Trzeba te wielkie słowa, plus WOLNOŚĆ, zoperacjonalizować. Na przykład projektami ustaw w sprawie służby cywilnej, finansowania edukacji, kultury, systemu podatkowego wyrównującego szanse startu młodego pokolenia i zrównującego w jakimś stopniu młodych, ordynacji wyborczych i prawa o partiach politycznych dla uczynienia demokracji demokratyczną. To wszystko przykład.
Jeśli mam w tę nową szansę dla Polski uwierzyć, nie chcę dłużej oglądać uśmiechniętych gąb „polityków”, którzy poza deklamacją, że są najlepsi, że obronią, że wyzwolą, że zapewnią więcej – nic nie mają do powiedzenia. Powtarzam to, co napisałem po pierwszej demonstracji KOD: wszystkie ręce na pokład, znani i dopiero co odeszli od władzy politycy – bez ostentacji.
Prawo i Sprawiedliwość nie wygrało dlatego, że wszystko było w porządku.

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Śro 15:12, 01 Cze 2016    Temat postu:

1.06.2016
środa

Sowy Minerwy, polećcież wreszcie!
Jacek Żakowski

Przeczytałem w „Gazecie Wyborczej”, że już 1400 osób podpisało
popieraną przez KOD petycję w sprawie ustanowienia 4 czerwca świętem
narodowym. Super. Po prostu wspaniale. Podpisuję się na cztery łapy.
I mogę jeszcze dorzucić kilkaset podpisów bezużytecznie tkwiących na
stronie petycje.pl (petycja 4106). Bo to samo wraz m.in.
z Tadeuszem Mazowieckim, Jarosławem Szczepańskim,
Waldemarem Kuczyńskim, Adamem Rotfeldem, Markiem Safjanem,
Janem Dworakiem zaproponowaliśmy siedem lat temu przy okazji
obchodów 20. rocznicy wyborczego zwycięstwa Komitetu Obywatelskiego
„Solidarność”.

Nie będzie to jednak wpis typu „a nie mówiłem”. Będzie to wpis typu: są sowy, które nawet o zmierzchu nie lecą. Nie lecą o świcie (co dawno stwierdził Hegel), nie lecą w południe (o czym filozofowie milczą) i za cholerę nie polecą nawet, gdy nastanie najczarniejszy mrok, choć Hegel nam to w zasadzie obiecał. (Dla przypomnienia: Hegel napisał we wstępie do „Zasad filozofii prawa”, że „Sowa Minerwy wylatuje dopiero z zapadającym zmierzchem”, co znaczy mniej więcej tyle, co „mądry Polak po szkodzie”, czyli że nie sztuka objaśniać coś post factum, natomiast a priori objaśnić, więc zwłaszcza przewidzieć, niczego się z natury rzeczy nie da).
Obie heglowskie tezy zawarte w metaforze sowy wydają mi się sporne, ale w naszym przypadku dużo groźniejsza jest fałszywość tezy, że przynajmniej o zmierzchu sowa Minerwy (Ateny, mądrości) nareszcie się uniesie. Bo zmierzch już bez wątpienia zapada, a masa polskich sów ani drgnie. Albo, co jeszcze gorsze, zrobią szybkie hop z gałęzi na gałąź i w nowym miejscu próbują śnić stare sny.

Kiedy siedem lat temu proponowaliśmy ustanowienie 4 czerwca świętem, napotkaliśmy opór z dwóch stron. Z jednej PiS etc. kwestionował pomysł merytorycznie, bo czerwcowe wybory to przecież dla nich zło, kompromis, owoc zdrady w Magdalence albo coś jeszcze gorszego. A z drugiej strony tzw. ekonomiści itp., którym szkoda na takie głupoty grosza. Bo zamiast świętować i marnować energię, zawsze można trochę betonu wylać albo coś takiego.
Pamiętam, jak nam wtedy ręce opadały, pan Tadeusz robił swoje spektakularne uuuuffffff, Jarek Szczepański pukał się w wysokie czoło, ale opór był nie do przełamania. Chcecie świętować – mówili – to proszę. Ale bezkosztowo. I żeby bez bumelki mi było. Żeby robota na tym nie straciła. Bo na dorobku jesteśmy. Europę musimy dogonić itp. To doganianie miało taką piekielną moc, że cieszyć się nie mieliśmy czasu. Ani – szczerze mówiąc – moralnego prawa. Z panem Tadeuszem nikt po naszej stronie już nie śmiał się kłócić, w końcu był naszym mędrcem. Więc go unieważniano. Och, ach, piękna idea, no wielka szkoda, że nas niestety nie stać. I na tym z grubsza stanęło.
Na sowią metaforę to było z grubsza wczesne popołudnie. Nie było się co dziwić, że sowy w środku dnia nie latały. To znaczy niektóre jednak już się unosiły. Na przykład sowy Mazowieckiego czy Rotfelda wiedziały, że świętowanie utrwala celebrowany porządek, ale – o ile pamiętam – nawet oni nie wdawali się w spory z „ekonomistami”. Jak nas nie stać, to nas nie stać.

Argumenty, że ład symboliczny determinuje wszystkie inne łady, a wspólne świętowanie to jądro ładu symbolicznego, był tak samo bezsilny jak argument już czysto praktyczny, że wydajność wzrasta w społecznościach pozytywnie zintegrowanych, o czym dobre wiedzą korporacje. „Ekonomiści” na krok się nie cofnęli.
A inni świętowali. 3 maja, 11 listopada, 15 lipca, 1 września, 17 września, 9 maja, wybuch powstania, upadek powstania, żołnierzy wyklętych, miesięcznice smoleńskie… Nas w żadnym razie nie było stać na jeden dzień radości z czegoś, co się Polakom wyjątkowo udało, a im nigdy nie było żal czasu ani pieniędzy na świętowanie wszystkiego, co się nie udało. I, choć niby PO rządziła, to pisowski porządek symboliczny wciąż zdobywał nowe terytoria, roczniki, grupy społeczne, a nasz się wypłukiwał. Siedem lat później do władzy doszła „dobra zmiana”, która w pół roku zdewastowała bardzo dużą część tego, co z taką determinacją starali się chronić „ekonomiści”.


To nie jest pewna wiedza, ale prawdopodobna. Gdybyśmy byli odrobinę bardziej rozrzutni (jeden dzień wolny od pracy to strata rzędu najwyżej 0,2 proc PKB), gdybyśmy wtedy do wszystkich absurdalnie ponurych i mrocznych polskich świąt potrafili dołożyć jedno święto radosne, pozytywne, budujące, a nie destruujące i dowartościowujące sukces współczesnej transformacji, a nie klęski minionych pokoleń, to prawdopodobnie po kilku latach, jakie minęły od 2009 r., polski ład symboliczny byłby nieco inny. Ne twierdzę, że by się odwrócił o 180 lub o 90 stopni, ale i 15 stopni by wystarczyło, żeby kto inny dominował w polskiej polityce, w Sejmie, w rządzie itd.
Teraz jeszcze lepiej niż kiedykolwiek widać, że polityczna siła niszczącej dorobek dwóch dekad „dobrej zmiany” zakorzeniona jest w patologicznym ładzie symbolicznym z absurdalnymi kultami „żołnierzy wyklętych” i „tragedii smoleńskiej” na czele. Wydawałoby się, że w obliczu takiego mrocznego kresu wielu polskich nadziei i ponurej nocy, którą widać przed nami, sowy demokratycznej Minerwy zerwą się do lotu z okrzykiem „WARTOŚCI! SYMBOLE! My mamy lepsze – prawdziwe, budujące, swoje!”. Ale gdzie tam. Sowa śpi, jak spała. Déjà vu. W odpowiedzi na apel o święto 4 czerwca prof. Andrzej Blikle, od miesiąca społeczny doradca KOD, mówi „Gazecie Wyborczej”: „Mam wątpliwości, czy powinien to być dzień wolny od pracy. Jesteśmy krajem na dorobku, a dni wolnych w roku i tak mamy bardzo dużo”.


Problem w tym, że właśnie m.in. z powodu ciągłego opowiadania o kraju na dorobku i usprawiedliwiania w ten sposób bezliku zaniechań w sferze symboli, tożsamości, kultury, świadomości itp. my już nie jesteśmy krajem na dorobku. Kraj na dorobku to kraj, który się dorabia. A Polska teraz przede wszystkim rozrabia. Rozrabia nie dlatego, że się nie umiała dorobić, lecz z tego powodu, że nie umiała i nie chciała nic sensownego zrobić ze swoim ładem symbolicznym. Rozrabianie i dorabiane na dłuższą metę nigdy nie dają się ustawić w parze.
Że sowa Minerwy nie jest łatwa w hodowli, to od dawna wiadomo. Że leni się za dnia i przez to przychodzą najczarniejsze noce, gdy rusza na łowy, to rzecz od wieków pewna. Ale jak czarna, lub o ile czarniejsza niż teraz musi być polska noc, żeby polskie sowy zaczęły przecierać oczy i zbierać się do lotu?
-


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Śro 22:04, 01 Cze 2016    Temat postu:

-
--- Wirtualne szkolenie --- dla wszystkich!

Autorzy : Werner Höller
Michael Schreckenbach

4050a Freie Presse 17/12/1999
--
1_2
-- diagram --- 1
Białe matują w 3 posunięciach -- #3 ---- 1. d7! - Kxc6 - 2. d8=W! - Kb6 - 3. Wd6#

Rozwiązanie

1. d7! - Kxc6 - 2. d8=W - Kb6 - 3. Wd6 - mat -- diagram -- 2
1. d7! - Kd6 - 2. d8=S -- Kd5 - 3. Wd7 - mat --- diagram - 3
1. d7! - Ke6 - 2. d8=H - Kxf7 - 3. g8=H - mat --- diagram - 4

--
3_4
diagram -- 3
1.d7! - Kd6 - 2. d8=S - Kd5 - 3.Wd7 - mat --- 1.d7! - Ke6 - 2. d8=H - Kxf7 - 3. g8=H#

Piękna miniatura szachowa z promocjami --
Skoczka - Wieży i dwóch Hetmanów
Takie zadanie --> to Reklama szachów ,
a maty widoczne na obrazkach...
--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Czw 18:39, 02 Cze 2016    Temat postu:

Jacek Żakowski 31 maja 2016

Ustrojowy ład się sypie, Polacy chcą zmian

Nadchodzi demokracja ludowa

Głupi Polak po szkodzie zaczyna rozumieć, co dawała mu demokracja.
Ale czy już Polak (i nie tylko) zaczyna rozumieć, czego on demokracji nie dał?

Demokracja stanęła dęba nie tylko w Polsce i centralnej Europie.
Prawie na całym Zachodzie liberalne demokracje czują się
zagrożone.Paul Taylor/Getty Images Demokracja stanęła dęba nie
tylko w Polsce i centralnej Europie.
Prawie na całym Zachodzie liberalne demokracje czują się zagrożone.

Z polską demokracją jest z grubsza jak z dorożkarską szkapą, którą
właściciel-sknera już-już prawie oduczył jedzenia… ale zdechła.
A polscy demokraci są, niestety, tacy jak sknerus-dorożkarz.
Nic im się z zejściem naszej demokracji sensownie nie kojarzy.
„No, niestety, zdechła! Szkoda. Miła była”. „Może to taka moda
w tym sezonie, że demokracje liberalne padają?”.
„Może to wina Kaczora, Zandberga, plam na Słońcu albo faz Księżyca?”.

Zdawało się do niedawna, że „polska bezwinność” to specyfika narodowej
prawicy. Bo jak Polacy mogliby być winni? Teraz widać, że jest to
ogólna polska przypadłość rozciągająca się też na
liberalno-demokratyczne centrum. Bo demokraci też są oczywiście
niewinni. Przecież my zawsze byliśmy za demokracją.
I to jak! Pozwólcie, że spytam wprost: czy rzeczywiście?

Najpierw trzeba sobie uświadomić, że wbrew różnym legendom
demokracja, jaką mamy na myśli, niestety, nie jest stanem naturalnym.
To XX-wieczny zachodnioeuropejski fenomen, który objął też część
dawnych brytyjskich kolonii. Nigdzie i nigdy wcześniej nie było tak, żeby
wszyscy dorośli wybierali władzę, jaka im się podoba.
W Europie pierwszej połowy XX w. ten eksperyment poniósł kompletne
fiasko. Po 20 latach skończył się wielką wojną, w której zamordowano
wiele milionów ludzi, bo większość demokracji oddała władzę wariatom,
szaleńcom, dyktatorom.

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Czw 18:39, 02 Cze 2016    Temat postu:

Jacek Żakowski 31 maja 2016

Ustrojowy ład się sypie, Polacy chcą zmian

Nadchodzi demokracja ludowa

Głupi Polak po szkodzie zaczyna rozumieć, co dawała mu demokracja.
Ale czy już Polak (i nie tylko) zaczyna rozumieć, czego on demokracji nie dał?

Demokracja stanęła dęba nie tylko w Polsce i centralnej Europie.
Prawie na całym Zachodzie liberalne demokracje czują się
zagrożone.Paul Taylor/Getty Images Demokracja stanęła dęba nie
tylko w Polsce i centralnej Europie.
Prawie na całym Zachodzie liberalne demokracje czują się zagrożone.

Z polską demokracją jest z grubsza jak z dorożkarską szkapą, którą
właściciel-sknera już-już prawie oduczył jedzenia… ale zdechła.
A polscy demokraci są, niestety, tacy jak sknerus-dorożkarz.
Nic im się z zejściem naszej demokracji sensownie nie kojarzy.
„No, niestety, zdechła! Szkoda. Miła była”. „Może to taka moda
w tym sezonie, że demokracje liberalne padają?”.
„Może to wina Kaczora, Zandberga, plam na Słońcu albo faz Księżyca?”.

Zdawało się do niedawna, że „polska bezwinność” to specyfika narodowej
prawicy. Bo jak Polacy mogliby być winni? Teraz widać, że jest to
ogólna polska przypadłość rozciągająca się też na
liberalno-demokratyczne centrum. Bo demokraci też są oczywiście
niewinni. Przecież my zawsze byliśmy za demokracją.
I to jak! Pozwólcie, że spytam wprost: czy rzeczywiście?

Najpierw trzeba sobie uświadomić, że wbrew różnym legendom
demokracja, jaką mamy na myśli, niestety, nie jest stanem naturalnym.
To XX-wieczny zachodnioeuropejski fenomen, który objął też część
dawnych brytyjskich kolonii. Nigdzie i nigdy wcześniej nie było tak, żeby
wszyscy dorośli wybierali władzę, jaka im się podoba.
W Europie pierwszej połowy XX w. ten eksperyment poniósł kompletne
fiasko. Po 20 latach skończył się wielką wojną, w której zamordowano
wiele milionów ludzi, bo większość demokracji oddała władzę wariatom,
szaleńcom, dyktatorom.

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Czw 10:17, 09 Cze 2016    Temat postu:

7.06.2016
wtorek


Podwodna łódź żaglowa
Andrzej Celiński

… czyli ludziom pokładającym nadzieję w nadzwyczajnych środkach władzy.

Są ich miliony. Idąc za wynikami sondaży popularności i deklaracji wyborczych – połowa Polaków. Choć może nie wiedzą, o czym decydują. Nie znają materii swoich decyzji. Nie rozpoznają przyszłości. Nie mają ani historii w sobie, Polska z jej historią jest wytworem ich wyobraźni. I podpowiedzi, których treści nie są zdolni weryfikować. Mają przekonanie o swojej nadzwyczajności. Nawet jeśli rodzinna historia mierna. Są w Sejmie. I w każdej gminie. W Polsce są miliony Polaków o złej o sobie pamięci. Którą dobrze jest zatrzeć, nikt nie lubi dysonansu. Innemu dopisać. Dobro i zło zawsze są relatywne. Wskazuje je wódz. Ich przywództwo ma dla nich jeden ołtarz. Nic z tego, że co pewien czas obracany. Hostią jest wróg, winny wszelkim niepowodzeniom. Wszystko, co dobre i słuszne, jest w nich. Naturalną karmą dla nich jest nacjonalizm. Bo naród to my. Reszta to oni. Kto my i kto oni – wódz decyduje. Zależnie od okoliczności. Czasem we własnym narodzie pojawiają się zdrajcy. Bo naród jest jak jeden mąż. Nie ma miejsca na odmienności. Jak mogą odbiegać od kanonu – też decyduje wódz.

Informację tę dedykuję fantastom, którzy wierzą, że PiS to w gruncie rzeczy zwyczajna alternatywa. Tylko trochę odmienna. I że obywatele już widzą, jak bez sensu wybrali. Tym, którzy jeszcze nie widzą, należy pokazać. PiS zaś wciąż, mimo tego, co od pół roku widzimy, jest hegemonem. Nie zmieni się to szybko. Gra idzie o to, czy zanim się to zmieni, PiS zdoła tak zmienić prawo, że zmiana o nim opinii nie będzie już miała wpływu na kwestię władzy. Bo władza pochodzi od narodu, a kto naród, to PiS zadecyduje. Czas ma tu ogromne znaczenie.
Partie opozycyjne wobec PiS w pojedynkę są bez znaczenia. Dedykuje tę informację szczególnie jakoś paniom i panom znanym z nazwisk i z imion, szefom ich partii, objawianym też na trybunach KOD. I byłym prezydentom. Trzem. Także temu, który mówi, że się przyłączy – jak będzie widział dwa miliony. Kiedy wygracie więc – mówi – stanę i was poprowadzę. Prawdziwe to i przykre. Ktoś, kto mu doradza, nie ma chyba mocy doradzać. To jest różnica między Polską 1981, 1989 a tą w 2016. W tamtej Polsce inteligencja, klasa specyficzna, coś znaczyła. Na jej światłe nazwiska klasa polityczna na chwilę przynajmniej milkła. Dzisiaj szydzi. Dlatego Polska naszych solidarnościowych marzeń upadnie. Bo wszystko, co warte, i wszystko, co mało warte – w mózgach ludzkich jest. Nie na pierwszych stronach gazet, nie w dziennikach telewizyjnych, nie w komentarzach do tego, co w tych dziennikach. Społeczeństwo żyć musi swoimi wyborami, na podstawie swojej własnej wiedzy i swoich wartości. Nikt własnego wyboru nie zastąpi. Żaden nowy przywódca. On może co najwyżej zaproponować.

PiS – partia środków nadzwyczajnych, mimo setek tysięcy ludzi na ulicach i placach (czego nie wolno zlekceważyć, bo jest to fenomenalne i piękne), rośnie, a przywódcy partii opozycyjnych – maleją, bo swoim proponują co najwyżej siebie zamiast proponować pomysł na naszą wspólnotę, na demokrację, na solidarność i na rozwój.
To, co dziwi i czego nie potrafię zrozumieć, tym bardziej zinterpretować i jakoś umieścić w tym kontekście zniewolenia, skłonności do przejmowania obrazu świata podpowiedzianego, niesamodzielności, to to, że Jarosław Kaczyński, bez wątpienia dziś jedynowładca, guru – w sondażach wypada tak marnie. Dziwi mnie, że partia, bez którego jej nie ma – góruje, a on, osobowo, dołuje.

Cokolwiek napisać – on, człowiek dużego formatu, przynajmniej jak idzie o trafność jego diagnoz stanu polskich umysłów – maleje w sondażach, zaś człowiek, którego ulepił, formatu mizernego, prezydent wybrany, a nie uzurpowany – rośnie. Socjologia polityki i psychologia społeczna będą dziesiątki lat tym fenomenem się żywić. Jeśli Jarosław Kaczyński powinien mieć gdzieś jakąś tablicę na murze, to na ścianie Pałacu Kazimierzowskiego – miejsca obrony prac doktorskich wybitniejszych socjologów i psychologów. Będzie to tablica dziękczynna dla ich żywiciela.
Połowa Polski popiera niszczenie państwa prawa, demokracji i wolności.
Jarosław Kaczyński – dziwaczny guru tej Polski, dziwaczny koniunkcją tego, że jest guru, i tego, że nikt by go nie wybrał, nawet jeśliby Duda był jego konkurentem (jeśli wierzyć sondażom) – powiedział ostatnio (pamiętam też dokładnie to samo, ale sprzed ćwierćwiecza): państwo prawa nie musi być demokratyczne.
To jest prawda! Państwo prawa nie musi być demokracją.
Trzecia Rzesza była państwem prawa.


Franciszek Ryszka (srebrny krzyż zasługi za całą jego dla nauki zasługę,
dokładnie tak, jak starszy sierżant MO wedle procedury służby):
„Państwo stanu wyjątkowego: rzecz o systemie państwa i prawa
Trzeciej Rzeszy”. Gdzieś w głębi lat 60., za Gomułki.
Nie musimy mieć w Polsce demokracji, żeby być państwem prawa.

Możemy być w Unii. Na jej obrzeżach, co prawda. Traktowani
JAK POLACY. Możemy wrócić do dawnego, przedsolidarnościowego
koryta polskiej kultury życia publicznego. Możemy być odmienni.
Wreszcie suwerenni. Jedyni tacy pośród Europejczyków. Węgrzy,
jeśli nie otrząsną się ze swojej wiekowej frustracji, będą dla nas
pomostem. Przez Budapeszt do Wiednia, i dalej w świat. I to wszystko
mimo że materialnie Polacy, in gremio, mają się jak nigdy dotychczas.
Owszem, jesteśmy jak wielki żaglowiec z napełnionymi wiatrem żaglami,
który na przekór innym okolicznościom pruje ku mecie. Z załogą pełną
frustratów. Z bosmanem, który chciałby być komandorem wielkiej flotylli
śródziemia między morzami. Od Bałtyku po Czarne.
To bardzo przez swoją oryginalność polskie. Podwodna łódź żaglowa.

Przed szkołą, w której wykładałem w weekendy, na niezamożnym
Podlasiu, jednej z czterystu podobnych, przynajmniej czterdzieści aut na
parkingu więcej było wartych niż mój samochodzik. Różniło nas tylko,
że mój, nawet w deszcz, był czysty. Nie potrafię polemizować z tymi,
którzy głoszą, że 1989 rok przyniósł nędzę. Najpierw, że „przyniósł”.
Mogę przytaczać dane z Eurostatu. Wiedza o nich nie ma jednak w Polsce
znaczenia. To wciąż, dzięki Kościołowi i PiS, dziwna kraina. Kraina mitów,
rekonstrukcji historycznych, deklamacji, aktów tak pustych, jak
strzelistych. To kraj, który przegrywa wygrane wojny. Bo ma małych
ludzi. Dupków u władzy. Dla których władza nie znaczy otwarcia bramy
dla modernizacji. Znaczy po prostu władzę. Suweren ma polską twarz.
Przegranie tej wielkiej solidarnościowej szansy, przegranie lat
70., 80., 90. i dwutysięcznych, Polacy tylko sobie będą zawdzięczać.

---


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Czw 10:20, 09 Cze 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 12:59, 14 Cze 2016    Temat postu:

-
Wacław1
14 czerwca o godz. 10:37 1959

„Partie tego kryzysu nie rozwiążą” , bo niby jak, jak same głupie ludzie w tych
partiach się zainstalowały, czy potrzeba to pokazywać palcem, to gołym okiem widać.
Prezydenta mamy rąbniętego, tu jest cytat z dzisiejszego internetu:
„Prezydent: realizacja zobowiązań wyborczych musi uwzględniać sytuację budżetową
[link widoczny dla zalogowanych]
czyli po polsku: Ludzie! kampania wyb rok temu była. Zejdźta na ziemię.
niby słusznie”
Przyczyny tego stanu rzeczy trzeba szukać, zamiast bajeczki opowiadać, ciągle
te same.

Mój pesel zaczyna się od „4”.
Najważniejsza do tych rozważań jest ludowa przypowieść: dlaczegoś
biedny boś głupi. Byle co mówią, bo byle czym zakąszają,
byle co jedzą i byle co mówią i robią .
Wyjątkowo głupia jest w tym temacie cała filozofia akademicka; wie że byt
kształtuje świadomość, ale nie wie na czym polega, nawet nie próbuje definiować bytu człowieka, przy którym świadomość jest na właściwym poziomie.
Mam wrażenie, że współczesna filozofia zrezygnowała z filozofii bytu, jako swojej „nogi”, na której stała przez wieki.
Jeżeli filozofia jest głupia, jak za przeproszeniem stare gacie teściowej, to głupie
są pozostałe tzw nauki, z wyjątkiem nauk ścisłych, od matematyki zaczynając.
Taka medycyna akademicka nie zna przyczyny chorób , które gnębią człowieka,
nawet zwykłego kataru, pomimo wielkich osiągnięć, podobno naukowych. Ta
nasza medycyna jest dobra w działaniach doraźnych; potrafi uciąć nogę, rękę,
wymienić serce, nerkę, wątrobę, wyciągnąć wodę z kolana – do tego nie jest potrzebna wiedza.
Podobnie można opowiadać o tzw naukach humanistycznych. Jesteśmy przy politologii. Słusznie powiedział profesor Marcin Król: byliśmy głupi, od siebie dodam: i jesteśmy głupi dalej.
---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Śro 13:02, 15 Cze 2016    Temat postu:

Sławomir Sierakowski 31 maja 2016

Jaka przyszłość czeka polską lewicę
Lepsi nie mogą być gorsi


Lewica ma szansę na kilkunastoprocentowe poparcie.
Ale musi rozwiązać dylemat: iść z programem dla ludu czy
z ludem przeciw programowi?

Lewitująca lewica

Pożegnalny wywiad Włodzimierza Cimoszewicza. Senator ostrzega:
Polska jest w niebezpieczeństwie

Nie twierdzę, że Andrzej Duda będzie fatalnym prezydentem,
nikt z nas nie ma jednak racjonalnych...

Najpierw: dlaczego szansa? Powodów jest coraz więcej. Zajmowane na lewicy miejsce zwolnili postkomuniści. Nastał okres „wielkiego wymierania” liderów. W krótkim czasie zniknęli Donald Tusk, Radek Sikorski, Jacek Rostowski, Bronisław Komorowski, Leszek Miller, Janusz Palikot, Grzegorz Napieralski, Waldemar Pawlak, Janusz Piechociński, Ewa Kopacz. A to jest pierwsza liga ostatniej dekady niemal w komplecie. Ostał się tylko Grzegorz Schetyna, który wrócił do pierwszej ligi, nie dlatego że był taki dobry, ale dlatego że została przetrzebiona.

Tak powstała wielka próżnia, która zassała na razie raptem kilka
osób, tyle że im zarzuca się poważne deficyty.
Ryszard Petru radzi sobie najlepiej, ale wciąż trudno uwierzyć w to,
że ma ten słuch społeczny i kontakt ze zwykłymi ludźmi, który cechował
Tuska czy Kwaśniewskiego. Władysław Kosiniak-Kamysz wygląda bardzo
dobrze, elegancki i elokwentny, czyli dokładnie tak jak wiarygodny lider
chłopskiej partii wyglądać nie powinien. Barbara Nowacka już na starcie
dała się pokonać i istnieje tylko dzięki temu, że na demonstracjach KOD
stoi obok tamtych. Mamy oczywiście jeszcze Pawła Kukiza, ale ten jest
tak samoswój, że nie trzyma się go żadna definicja. Czy to są następcy
czy tylko grabarze? Pewne jest, że scena polityczna zajęta jest tylko
częściowo i nie ma na niej nawet jednego pewniaka.
A jeszcze doszły nowe okoliczności korzystne dla partii Razem.

Mimo że nie ma żadnych wyborów na horyzoncie (ale w 2007 r. też nie
było), pojawiła się zapowiedź koalicji największych partii opozycyjnych,
której miałby patronować KOD. Stało się to w tym samym momencie,
w którym KOD wielkim marszem udowodnił, że jego potencjał wcale nie
spada, ale rośnie. Okazało się, że KOD wcale nie boi się partyjnej polityki
i już teraz jest gotów w nią się zaangażować, organizując wielką koalicję.
To bardzo ryzykowne postępowanie. KOD może przestać się rozwijać,
jeśli zostanie uznany za zblatowany z partiami. Ale jeśli tego wrażenia
uniknie, to przy ogólnej słabości partii opozycyjnych może być dla nich
jedyną rzeczywistą szansą na pokonanie PiS.

PiS nigdy nie miał i trudno uwierzyć, żeby zdobył takie poparcie jak
Fidesz Viktora Orbána (53 proc. głosów i większość konstytucyjna,
gdy przejmował władzę). Wie o tym dobrze i dlatego pozwala sobie na
politykę, która nie przysporzy mu kolejnych centrowych wyborców.
Przy tej ordynacji, geograficznym rozkładzie elektoratów i konstrukcji
naszej sceny politycznej rachunek jest zaskakująco prosty:
Kaczyńskiemu do rządzenia wystarczy pokonanie największej partii
opozycji, praktycznie niezależnie od tego, na jakim poziomie poparcia
to zwycięstwo osiąga. Tu się kryje prawdziwy sens tej koalicji wokół KOD.
Co innego największy przeciwnik, a co innego wszystkie partie opozycji
razem. Koalicja jest de facto gwarancją sukcesu, mimo że jej poparcie
będzie być może znacznie mniejsze niż suma poparcia
dla uczestniczących w niej partii.

I właśnie z tego powodu, że każda z partii utraci część poparcia za to,
że porozumiewa się z drugą, miejsca na scenie politycznej robi się
jeszcze więcej. Ale to nie wszystko. Polityka to system binarny.
Czy to były SLD i AWS, czy PO i PiS, o władzę bić się będą dwie siły.
Bardziej niż jakakolwiek partia ten drugi biegun zajmował będzie
nieuczestniczący w wyborach KOD, bez którego nie byłoby ani tych
marszów, ani opozycyjnej koalicji. Tymczasem przepis na zajęcie tego
miejsca jest taki: doprowadź do sytuacji, w której wyborca opozycyjny,
gdy zamknie oczy i pomyśli „Nienawidzę Kaczyńskiego!”, zobaczy twoją
twarz. Wcześniej pojawiał się Tusk. Dziś nie pojawia się nikt.
Czy tu jest jakieś miejsce dla lewicy?

Przy okazji 500+

Po PRL odrzut na komunizm był tak wielki, że rzucono się w drugą stronę i zbudowano kapitalizm z największą liczbą umów śmieciowych w Europie. Dziś elity transformacji tłumaczą się, że były głupie. Zajęci rozliczeniami, łatwo mogą popełnić analogiczny błąd. Im bardziej bezideowy był postkomunizm, tym bardziej lewicy zależy na programie. Im bardziej neoliberalna polityka gospodarcza, tym bardziej potrzeba lewicowej odpowiedzi. Program Razem nie odbiega za bardzo od typowego programu przyzwoitej zachodniej socjaldemokratycznej partii. A jednak odpowiedzią na dziecięcą chorobę liberalizmu może się okazać dziecięca choroba lewicowości.

Dziecięca choroba lewicowości to nic złego.

[link widoczny dla zalogowanych]

--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Śro 13:05, 15 Cze 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 18:11, 25 Cze 2016    Temat postu:

-



25.06.2016 --- sobota

Stało się
Andrzej Celiński

Do końca nie wierzyłem, że to się stanie. Rozumiem Brytyjczyków,
choć myślałem, że są cierpliwsi, bardziej perspektywiczni.
Bardziej kreatywni w budowaniu koncepcji stawienia czoła kryzysom.
Sadziłem, że są jakoś specjalnie uodpornieni na kryzys migracyjny.
Tradycja comonwealthu, wielkie i zorganizowane diaspory
pakistańska i hinduska.

Skończył się piękny sen, w którym ludzie są lepsi, niż im się zdaje,
wspinają się na palce, żeby osiągnąć coś większego niż własny interes,
z pamięcią o nie zawsze dobrej przeszłości myślą o odległej
lepszej przyszłości. Stało się.

Dla Polaków Unia więcej waży niż dla kogokolwiek. Historia pełna
przeciągów. Cywilizacyjne zacofanie. Wiele porażek w samotności.
Niezrozumienie. Dość szczególne miejsce na mapie, często
przechodnie – interesujące, trudne, ale z potencjałem w warunkach
pokoju. Tyle że tego pokoju mało. Powinniśmy dmuchać i chuchać,
by dobrze się wiodło Europie, by procesy zmian prowadziły do większej
integracji i byśmy stawali się coraz bardziej atrakcyjni, by nas szanowano.

To jest kwestia cywilizacyjna, dość oczywista. Ale i polityczna.
W Unii mamy szanse na partnerstwo. Sami, wobec potężniejszych
w pojedynkę – partnerstwo – to co najwyżej akt łaskawości wobec nas,
a nie wynik rachunku w grze, w której Polska ma swoje własne atuty
jako członek większej wspólnoty.

To nie są wymysły. Minione trzynaście lat dały postęp, jakiego sami
byśmy nie wypracowali, nawet gdybyśmy politykę mieli niezrównanie
wyższych lotów. Nie do końca wykorzystaliśmy potencjał tego czasu.
W sferze materialnej poszło nam dobrze. Jako tako w politycznej.
Ale nie zdołaliśmy zbudować trwałych fundamentów. Zabrakło inicjatywy,
a przede wszystkim determinacji i wewnątrz polskiej jedności dla
budowy Unii rzeczywiście jednej, skupionej wokół projektu
przekraczającego horyzonty polityków polskiej i europejskich
kadencyjnej demokracji. Była dobra szansa.
Tło dość mierne, Niemcy, najsilniejsze, wiodące – przyjazne i roztropne,
oczekiwanie Ameryki. Można było lepiej zapisać się w tym czasie. Minęło.
Cieszmy się z tego, co mamy. Tamte szanse już nie wrócą. Przeciwnie.
I u nas rośnie gorączka nacjonalizmu. Putin zaciera ręce.


Dzisiaj przed nami, przed tymi, którzy w Unii pozostają, przed jej liderami
w Komisji, Parlamencie Europejskim, Berlinie, Paryżu i Rzymie pytanie – co dalej?

Najważniejsze to nie poddać się fali nacjonalizmów. Dzisiaj występują
one pod marką suwerenistów. Trzeba pożegnać kunktatorstwo. Dość
opisywania, dlaczego – od politycznych polskich liderów oczekiwać
trzeba nie recenzji zła, lecz projektów dobra. Dość języka „wydoimy
brukselkę”. Dość zacierania rąk, że komuś się nie wiedzie, że popełnił
błąd i teraz proszę bardzo. Nie stać nas na pozycję złośliwie kąśliwego
recenzenta. Nam bardziej zależy. Wielka Brytania i inni poradzą sobie
lepiej bez Unii niż my. Musimy zdać sobie wreszcie sprawę,
że rozszerzenie poszło bardzo szybko, dla niektórych za szybko.
Dotyczy to nie tylko Rumunii i Bułgarii, ale w opinii wielu europejczyków
także Polski i Węgier. Tyle że Węgrzy mniejsi i tradycja mitteleuropa tam
jest obecna. Nawet jeśli samym Węgrom ambicjonalnie uwiera.


Nie poddać się własnemu nacjonalizmowi i współpracować nad
minimalizowaniem szkód. Wielka Brytania wychodzi bezpowrotnie z Unii,
z jej organizacji i jej struktur decyzyjnych, ale przecież pozostaje
w Europie jako najistotniejszy gospodarczo i politycznie sąsiad związany
rozlicznymi więzami z Unią. Powinniśmy podejść pragmatycznie do
procesu rozwodowego. Wielka tu odpowiedzialność polskich polityków,
dyplomatów i ekspertów. Mam nadzieję, że polski MSZ już ma
przygotowaną listę priorytetów, jak idzie o kwestie ludzkie
(stała i czasowa emigracja na Wyspy) i wymianę gospodarczą.


Zacieśnić współpracę w ramach NATO. Putin zaciera ręce.
Wielka Brytania poza Unią to wielkie osłabienie Unii. To już nie
500+ milionów. To także zaabsorbowanie problemami, które odciągają
uwagę od kwestii realnych zagrożeń na wschodniej granicy Unii.

Dla Polaków nigdy nie będzie właściwego czasu na kunktatorstwo
w europejskiej i północnoatlantyckiej polityce, na mizdrzenie się do
„gorszej alternatywy”, na brak jasności co do naszych europejskich
celów wobec europejskich partnerów, ale od 24 czerwca 2016
takie postawy polskich liderów oznaczają perspektywę katastrofy.

Czas najwyższy przeciąć ten węzeł polskich wewnętrznych nienawiści.
W obliczu realnego zagrożenia dla Unii liderzy polskiej polityki
powinni stanąć razem do walki o jedność Europy.
Nie podążać za Brytyjczykami. Budować Europę.

--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Sob 18:22, 25 Cze 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 16:01, 23 Sie 2016    Temat postu:

-

Wirtualne szkolenie -- dla wszystkich!

Autor : Miroslav Havel --- arcymistrz kompozycji szachowej!
2712 Zlata Praha 20/06/1917
62A Bohemian Garnets 1923
-------------------------

Diagram --- 1
Mat w 5 posunięciach -- #5 --- -- 1. We3! - tempo

Rozwiązanie

1. We3!
1. ... Kd4 - 2. Kb5 -- tempo
2. ... Kd5 - 3. We7! - tempo
3. ... Kd6 - 4. Gc5+
4. ... Kd5 - 5. c4 - mat --- Diagram -- 4


2_3
diagram -- 2
--- 1. We3! - Kd6 - 2. c4 - Kd7 --- ---- ---- 1. We3 - Kc4 - 2. Wd3! - Kb4 - 3. Gd4 - Kc4
3. c5 Kc8 4. Wd3 Kb8 - 5. Wd8 mat -- -- 4. Gb2! - diagram - 3 i - 5. Wd4#


__4
diagram -- 4
--- 4. Gc5 - Kd5 - 5. c4 - szach - mat


Super zadania M. Havla.
Mała ilość bierek na diagramie
pozwala takie zadanie propagować na imprezach szachowych.
--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Wto 16:03, 23 Sie 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 21:48, 23 Sie 2016    Temat postu:

Emerytowany demokrata - Blog --> Andrzeja Celińskiego

23.08.2016
wtorek


Odpowiedzialność opozycji
Andrzej Celiński

Adresuję ten tekst najpierw do liderów Platformy i Nowoczesnej, choć
ja sam, przynajmniej od zakończenia pierwszego regulacyjnego etapu
transformacji, nie tylko nie byłem i nie jestem neoliberałem, ale uznaję
neoliberalizm za zboczenie japiszonów niedostrzegających
społecznego świata i społecznych uwarunkowań demokracji.

Polacy, społeczeństwo biedne, pozbawione na starcie nowego ustroju
kapitału i całego wielce skomplikowanego instrumentarium kapitalizmu,
nie zasługiwali na tak bezwzględnie niedoczytany, nieprzemyślany,
niewydyskutowany liberalny eksperyment. Nie był on wynikiem
jakiejkolwiek konieczności. Był skutkiem bezmyślności.

W Polsce wielkiej zmiany były i pozostają konieczne wielkie inwestycje w kapitał ludzki, w edukację począwszy od przedszkola po trzeci stopień referencyjny studiów wyższych, w kulturę, w komunikację społeczną, w mobilność młodych – czyli, poza edukacją, w transport publiczny i w mieszkalnictwo. Tego wszystkiego nie da się pogodzić z państwem małego budżetu (w relacji do PKB). Nie da się tego pogodzić też z państwem, którego instytucje odwrócone są plecami do ludzi.
Sprzeciw wobec neoliberalizmu nie musi oznaczać etatyzmu, choć przy naszym systemie partyjnym wzmacnia etatyzm, zagrażając nie tylko rozwojowi, ale i powiększając alienację tych, którzy konfrontowani z sobkostwem elit nie widzą w polityce pierwiastka wspólnotowego. Naprawiać należy system polityczny, rozwijać mechanizmy demokracji, a nie wysyłać do psychiatry tych, którzy myślą kategoriami dekad i pokoleń, a nie jedynie sejmowych kadencji, i którzy nie godzą się z tezą, że jeśli państwo kuleje, to należy zamknąć je w ciasnej klatce, a życie samo sobie poradzi z wyzwaniami czasu i miejsca.

Owszem, życie sobie poradzi – wytworzy jakąś strukturę, jakiś system, ale cechować będzie ten system na ogół to, że jego reguły zostaną podyktowane przez najsilniejszych jego aktorów. Nie przypadkiem we wczesnych latach 90., wobec abdykacji państwa jako regulatora w systemie ochrony zdrowia, pierwsze strajki lekarzy były strajkami anestezjologów. Oni nie mieli praktycznie dostępu do żywego pacjenta. Inaczej niż szpitalni chirurdzy, najlepiej ordynatorzy.
Ale teraz, w 2016 roku, to wszystko nie ma tak wielkiego znaczenia w obliczu podjętej, na razie na półskutecznie, próby wprowadzenia rządów autorytarnych.

Dla uniknięcia nieporozumień – ja nie uważam, że dzisiaj już mamy w do czynienia z rządami autorytarnymi. Nic podobnego. Mamy natomiast obszerny plan działań partii Prawo i Sprawiedliwość ustanowienia w Polsce systemu rządów półautorytarnych, gdzie to „pół” to wolne wybory, tyle że w warunkach nierównych szans. Nomenklatura, partyjnie sterowany wymiar sprawiedliwości (nie tylko CBA i prokuratura, także sądy), kontrola tzw. niezależnych mediów (poprzez mechanizm kar finansowych) plus w pełni partyjne media publiczne, strach (tzw. obrona terytorialna w rzeczywistości ma być policją partyjną, podobną do niemieckiej SA) – to są mocne filary władzy autorytarnej, która nie musi obawiać się wyborów. Zresztą w zależności od potrzeb wszystkie te instrumenty wykorzystać można z różna determinacją, istotne jest, żeby były.

Dzisiaj Prawo i Sprawiedliwość konsekwentnie buduje taki właśnie system, korzystając z poparcia Kościoła katolickiego. Sprzyja PiS obcość papieża Franciszka, którego iście franciszkańska prostota i wiara najwyraźniej nie znajdują zrozumienia w polskim Kościele. Sprzyjają PiS także kłopoty Unii Europejskiej. Kiedy europejskie fundusze zostały rozdysponowane, są one PiS na rękę. Wyzwaniem autentycznie dla PiS groźnym jest utrata przezeń kontroli nad rozwijającym się tzw. ruchem narodowym. Ale to jeszcze jest kwestia długiego czasu.

W tej sytuacji jedność wyborcza demokratów jest ich absolutnym obowiązkiem. W obliczu słabości lewicy, właściwie jej nieobecności (jedyna lewicowa partia o jakiejkolwiek widzialności to partia Razem, sama lokując się na programowym marginesie Polski wciąż sytej i zwycięskiej w porównaniu z Grecją, której program Syrizy kopiuje, nie będzie w 2019 roku stanowić jakiegokolwiek zagrożenia dla PiS), walka o przywództwo w obozie demokracji jest najpewniejszą drogą dla utraty demokracji. I Schetyna, i Petru muszą zdać sobie z tego sprawę. Żaden z nich nie jest na miarę realnego zagrożenia, ale każdy jest liderem partii, które wciąż mają moc przewodzić w walce obronnej wobec zjednoczonej prawicy zmierzającej wprost, z poparciem Kościoła, do rządów na półautorytarnych.

Jedność, konieczna, nie wystarczy. Potrzebna jest też wiarygodność tej oferty. Rachunek sumienia i pomysł na Polskę sprawiedliwą, potrzebną Polakom, bezpieczną i efektywnie rządzoną. Platforma odeszła dość dawno od neoliberalizmu (2008), lecz uczyniła to wstydliwie, po cichu, zasłoniwszy się konsekwencjami kryzysu finansowego i unikając jakiejkolwiek publicznej debaty na przykład na temat funkcjonowania naszego państwa, jakości jego wewnętrznej polityki, a przede wszystkim jej celowości. Unikając formułowania dalekosiężnych celów polityki państwa, a nawet wyśmiewając postulat takiej debaty, dyskusję o celowości polityk partykularnych (np. edukacyjnej, mieszkaniowej, zdrowotnej, transportowej, przestrzennej) zawiesza się w próżni. Zainicjowanie wielkiej – także osobowościami jej animatorów – publicznej polskiej i w europejskim kontekście debaty na fundamentalny temat celów państwa i celów Unii Europejskiej wobec najważniejszych problemów współczesności (wybija się szczególnie problem pracy dla młodych, a także problem alienacji struktur politycznych) powinno stać się pierwszym wielkim krokiem wszystkich polskich środowisk demokratycznych, bez wykluczeń, dla obrony demokracji wobec zagrożenia prawicowym autorytaryzmem.

Nieocenioną przysługę mógłby oddać tu KOD, pod warunkiem, że utrzyma swój autorytet ruchu społecznego niewiążącego się z żadnym ugrupowaniem w jego marszu po władzę, tworząc jednak obywatelski punkt odniesienia dla wszystkich partii demokratycznych i wiążąc swoje dla nich poparcie warunkiem jedności w kontekście tych szczególnych wyborów 2019 roku i pewnego minimum programowego odnoszącego się także do przyczyn powstałych zagrożeń demokracji.

Uważam, że jesteśmy w sytuacji w jakiejś mierze podobnej do tej z 1989 roku. Tak jak wtedy najważniejsze było odrzucenie sowieckiej dominacji, przywrócenie suwerenności, wolność i demokracja, tak dzisiaj najważniejsza jest demokracja. Zagrożenie demokracji nie wynika ze złego charakteru jakiegoś przywódcy, lecz z polityki, która spowodowała, że społeczeństwo jest skłonne uwierzyć w rzeczy, które są przez partie i ludzi, dla których władza jest celem dla siebie, i nie mają żadnych ograniczeń dla jej zdobycia i utrzymania. 2019 rok musi być nowym początkiem demokracji w Polsce, jej deficyt bowiem utorował drogę jej wrogom.

=--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Wto 21:51, 23 Sie 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SZACHY Strona Główna -> O Szachach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin