Forum SZACHY Strona Główna SZACHY
Szachy, zadania szachowe i nie tylko
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Gdzie nie jechać?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SZACHY Strona Główna -> O Szachach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 13:49, 26 Lip 2015    Temat postu:

-
Szachy dla prezesa - Z. Bońka
-
Kompozycja szachowa - reklamuje matowanie na --> Diagramie!
--
1_2
-- Diagram -- 1
Mat w 2 posunięciach - #2 --- 1.Gf5 - grozi - 2. Kg4# --- 1. Gf5 - Gxf5 - 2. Kf3 - mat

--
3_4
Diagram -- 3
1. Gf5 - Wf5 -- 2. He3 - mat --- ---- siatka matowa --- 1. Gf5 - Kf5 - 2. Hxd5 - mat

--
5_6
Diagram - 5
1. Gf5! - d4 -- 2. Ha5 - szach - mat ---- ---- 1. Gf5 - g4 - 2. Hf4 - mat

Nauka matowania --- to początkowa edukacja szachowa!

Laszlo Polgar zalecał - by dzieci uczyć matowania od pierwszych zajęć
szachowych , czyli uczyć szachów - a nie zabawy szachami.
Czy dzieci są wyszkolone i potrafią matować w 2 czy w trzech posunięciach zalezy
od: - nauczycieli szachów i od ludzi co administrują stronami szachowymi.
--

axiom1
26 lipca o godz. 11:34 38012

Innym powodm nieobecosci Bonka w St Petersnurgu jest oczywiscie jego
prostactwo.
Kilka tygodni temu Boniek, wasal dyktatora Platiniego,
w sposob chamski i zdecydowany zaatakowal Blattera oskarzajac go
o korupcje i przekrety. Tak daleko nawet dyktator Platini, smiertelny
wrog Blatera, nie poszedl.

Jednakze to Boniek pokazal swe warcholstwo pomimo ze sledztwo
w Fifa zaledwie sie zaczynalo i nawet do tej pory nie ma zadnych
dowodow obciazajacych Blatera.
Oczywiscie ze po tak chamskim ataku Boniek nie mial odwagi
pokazac sie na losowaniu gdzie mogl spotkac Blatera.
Boniek potrzebuje intensywny i przspieszony kurs oglady.
Dla dobra polskiej pilki i siebie samego.

-


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Pią 13:15, 09 Paź 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 16:08, 04 Sie 2015    Temat postu:

-
Agnieszka Mazurczyk
4 sierpnia 2015

Chiny walczą z kościołami i chrześcijańskimi symbolami wiary

Liczba chrześcijan rośnie, przybywa też kościołów, a lokalni biskupi
i wierni za bardzo się panoszą.
Władza obawia się, że chrześcijaństwo mogłoby
zastąpić ideologię komunistyczną. Więc próbują je wykorzenić.


W lipcu doszło do podpalenia krzyża na budynku kościoła protestanckiego w mieście Taizhou, a wcześniej zniszczono krzyże w kościołach w Linshui i Dangyangu. W Wenzhou, nazywanym Jerozolimą Chin, najpierw podpalono krzyż, a potem aresztowano 16 duchownych pod zarzutem prowadzenia nielegalnej działalności gospodarczej i utrudniania obowiązków służbowych.

W sumie w całej prowincji Zhejiang, na środkowo-wschodnim wybrzeżu Chin, w której mieszka dziś blisko 300 tys. katolików i milion protestantów, przez ostatni rok zniszczono albo nakazano rozebrać ponad 60 kościołów, palono znajdujące się na nich krzyże, usuwano je albo zakrywano.

Lokalne władze Zhejiangu przedstawiły też projekt przepisów, z których wynika, że krzyże w chrześcijańskich kościołach w przyszłości nie będą mogły wieńczyć budynków. Jeśli koniecznie musiałyby się pojawić, to tylko na fasadach świątyń. Musiałyby być też niewielkich rozmiarów. A precyzyjnie: ich wysokość nie mogłaby przekraczać 1/10 wysokości fasady – a ich kolor nie powinien różnić się od koloru ścian świątyni.

Według Komitetu Centralnego KPCh chrześcijaństwo stało się w Chinach zbyt silne. Liczba chrześcijan rośnie, przybywa też kościołów, a lokalni biskupi i wierni za bardzo się panoszą. Władza obawia się, że chrześcijaństwo mogłoby zastąpić ideologię komunistyczną. Stąd, w ramach ogłoszonej przez prezydenta Xi Jinpinga akcji sinizacji religii, zdarzające się ostatnio coraz częściej nakazy rozbiórek kościołów, niszczenie albo podpalanie wieńczących świątynie krzyży i aresztowania protestujących wiernych.

O sinizacji religii po raz pierwszy chiński prezydent mówił w maju tego roku na spotkaniu z przedstawicielami Departamentu Zjednoczonego Frontu Pracy, jednej z agencji Komitetu Centralnego KPCh. Oznacza ona, że kościoły m.in. za pomocą symboli muszą dostosować się do kultury i społeczeństwa chińskiego, będącego pod władzą komunistyczną. W jednym z okólników rozdawanych członkom partii chrześcijaństwo uznano za niebezpieczny trend gnębiący współczesne Chiny.

Wcześniej w Wenzhou władze miasta zakazały w szkołach i przedszkolach jakiegokolwiek obchodzenia Bożego Narodzenia. Podobny zakaz wprowadzono na jednym z uniwersytetów w północno-wschodnich Chinach. Zamiast na jasełka studenci obowiązkowo musieli przyjść na wielogodzinną projekcję filmów propagandowych poświęconych m.in. życiu i nauczaniu Konfucjusza.

To, co dziś dzieje się w Chinach, przypomina czasy Mao,
kiedy krzyże i kościoły niszczyła Czerwona Gwardia, a chrześcijanie
musieli się ukrywać. Mieszkający w Ameryce chiński pastor Bob Fu
twierdzi, że sytuacja chrześcijan w Państwie Środka jest dziś
najtrudniejsza od czasów rewolucji kulturalnej.

Chrześcijańscy działacze apelują więc do Baracka Obamy,
który we wrześniu ma odwiedzić Chiny, aby poruszył sprawę krzyży
i plądrowania kościołów podczas rozmów z prezydentem Xi Jinpingiem.

Chrześcijaństwo, które w Chinach jest religią raczej napływową, bardzo
szybko się rozwija. Bogacący się Chińczycy potrzebują moralnego
drogowskazu i przewodników, którzy przekażą im jakieś wartości
duchowe, coś ponad kult pieniądza. Wspólnota chrześcijańska liczy dziś
w Chinach ponad 100 mln wiernych, a szeregi chińskiej partii
ludowej stopniały w ciągu ostatniej dekady do 85 mln członków.

W efekcie chrześcijaństwo jest dziś w Chinach większą wspólnotą niż
KPCh. Eksperci twierdzą, że w 2030 r. liczba chińskich chrześcijan
może przekroczyć nawet 250 mln. Chrześcijanie będą więc liczniejsi.
Ale czy mocniejsi?
---


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Wto 16:10, 04 Sie 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Śro 6:10, 05 Sie 2015    Temat postu:

Cezary Kowanda 21 lipca 2015

Sueski czy Panamski: którędy do Chin?

W sierpniu zostanie udostępniona druga nitka Kanału Sueskiego,
a za kilka miesięcy Kanał Panamski otworzy nowe, większe śluzy.
Oba ostro konkurują o gigantyczny ruch transportowy między Chinami i Ameryką.


Niedawno egipskie władze ujawniły informacje o rozbiciu komórki
Bractwa Muzułmańskiego, która szykowała atak na Kanał Sueski.
Chciała wysadzić instalacje elektryczne niezbędne do funkcjonowania przeprawy. Jeśli rzeczywiście taki właśnie był zamiar terrorystycznej organizacji, to nie mogła wybrać lepszego celu. Ten kanał to nie tylko jeden z symboli Egiptu, ale także jego największy gospodarczy skarb. Wpływy z Kanału Sueskiego to ponad 5 mld dol. rocznie, co – zwłaszcza teraz – jest ogromnym wsparciem dla budżetu państwa z trudem podnoszącego się po dwóch niedawnych rewolucjach.

Najpierw naród wysłał na emeryturę wieloletniego prezydenta Hosniego
Mubaraka, potem armia, przy poparciu części społeczeństwa, przepędziła
i uwięziła wybraną w wolnych wyborach kolejną głowę państwa,
czyli Muhammada Mursiego. Wielu turystów zaczęło omijać Egipt szerokim
łukiem, a kanał pozostał ostatnim w miarę stabilnym źródłem dewiz.

Ten obiekt narodowej dumy (przez kanał przepływa ok. 50 statków na dobę) nowy prezydent Abd al-Fattah as-Sisi postanowił wykorzystać do umocnienia swojej władzy. W ubiegłym roku ogłosił długo oczekiwaną rozbudowę o drugą nitkę, dzięki czemu na strategicznej przeprawie będzie wreszcie odbywał się ruch dwukierunkowy. Na razie Kanał Sueski funkcjonuje jak jednotorowa linia kolejowa z kilkoma mijankami. To pożera czas i zmniejsza przepustowość.

Modernizując kanał, generał as-Sisi postanowił połączyć cele gospodarcze z politycznymi. Nie tylko zdecydował się na ogromną inwestycję, ale też zażądał, żeby była gotowa zaledwie w rok, choć początkowo przewidywano, że będzie to trwało przynajmniej trzy lata. W ten sposób chciał podnieść morale narodu. Uznał też, że Egipt sam sfinansuje gigantyczny projekt wartości przynajmniej 8,5 mld dol.
Zamiast zaciągać międzynarodowe kredyty czy zapraszać do współpracy
zachodnich inwestorów, as-Sisi zwrócił się po pieniądze do rodaków.

Ogłosił narodową pożyczkę i sprzedaż certyfikatów, które mogli kupować wyłącznie Egipcjanie. Dzięki patriotycznemu uniesieniu, ale też bardzo atrakcyjnym odsetkom, wyraźnie wyższym niż te na bankowych lokatach w egipskich bankach, w ciągu kilku dni wszystkie papiery zostały sprzedane. Zamiast rozpisywać przetargi, as-Sisi do budowy drugiej nitki kanału zaangażował armię, więc od początku było jasne, że żadnych opóźnień nie będzie.

I rzeczywiście prace idą zgodnie z planem. Otwarcie drugiej nitki przeprawy planowane jest na 6 sierpnia. Egipt ma ogromne nadzieje związane z Nowym Kanałem Sueskim. Dziennie przez kanał będzie mogło przepłynąć prawie 100 statków. Wpływy, z obecnych 5,5 mld dol. rocznie, powinny do 2023 r. wzrosnąć do 13 mld dol. Wzdłuż przeprawy ma powstać ogromna strefa ekonomiczna, która z Egiptu uczyni regionalny odpowiednik Singapuru lub Hongkongu.

Nadzieje związane z rozbudową Kanału Sueskiego są zatem ogromne, chociaż wielu ekspertów ostrzega, że samo dobudowanie drugiej nitki nie spowoduje lawinowego wzrostu liczby statków, a lepsze warunki żeglugi nie pozwolą znacząco podnieść opłat. A to dlatego, że na drugim końcu świata trwa podobna inwestycja.

Konkurencja w kanale

Na wiosnę przyszłego roku wielkie zmiany czekają też Kanał Panamski. Po raz pierwszy w swojej historii będzie on mógł przyjmować statki transportujące więcej niż 5 tys. kontenerów. Kończy się testowanie nowych śluz, dzięki którym kanał, świętujący w ubiegłym roku setne urodziny, ma przynosić Panamie dużo większe zyski niż do tej pory. Na razie armatorzy zostawiają w kasie firmy obsługującej Kanał Panamski niespełna 2 mld dol. rocznie. To znacznie mniej niż w przypadku Kanału Sueskiego, ale ta kwota i tak jest potężnym zastrzykiem finansowym dla budżetu niespełna czteromilionowej Panamy. Dla jej mieszkańców kanał ma podobne znaczenie i gospodarcze, i prestiżowe, jak łącznik Europy i Azji dla Egipcjan.

Także w Panamie rozbudowa przeprawy była projektem gospodarczym i politycznym. Nie przeprowadzono co prawda narodowej zbiórki, ale zorganizowano referendum, w którym aż 77 proc. głosujących było za przygotowaniem kanału do potrzeb dzisiejszych statków, mimo że koszty tej inwestycji oszacowano na ponad 5 mld dol.

Jednak wyzwanie stojące przed Panamczykami okazało się dużo trudniejsze niż to, którego podjęli się Egipcjanie. Kanał Sueski to przeprawa w poziomie morza, niepotrzebująca żadnych śluz. Natomiast Kanał Panamski zlokalizowany jest powyżej poziomu morza, więc wymaga kosztownej infrastruktury wodnej. Do problemów technicznych doszły jeszcze strajki, więc rozbudowa tego kanału trwa już od 2007 r., podczas gdy Egipcjanom wystarczył zaledwie rok.

Chociaż te dwa kanały dzieli 11,5 tys. km, to częściowo ze sobą konkurują. Towary z Azji do Europy, w tym Polski, płyną przez Kanał Sueski, a dla tych z Japonii do basenu Morza Karaibskiego najkrótsza droga wiedzie przez Kanał Panamski. Natomiast firmy przewożące kontenery z Chin na Wschodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych mają do wyboru kilka tras. Mogą wybrać drogę przez Kanał Panamski, ale wówczas muszą użyć mniejszych statków, co zwiększa koszty transportu. Jeśli popłyną przez Kanał Sueski, trasa będzie dłuższa, ale za to egipska przeprawa nadaje się dla większych kontenerowców.

Dwa lata temu największy na świecie armator, duński Maersk, ogłosił,
że porzuca Kanał Panamski na rzecz Sueskiego, bo chce wykorzystywać
pojemniejsze jednostki. Trzecie rozwiązanie to transport przez Pacyfik

do portu na Zachodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, na przykład
Los Angeles, a następnie przeładunek na pociągi lub ciężarówki.
W ten sposób towar dotrze z Chin do Nowego Jorku szybciej niż
przez Kanał Sueski czy Panamski, ale transport okaże się najdroższy.

skomentuj (7)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Czw 23:52, 13 Sie 2015    Temat postu:

13.08.2015
czwartek

Obalamy mity niemieckiego „Ordnung muss sein”
Madeleine Janssen

W ostatnim czasie Niemcy zmienili się w naród strajkujący.
Najpierw „do widzenia” powiedzieli maszyniści z Deutsche Bahn.
A tuż potem, jeszcze przed Zielonymi Świątkami, swoje auta opuścili
też kierowcy. Sezon na podróżowanie? Aaa, raczej nie.
Ale niemiecka republika powinna zdać sobie sprawę, że sytuacja robi się poważna.

Potem także przedszkolnym wychowawcom przyszło na myśl, że już za długo zarabiają za mało – więc i oni strajkują. Rodzice sami musieli organizować opiekę dla swoich dzieci. Albo w akcie protestu wybrać się pod biuro burmistrza, gdzie maluchy mogły się swobodnie pobawić. A wszystko działo się na chwilę przed wakacjami – idealnie (Achtung, ironia), bo nawet gdy nikt nie strajkuje, pracodawcy cieszą się, że połowa drużyny wyjeżdża z dziećmi na urlop.

Na koniec strajkowała jeszcze firma pocztowa Deutsche Post – i to aż cztery tygodnie. Listonosze nie doręczali rachunków, pakunek z dżemem od mamy stał gdzieś w urzędzie pocztowym.
Francuskie warunki, można powiedzieć. Wreszcie niemieccy pracownicy stawiają jakieś żądania. Wcześniej uważano, że Niemcy są flegmatyczni, że nie potrafią żadnych żądań przeforsować. Wręcz przeciwnie! Zaczyna się rewolucja. Miewam czasem ochotę, żeby pozagrzewać strajkujących do walki – mimo że nie zawsze się zgadzam z ich wszystkimi oczekiwaniami. Ale jestem przekonana, że strajk też jest ważnym narzędziem w demokracji.

Dla kosumenta sprawa jest jednak problematyczna.
Strajk w jednej firmie wpływa na inne firmy. Jeśli więc chcesz kupić
bilet z Warszawy do Berlina na tej stronie, możesz natknąć się na problem.
Bo co prawda kupujesz online, ale bilet otrzymasz już pocztą.
Czas oczekiwania: „6 do 9 dni roboczych” – tak informuje Deutsche Bahn.

Sądziłam, że nie będzie problemu, miałam 13 dni w zapasie. Kliknęłam „Kup teraz”. A potem czekałam i czekałam. Bilet nie dotarł na czas, a ja czekałam (znowu) 45 minut na rozmowę telefoniczną z Deutsche Bahn (koszt: dwa euro). I mimo wszystko ciągle miałam nadzieję: można się uda, wyjątkowo, biorąc pod uwagę okoliczności, otrzymać bilet mailem? – Nie – powiedziała stanowczo kobieta z serwisu. Bilet raz już został wydrukowany, wydrukować można tylko raz.

– Wie Pani, Deutsche Post strajkuje już od tygodni. Nic nie możemy robić…
Kobieta z obsługi powiedziała, że powinnam kupić bilet na dworcu
w Warszawie, a później zareklamować ten pierwszy.
Jasne, to więcej pracy dla nas wszystkich – ale co tam!
W końcu „Ordnung muss sein.

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Śro 13:39, 19 Sie 2015    Temat postu:

Andrzej Hołdys 18 sierpnia 2015

Zabójcza susza: jakie mogą być jej konsekwencje
Raz za sucho, raz za mokro

Brak wody doprowadził do upadku niejedną cywilizację.
W Polsce mamy jej coraz mniej, a coraz więcej dotkliwych susz.
Gwałtowne ulewy wcale nie poprawiają sytuacji.

Z suszą nie ma żartów. To najgorszy ze wszystkich kataklizmów
naturalnych. Nie jest tak spektakularny jak powódź czy tornado,
przychodzi po cichu, skrada się niepostrzeżenie, lecz gdy już nastanie,
sieje śmierć i powoduje gigantyczne straty gospodarcze.
W drugiej połowie XVIII w. w Indiach z powodu kolejnych klęsk
głodu wywołanych suszami zmarło łącznie ponad 30 mln ludzi.
Niedoborom deszczu towarzyszyły rewolty i powstania, w wyniku
których rozpadały się państwa, a królowie tracili władzę, zazwyczaj
razem z życiem. W Chinach susze położyły kres dynastiom: Tang w IX w.,
Yuan w XIV w. i Ming w XVII w. Były też jedną z przyczyn upadku
największego niegdyś miasta na świecie, centrum cywilizacji Khmerów,
milionowego Angkor, które w XIV w. z wielkiego ośrodka w ciągu kilku
dekad popadło w ruinę. Z roku na rok było coraz bardziej sucho.
Obfite deszcze zapodziały się gdzieś na trzy dekady, potem powróciły,
aby następnie znów zniknąć na dwie dekady. Angkor zaczął chwiać się
w posadach, a ostateczny cios zadali mu Tajowie w 1431 r.


Nam klimat zapewne nie zgotuje aż takiej katastrofy, ale zbyt często
zapominamy, że zasoby wody w przeliczeniu na mieszkańca mamy
niezwykle skromne.
W Europie jesteśmy pod tym względem na jednym z ostatnich miejsc.

Natura oszczędziła nam trzęsień ziemi, wulkanów, huraganów i tornad.
--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Czw 17:59, 27 Sie 2015    Temat postu:

27.08.2015
czwartek

Anita, nie wsiadaj do taksówki…
Krzysztof Matlak

[link widoczny dla zalogowanych]

To bardzo rzadka sytuacja w polskim sporcie.
Być wielkim faworytem i do tego potwierdzić
to na najważniejszych zawodach.

Tak było w przypadku Pawła Fajdka i tak jest dzisiaj, gdy świętujemy złoto Anity Włodarczyk w Pekinie. Jej 80,85 m robi wrażenie. Jeśli w sobotę dołączy do tej dwójki Paweł Małachowski, szczęście będzie pełne.
Nie ma się co oszukiwać, rzut młotem nie jest najpopularniejszą konkurencją lekkoatletyczną. Nie zmniejsza to wcale mojej radości. Rzeczywiście, możemy mówić o fenomenie polskiego młota, choć zważywszy na popularne znaczenie tego słowa, może to zabrzmieć dwuznacznie. Podteksty odłóżmy na bok, choć pisanie o naszej mistrzyni świata per młociarka przychodzi ze sporym trudem.


Z powodu sędziwego wieku pamiętam jeszcze, gdy w polskim
Wunderteamie reprezentowali kraj Tadeusz Rut i Olgierd Ciepły.
Ten pierwszy był mistrzem Europy i brązowym medalistą na igrzyskach w Rzymie. Znacznie później trafił się jeszcze niespodziewany brąz Zdzisława Kwaśnego na pierwszych mistrzostwach świata w 1983 roku.
Dawne wspomnienia bledną, bo od olimpiady w Sydney piętnaście lat temu mamy prawie nieprzerwane pasmo sukcesów. Kamila Skolimowska i Szymon Ziółkowski wielokrotnie dawali kibicom powody do największej radości. Gdyby Skolimowska żyła, pewnie stałaby dzisiaj razem z Włodarczyk na pekińskim podium.

Teraz jest czas Pawła Fajdka i Anity Włodarczyk i oby trwał jak najdłużej.
Mistrzowie nie wychowywali się i trenowali w cieplarnianych warunkach.
O drodze Fajdka pisał niedawno w POLITYCE Marcin Piątek. Raczej łąka
do treningu niż stadion, raczej trenerski nos niż sportowe laboratorium.
A i tak najskuteczniejszym trenerem na świecie jest Czesław Cybulski,
ciągle dochodzący do siebie po nieszczęśliwym trafieniu młotem
wyrzuconym przez podopiecznego. Na szczęście świetnie zastąpiła go
Jolanta Kumor. Jest też obecny opiekun Anity Włodarczyk Krzysztof Kaliszewski.
I w kolejce do medali ustawiają się kolejni zawodnicy.
Najlepszym przykładem jest „brązowy” Wojciech Nowicki.

Ci ludzie mają talent w ogóle, a talent do pracy w szczególności.
Mają też niezwykle deficytową cechę. Potrafią wiele podporządkować najważniejszemu celowi. Nie zawsze muszą się kochać, żeby wspólnie dążyć do celu. I może jeszcze jedno. Coś mi się wydaje, że gęstsze antydopingowe sito wzmacnia szanse Polaków.
Wyobrażam sobie radość w polskim obozie w Pekinie, ale mam tylko jedną prośbę do mistrzyni. Proszę nie wsiadać dzisiaj do taksówki, a gdy będzie Pani musiała, to chociaż bez medalu!
--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pią 14:00, 04 Wrz 2015    Temat postu:

3.09.2015
czwartek

Wstyd
Agnieszka Zagner

[link widoczny dla zalogowanych]

Jest mi naprawdę wstyd. Za wszystkich. Za Europę.
Za naszą bezbrzeżną znieczulicę. Za bezradność instytucji.
Za wiarę w iluzję fundamentów Europy, opartych na pięknych
ideach solidarności. Dziś nie ma w nich ani piękna, ani solidarności.

Kilkadziesiąt lat po drugiej wojnie światowej czescy policjanci numerują
imigrantów. Flamastrami smarują im numery na przedramieniu.
Wszystkim po kolei: kobietom, dzieciom, mężczyznom.
Muszą, bo przybysze nie znają angielskiego i nie mają dokumentów.
Nie trudzą się poszukiwaniem lepszego sposobu – numer i po sprawie.
Flamaster pewnie niezmywalny, a zresztą kto tam się będzie myć? Jak?

Na dworcu w Budapeszcie też nieumyci. Służby porządkowe radzą sobie
z tym, jak mogą. Prawie każdy policjant ma maseczkę, żeby im nie
śmierdziało. Telewizje pokazują tysiąc koczujących ludzi na dworcu
i wokół niego. Sporo małych dzieci. Władze przestrzegają prawa
wzorowo. Nie chcą przepuszczać ich dalej, na Zachód, do rodzin.
„Zarobkowych” odeślą do domu. Czyli jakich? Tych, którzy w Syrii
nie mieli pracy albo pracowali za głodową pensję?
Austria decyduje, że w końcu nie będzie utrudniać dalszej podróży
imigrantom. Nie oznacza to jednak, że deklaruje pomoc.
Wystarczy, że nie będzie rejestrować czy blokować przejazdu
dalej na Zachód. Problem się przesunie, odsunie, usunie.

Na Morzu Egejskim utonęła matka z dwójką maleńkich chłopczyków.
Rodzina podjęła śmiertelne ryzyko przepłynięcia 5 km z półwyspu
Bodrum na wyspę Kos. Przeżył tylko ojciec. Wszyscy uciekali z Kobane,
chcieli dostać się do Kanady, gdzie mieli rodzinę, która była gotowa wziąć
na siebie ciężar opieki nad całą czwórką. Władze odmówiły wiz, rodzina
podjęła tę dramatyczną decyzję i wsiadła na pokład feralnej łodzi.
Zdjęcie ciała trzyletniego chłopca leżącego u brzegu głową
w kierunku wody obiegło światowe media.

Ciało trzyletniego Aylana wyrzuciło Morze Egejskie. Chłopcu,
jego bratu i mamie nie udało się dopłynąć do greckiej wyspy Kos.
Wyprawę przeżył tylko ojciec Aylana. Fot. Twitter
Ciało trzyletniego Aylana wyrzuciło Morze Egejskie.
Chłopcu, jego bratu i mamie nie udało się dopłynąć do greckiej
wyspy Kos. Wyprawę przeżył tylko ojciec Aylana. Fot. Twitter

Gdyby im się udało i na Kos dotarliby cali i zdrowi, jakaś turystka
w telewizji i tak powiedziałaby, że miała z ich powodu nieudane
wakacje, bo na plażę spokojnie pójść nie można, ani gdzie indziej,
bo wszędzie to samo, czyli tabuny koczujących imigrantów, ohyda.

W tunelu pod kanałem La Manche imigranci z Syrii, Afganistanu i Afryki
giną, próbując dostać się na drugą stronę – czy to w ciężarówkach,
czy na dachach pociągów. Pasażerowie pociągów, które przymusowo
utykają w tunelu, skarżą się, że ciemno i gorąco. Tym, którzy próbują się
przedostać, też brakuje wszystkiego: jedzenia, wody, powietrza.
Tyle że oni są w jakiejś innej kategorii, a pociąg nie ma przecież
trzeciej klasy czy piątego pokładu.

Pani premier Ewa Kopacz mówi, że Polska poda nową liczbę uchodźców,
którą jesteśmy w stanie przyjąć. Ciekawe, jak bardzo będzie różnić się
od tej, którą już znamy: 2200 osób? W Polsce zresztą wymyślono
cudowne lekarstwo: pomagajmy uchodźcom tam, gdzie są.
„Dopóki imigranci są bezpieczni na terenach bliskich im kulturowo,
należy im zapewnić godne warunki życia właśnie tam” – napisano
wczoraj do mnie w liście. Tak sobie radzimy. Albo raczej nie radzimy
z jednym z największych problemów humanitarnych ostatnich lat.

Gdzieś pod tym wszystkim czuję, że chcielibyśmy, by imigranci zostawili
nas w spokoju. Niech zostaną tam, gdzie są. Jeśli już są w pobliżu, niech
jadą dalej. Tu i teraz przeszkadzają w zasadzie wszystkim.
Obywatelom, turystom, podróżnym, gościom restauracji.
Psują krajobraz i atmosferę.
Instytucje i władze są właściwie bezradne wobec fali, jaka wlewa się
do Europy. Nie zatrzyma się jej ani murami, ani drutami kolczastymi,
ani wodą. Ale jak nią pokierować, jak odzyskać energię, która w niej tkwi,
tego wciąż nie wiedzą. Nawet, jeśli przejdzie propozycja Francji i Niemiec,
by Unia obowiązkowo tych nieszczęśników przyjmować musiała.
I dlatego właśnie mi wstyd.
--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Pią 14:33, 04 Wrz 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 12:03, 13 Wrz 2015    Temat postu:

Najciekawsze historie świata

[link widoczny dla zalogowanych]

OBYCZAJE
Jak Amsterdam pokochał rowery
Dwa kółka i spółka

Rewolucja wymaga ofiar, nawet rowerowa. Żeby cykliści podbili Amsterdam, trzeba było nieugiętych aktywistów, mądrych polityków –

Każdy, kto kiedykolwiek próbował przejechać samochodem przez centrum
Amsterdamu, wie, że w tym mieście rządzą rowerzyści.
Całymi chmarami mkną przez ulice, nie zwracając uwagi na przepisy
drogowe, wymuszając pierwszeństwo i samą swoją liczbą sprawiając,
że kierowcy są bezradni. Rowerzyści panują, a władze zadają sobie
wiele trudu, by ich zadowolić: miasto oplata misterna sieć ścieżek i dróg,
tak bezpiecznych i wygodnych, że nawet zupełne maluchy i staruszkowie
korzystają z roweru jako najprostszego środka transportu.
Podobnie jest zresztą w każdym holenderskim mieście.

Miejscowi uważają to za oczywistość; są skłonni wierzyć, że rowerowe udogodnienia istniały od zawsze. W rzeczywistości jeszcze w latach 50. i 60. XX w. rowerzystom groziło całkowite wyparcie z holenderskich miast przez samochodową rewolucję. Tylko dzięki zaciętości społeczników i kilku przełomowym zdarzeniom Amsterdam stał się tym, czym bez wątpienia jest dziś: rowerową stolicą świata.

Rzeź niewiniątek

W początkach XX w. rowery były w Holandii znacznie liczniejsze od samochodów i uchodziły za pełnoprawny środek transportu zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet. Gdy jednak holenderska gospodarka zaczęła w latach powojennych rozkwitać, coraz więcej ludzi stać było na auto i miejscy decydenci uznali, że samochód to przyszłość. Całe kwartały Amsterdamu poszły pod kilof, by poszerzyć ulice. Wykorzystanie rowerów spadało co rok o sześć procent i spodziewano się, że w końcu znikną z ulic.

Rosnący ruch samochodowy miał jednak swoje tragiczne skutki. Stale rosła liczba ofiar wypadków drogowych, osiągając szczyt w roku 1971 – 3300 zabitych, w tym ponad 400 dzieci. Zaczęły się protesty społeczników, zwłaszcza ruchu Stop de Kindermoord. Pierwszą jego przewodniczącą była późniejsza europosłanka Maartje van Putten. – Byłam wtedy młodą matką, mieszkałam w Amsterdamie i na własne oczy widziałam w swojej dzielnicy kilka wypadków, w których ucierpiały dzieci. Byłam świadkiem rozbiórki domów pod nowe drogi. Ulice nie należały już do ludzi, którzy przy nich mieszkali, ale służyły ruchowi samochodów. Byłam z tego powodu naprawdę zła – wspomina 63-letnia dziś van Putten

---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 15:25, 27 Wrz 2015    Temat postu:

-
Joanna Leszczyńska 8 września 2015

Ze schronisk, noclegowni i przytułków pod własny dach
Wyrwać się z bezdomności jest równie trudno jak z choroby alkoholowej.
A właściwie jeszcze trudniej. Bo przestać pić to tylko pierwszy krok.
Potem trzeba znaleźć stałą pracę i dopiero wtedy zdarza się własny dach nad głową.

7 artykuł z 10 dostępnych
Edward Bitner, ksywka Aktor, od 12 lat bez dachu nad głową, mieszkaniec

Kamienica, w której siedzibę znalazło łódzkie Centrum Terapii Bezdomności Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta.
Ireneusz Jaroszewski właśnie wyprowadził się z bezdomności i urządza własne mieszkanie.

Łódź jest moim domem i rodziną – mówi Piotr, 38-letni kawaler ze
schroniska w Nowych Sadach w Łodzi, prowadzonego przez Towarzystwo
Pomocy św. Brata Alberta. Ma już prawie 15-letni staż
w bezdomności, ale nigdy nie pomyślał, że mu z tym dobrze.

Ojciec NN, matka umarła, gdy Piotr miał 12 lat. Ludzie, którzy go
adoptowali, nigdy nie stworzyli mu prawdziwego domu.
Po 18. urodzinach opuścił przybranych rodziców i zaczął sam,
jak mówi, kombinować z życiem. Najpierw za klasztornym murem,
potem w wojsku. Jeszcze później wynajął pokój, znalazł pracę w
ogrodnictwie, ale – jak powiada – padł ofiarą restrukturyzacji zatrudnienia.
Z kolejnej pracy odszedł sam. Wtedy po raz pierwszy przekroczył próg schroniska.
Pobyt miał być krótką chwilą przed powrotem do samodzielnego życia.

Tak jak Piotr myśli wielu. Na początku bardzo chcą wyjść
z bezdomności, ale ciągle coś im w tym przeszkadza.

Metodą prób i błędów

Piotr próbował wiele razy. Trzy lata pracował w podłódzkim schronisku dla psów, przez pół roku opiekował się domem w Uniejowie (rekomendował go szef schroniska jako uczciwego i pracowitego), ale właściciele mieli swoje problemy i podziękowali mu. Jednak wcześniej znaleźli mu pokój w Łodzi i dali tysiąc złotych na dobry początek. I tym razem nie udało się Piotrowi stanąć na nogi. Znowu pojawił się w schronisku. Od kilku lat jako wolontariusz MOPS rozdaje zimą bezdomnym ciepłą zupę. Jest dumny z tego zajęcia i ze środowiskowej rozpoznawalności.

Zdaniem psychologa Marka Jaździkowskiego bezdomny ze stażem
6–10 lat w pełni przywyka do sytuacji, w jakiej się znalazł,
a powyżej 10 lat można już mówić o bezdomności trwałej.

Edward Bitner, od 12 lat bez własnego dachu nad głową, już
nawet nie myśli o życiu poza schroniskiem. To tu dzięki swojemu
charakterystycznemu wyglądowi zapracował na ksywkę Aktor. 65-letni
Edward statystował w filmie Grzegorza Królikiewicza „Sąsiady” –
o biednych mieszkańcach łódzkiej kamienicy, wystąpił w teledysku
„Do Laury” Czesława Mozila i wielu etiudach studentów Filmówki.

---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pią 9:15, 02 Paź 2015    Temat postu:

Adam Krzemiński 29 września 2015

Niemcy w ćwierć wieku po zjednoczeniu
Czarny orzeł z siwizną

Ćwierć wieku temu świeżo zjednoczone Niemcy zadawały sobie
pospiesznie pytanie: czy staniemy się nowym mocarstwem światowym?
No i co – stały się czy nie?


Październik – miesiąc niemieckich świąt (tu Oktoberfest w Monachium)
Michael Taylor/Getty Images Październik – miesiąc niemieckich świąt
(tu Oktoberfest w Monachium)

W środę 3 października 1990 r. nie było na berlińskich ulicach narodowej
tromtadracji. Na Unter den Linden i pod Reichstagiem więcej było
spacerowiczów niż statystów „przystąpienia nowych landów”
do Republiki Federalnej. Euforia była rok wcześniej, kiedy runął mur.
Jednak upadek muru berlińskiego nie nadawał się na święto narodowe,
bo 9 listopada kojarzy się z nazistowskimi pogromami w 1938 r.,
z monachijskim puczem Hitlera w 1923 r. i wybuchem rewolucji 1919 r.

W traktacie zjednoczeniowym wyznaczono więc na święto pierwszy
dzień po ogłoszeniu rezultatów konferencji 2+4, przywracającej Niemcom
suwerenność. Trudno zatem o bardziej bezbarwne święto narodowe.
W październiku było już po ptakach. Enerdowcy nowiutkie marki
zachodnie liczyli w kieszeni już od czerwca i teraz zatroskani biegali wokół
konkretnych spraw: co z pracą, z mieszkaniem i co wycieknie z akt Stasi.

Ale w głowach była gorączka. Na okładce „Spiegla” widniał tłusty orzeł
federalny, trzymający w pazurach kulę ziemską na tle marki niemieckiej,

i podpis: „Po zjednoczeniu. Czy nowe mocarstwo światowe?”.
Taki też był wtedy ton publicznych dysput. W Dreźnie Helmuta Schmidta,
byłego kanclerza, przeraziło pytanie: Jak zjednoczone Niemcy spełnią rolę
światowego mocarstwa? Odpowiedział, że Niemcy jedynie otrzymują jeszcze jedną szansę.

--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Pią 9:16, 02 Paź 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pią 10:59, 09 Paź 2015    Temat postu:

-
8.10.2015 -- czwartek -- SZKOCJA

Kubeł szkockiej wody
Krzysztof Matlak

… wylali Szkoci na rozpalone głowy polskich kibiców.
W swoim optymizmie zagalopował się też Adam Nawałka.

Mocarstwowe pohukiwania irytowały mnie od kilku dni.
Tymczasem trzeba sobie jasno powiedzieć:
Polska miała dużo szczęścia, remisując ze Szkotami dwa do dwóch.
Eliminacje do finałów EURO 2016 rozstrzygną się dopiero w niedzielę.

Robert Lewandowski zgodnie z powszechnymi oczekiwaniami był znowu
świetny. Ale gdyby, przy pierwszym jego golu, sędzia zobaczył
spalonego, to długo bym nie protestował. A druga bramka naszego
kapitana w ostatniej sekundzie? Niesamowita determinacja i wielkie szczęście.
Szkockie gole mogły spokojnie wystarczyć do zabrania Polakom wszystkich punktów.

Jeśli ktoś już mroził szampana, to za wcześnie. Tym bardziej,
że Irlandczycy nie posłuchali opowieści fachowców o tym,
że nie mają szans z niemieckimi mistrzami świata i bezczelnie ich ograli.

Teraz w przyspieszonym trybie musimy wertować regulaminy.
Wynika z nich, że na Stadionie Narodowym wystarczy remis, ale nie każdy.
Może być co najwyżej jeden do jednego.

Po czwartkowym wieczorze wiem jedno. Wiadomości o europejskiej
potędze polskiej piłki są trochę przesadzone. Z drugiej strony widać
wyraźnie, że naszą reprezentację tworzą ludzie nieprzypadkowi.
Były przecież całkiem spore fragmenty gry sensownej, uporządkowanej
z przebłyskami widocznymi co najmniej u kilku naszych graczy.
No i ten Lewandowski…

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Śro 15:08, 02 Gru 2015    Temat postu:

1.12.2015
wtorek

Gdzie jest Ziemia Obiecana?
Agnieszka Zagner

Ten scenariusz się powtarza. Po paryskich zamachach z początku tego
roku coraz więcej francuskich Żydów decydowało się na wyjazd na stałe
do Izraela. Mówiono nawet, że to „exodus”. Teraz dołączają do nich
Żydzi belgijscy. Jednocześnie Europa wciąż dla wielu jest Ziemią Obiecaną.

Styczniowe zamachy wznieciły na nowo w żydowskiej diasporze we Francji
tumany niepokoju. To w sumie ponad pół miliona osób, sporo –
to jednak największa diaspora w Europie. Najpierw atak na redakcję
„Charlie Hebdo”, potem na sklep koszerny wywołały poczucie zagrożenia
i wpłynęły na decyzję o aliji do Izraela. To wszystko w łańcuchu
ciągnącym się od kilku lat – najpierw przed trzema laty Mohamed Merah
zastrzelił w Tuluzie troje dzieci i rabina z żydowskiej szkoły.
I jeszcze ostatnio trzech mężczyzn podających się za zwolenników tzw.
Państwa Islamskiego napadło i ugodziło nożem nauczyciela żydowskiej
szkoły w Marsylii. Bezpieczna europejska przystań nie jest już tak
bezpieczna jak kiedyś.
W ciągu ostatnich pięciu lat 20 tys. francuskich Żydów wyjechało do
Izraela, w ubiegłym roku było to 7,2 tys. osób. Według szacunków w tym
roku ta liczba może być większa nawet o 30 proc. w porównaniu z
zeszłym rokiem.

Teraz, po nowej fali terroru w stolicy Francji i tropach prowadzących
do Brukseli, belgijscy Żydzi myślą o wyjeździe. Belgia też ma swój łańcuch
terroru – to tu Mehdi Nemmouche dokonał zamachu na muzeum
żydowskie w Brukseli, kilka miesięcy później w Antwerpii rabinowi,
udającemu się na nabożeństwo, poderżnięto gardło. W zeszłym roku
w Belgii odnotowano 130 przypadków antysemickich napaści, co stanowiło
połowę więcej incydentów niż w poprzednim roku i w sumie najwięcej
w ciągu ostatnich 10 lat.

Teraz w związku z podniesieniem do najwyższego poziomu
antyterrorystycznego alertu zamknięto nawet belgijską Wielką
Synagogę. Na chwilę wprawdzie, ale akurat zdarzyło się to w szabat.
Co więcej, synagogę zamknięto po raz pierwszy od zakończenia drugiej wojny światowej.

W Belgii mieszka ok. 45 tys. Żydów, co roku do Izraela emigruje ok. 200 osób. Teraz – jak szacuje była szefowa belgijskiej organizacji syjonistycznej, cytowana przez „The Telegraph” Betty Dan – tych osób jest coraz więcej. Kiedyś o wyjeździe myśleli głównie emeryci, którzy porzucali ponurą Europę i wybierali izraelskie słońce, teraz – zdaniem Dan – o wyjeździe coraz częściej myślą ludzie młodzi, z dziećmi, którzy naprędce sprzedają dorobek życia i próbują zacząć nowe w Izraelu. Ci, którzy jeszcze nie zdecydowali się na wyjazd, starają się jak najmniej rzucać w oczy – usuwają mezuzy sprzed wejść do domów, chowają żydowskie gazety sprzed oczu pasażerów w środkach transportu, chłopcy z żydowskich szkół mają przykazane, by chowały kipy przed wyjściem na ulice.

Belgijscy Żydzi mówią, że nie czują się już tu bezpiecznie, ściślej w Brukseli, ściślej w stolicy Europy. Wymowny znak czasów w chwili, gdy Europa pogrąża się w kryzysie, gdy trzeszczy, gdy przestaje mówić jednym głosem, gdy pojawia się koncepcja ministrefy Schengen, gdy wznoszone są ogrodzenia wzmacniane drutem kolczastym, by chronić „bezpieczną” Europę przed rzeką milionów uchodźców, widzących w tej samej Europie miejsce schronienia.

Jakby tego nam było mało – bo i takie głosy słychać – europejscy
Żydzi trafiają z deszczu pod rynnę. W Izraelu wcale nie jest spokojniej.
Ulice opanowali palestyńscy nożownicy, rozniecający trzecią intifadę,
siejący terror na oślep. Izrael nie jest tym, czym chciałby być.

To wszystko dzieje się na naszych oczach, a my, Polacy, my,
Europejczycy, my, Żydzi, my, Arabowie – bez względu na to, co mówią
nam ci czy tamci politycy – jesteśmy częścią tej historii.
W którąkolwiek stronę płyniemy lub którąkolwiek ludzką rzekę widzimy,
nie uciekniemy od niej. I nawet kiedy myślimy, że to nasza Europa stoi
przed testem, to tak naprawdę przed tym testem stoimy my sami.
Codziennie, w drobnych sprawach, zawsze kiedy widzimy uchodźcę,
Żyda, innego obcego, bez rozpoczynania dyżurnej dyskusji
o bezpieczeństwie i terrorystach poukrywanych między uchodźcami.

Chodzi mi o takie sytuacje, o jakich niedawno opowiadała mi żona
jednego z prześladowanych Hindusów mieszkających w Polsce.
Chodzi mi o kolejne incydenty pobicia osób o innym kolorze skóry,
jak ostatnio zdarzyło się to Egipcjaninowi we Wrocławiu czy Syryjczykowi
w Poznaniu. Chodzi mi o spaloną kukłę przedstawiającą Żyda.
Chodzi mi o rzucane na jednym oddechu przez jednego z zasiadających
w Sejmie polityków „Polska dla Polaków” i jego samozadowolenie
z tego, że tak myśli i tak mówi.

Ale chodzi również o aresztowanego niedawno Polaka dzihadystę.
Przypominam, gdyby wciąż wydawało się nam, że to nie nasz problem.
I że wszystko sprowadza się wyłącznie do tego, ilu uchodźców
będziemy ostatecznie „gotowi” przyjąć.
---


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Śro 15:09, 02 Gru 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 23:52, 10 Sty 2016    Temat postu:

9.01.2016
sobota


Jednak Lewandowski
Krzysztof Matlak

Robert Lewandowski nie był moim faworytem w plebiscycie
„Przeglądu Sportowego”. Nie skorzystałem co prawda z możliwości
wysłania kuponu z własnymi typami, więc teraz nie powinienem
grymasić, ale jednak trochę pomarudzę.

Na naszego kapitana reprezentacji piłkarzy bardzo chciałbym
z przekonaniem głosować za rok po rewelacyjnym dla Polski EURO 2016.
Dzisiaj statuetka dostała się w ręce gracza drużyny, która jako jedna
z dwudziestu czterech awansowała do finałów. Fajnie,
ale Zbigniew Boniek był najlepszym graczem trzeciej drużyny mistrzostw
świata, kiedy wygrywał w plebiscycie. Jest różnica? Wiem, wiem,
Lewandowskiemu trzeba jeszcze koniecznie dopisać wszystkie gole
w Bayernie. To jednak ciągle trochę za mało.

Z podobnych powodów nie wybrałbym już teraz Adama Nawałki
trenerem roku. Zwycięstwa obu panów świadczą o wielkim głodzie
futbolowych laurów, nawet tak umiarkowanych. Nie muszę dodawać,
że moje uwagi nie świadczą o braku szacunku, a nawet
– w przypadku Lewandowskiego – podziwu dla pracy obu panów.
Mistrzyni i rekordzistka w miotaniu młotem Anita Włodarczyk zajęła
drugie, a Agnieszka Radwańska – trzecie miejsce. To jednej z nich
należał się tytuł najlepszego sportowca roku. Fantastyczny sezon Anity,
w którym osiągnęła wszystko, co może lekkoatletka w tej konkurencji.
Rzut młotem nie zapewnia światowej sławy, ale czy to zmniejsza wagę
jej osiągnięć? Za to druga moja faworytka osiągnęła życiowy sukces
w sporcie globalnym. Potrafiła uporać się z niemocą w pierwszej części
sezonu i na jego koniec zostać kimś w rodzaju mistrzyni świata, czyli
wygrać tenisowy turniej Masters.

Nie przeprowadziłem dokładnej analizy, ale wydaje mi się, że po raz
pierwszy od wielu lat w dziesiątce nie było narciarzy.
Przecież po Adamie Małyszu nastąpiły czasy Kamila Stocha
i seryjne triumfy, czasami nawet z przyzwyczajenia, Justyny Kowalczyk.
I ta tendencja może się utrzymać. Już dzisiaj można przecież powiedzieć,
że za rok też może być ciężko.
Świetnie, że w pierwszej szóstce oprócz Anity Włodarczyk znaleźli się
jeszcze dwaj nasi mistrzowie: Paweł Fajdek i Piotr Małachowski. S
zkoda, że kilku tysięcy głosów zabrakło Adamowi Kszczotowi.
Jego wicemistrzostwo świata w biegu na dwa okrążenia
bezwzględnie powinno dać miejsce w dziesiątce.
A w ogóle dobrze, że plebiscyt trwa choćby po to, żeby…
trochę ponarzekać na wybory kibiców.

Oto cała dziesiątka:

1. Robert Lewandowski
2. Anita Włodarczyk
3. Agnieszka Radwańska
4. Paweł Fajdek
5. Michał Kubiak
6. Piotr Małachowski
7. Joanna Jędrzejczyk
8. Rafał Majka
9. Michał Jurecki
10. Rafał Sonik
----


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Śro 12:26, 13 Sty 2016    Temat postu:

-
Redakcja 9 stycznia 2016

Czy alkohol wyłącznie nam szkodzi?

Trwa dyskusja w Wielkiej Brytanii
Sprowokowały ją nowe wytyczne rządowych ekspertów, według
których nie ma czegoś takiego jak bezpieczna dawka alkoholu.
.
Zdaniem brytyjskich medyków badania z ostatnich lat pokazują,
że spożywanie nawet małych dawek alkoholu zwiększa ryzyko
zachorowania na raka. Dlatego w opublikowanych właśnie zaleceniach
rządowi eksperci znacząco obniżyli poziom dopuszczalnego
spożycia alkoholu w stosunku do poprzednich wytycznych.

Zgodnie z aktualnymi rekomendacjami osoby, które piją regularnie,
nie powinny spożywać więcej niż 14 jednostek alkoholu tygodniowo.
To odpowiednik sześciu szklanek piwa (o mocy 4 proc.), siedmiu
kieliszków wina (11,5 proc.) albo czternastu pojedynczych szotów
trunków o większej mocy (40 proc.).

Wytyczne te zdaniem niektórych są nie tylko zbyt rygorystyczne,
ale wręcz stanowią przejaw „niańczenia” obywateli.
Tak uznał chociażby Nigel Farage, przewodniczący
Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP).
Wezwał on do masowych protestów przeciwko nowym zaleceniom.
Według niego ludzie powinni pozwolić sobie na jednego czy dwa drinki
niezależnie od tego, czy „skróci nam to trochę życie czy nie”.

---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pon 17:53, 25 Sty 2016    Temat postu:

24.01.2016
niedziela


Czego się wstydzi abp Gądecki?
Jarosław Makowski

Tak jak Jan Paweł II powiedział, że antysemityzm jest grzechem,
tak dziś biskupi w liście do wiernych powinni napisać, że nacjonalizm
i ksenofobia, prowadzące do nienawiści i przemocy, są grzechem.

1.
W Poznaniu odbyło się spotkanie z cudzoziemcami oraz bezdomnymi,
zorganizowane przez rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara.
W spotkaniu udział wzięli przedstawiciele organizacji pozarządowych:
m.in. Barka, Caritas, Migrant Info Point. Ale też naukowcy,
prezydent Poznania i metropolita poznański abp. Stanisław Gądecki.

Spotkanie miało ponoć charakter zamknięty, choć trudno przy tak
szerokim składzie personalnym i doborze gości mówić o tajności
posiedzenia. Tak czy inaczej do prasy przedostała się wypowiedź
arcybiskupa Gądeckiego, który miał powiedzieć:
„W Polsce doszedł do głosu chory nacjonalizm, który uważa, że szacunek
dla kraju wyraża się w nienawiści do obcych.
To ludzie, którzy zagubili swoją tożsamość”.

Wypowiedź poznańskiego hierarchy była reakcją na świadectwo
Syryjczyka od 45 lat mieszkającego w Poznaniu. Jest on lokalnym
przedsiębiorcą, do którego często przyjeżdżają zagraniczni goście.
Posłuchajmy, jakie obawy nim targają, gdy przyjmuje gości:
„Boję się o ich bezpieczeństwo. Bo nie zagwarantuję, że wszyscy
będą blondynami o niebieskich oczach. Kiedy przyjeżdżają
do Poznania, nie zabieram ich wieczorami na Stary Rynek”.

2.
Kiedy pierwszy raz przeczytałem słowa arcybiskupa o odradzającym się
„chorym nacjonalizmie”, skądinąd mocne i prawdziwe, nie bardzo
dawałem im wiarę. Przypomniałem sobie natychmiast inne, głośne
ostatnio wypowiedzi abp. Gądeckiego, jak choćby ta, w której hierarcha
dyskredytuje tych, którzy krytycznie patrzą na rządy PiS:
„Ci, którzy głoszą tolerancję, są często najmniej tolerancyjni.
Ci, którzy trąbią o demokracji, bywają najmniej demokratyczni”.
Albo ta: „Nastąpił ogromny przełom. Po wojnie nie było jeszcze takiego
zjednoczenia państwa i Kościoła”. Krótko: tak mocna wypowiedź
potępiająca nacjonalizm i ksenofobię w Polsce nie pasowała mi do poglądów abp. Gądeckiego.

Ale zaraz też pomyślałem: ostanie wydarzenia, pobicie właśnie w Poznaniu
czy we Wrocławiu, gdzie na rynku spalono kukłę Żyda, muszą dawać do
myślenia. I kto jak kto, ale Kościół powinien bić na alarm. Kościół,
który za św. Pawłem głosi: „Nie masz Żyda ani Greka, nie masz
niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy
wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie”.


Pomyślałem też: kiedy stajesz wobec ofiary, z krwi i kości, tak jak stanął
wobec ofiar nacjonalistycznych i ksenofobicznych ataków „prawdziwych
Polaków” abp Gądecki, przyzwoitość i chrześcijańskie wartości nakazują,
by okazać bezwarunkową solidarność. Świadectwo człowieka, który jest
niesprawiedliwie i bez racji szkalowany, wytykany palcami czy też bity,
jak miało to miejsce w Poznaniu, odbiera wszelkie próby relatywizacji zła.
Mowa nasza, chrześcijan, jest jasna: zło trzeba nazwać złem.

Jednak moja pierwotna wątpliwości co do stanowiska abp. Gądeckiego
szybko znalazła potwierdzenie w… sprostowaniu kurii poznańskiej.
Gdy opinia hierarchy stała się głośna, natychmiast przyszło dementi
ze strony rzecznika. A więc, zdaniem rzecznika, ks. Macieja Szczepaniaka
, „abp Gądecki nie mówił, że mamy w Polsce do czynienia z chorym
nacjonalizmem, ale że atak na obcokrajowca świadczy o chorym
nacjonalizmie i zagubieniu tożsamości”. Jak widzimy, zasadniczo sens
wypowiedzi jest jednoznaczny, ale rzecznik postanowił się wykazać
teologiczną i językową subtelnością. I drugie ważne sprostowanie:
„Podczas dyskusji abp Gądecki wyraźnie zaznaczył, iż jego zdaniem
Polacy nie są ksenofobiczni”.
3.

Rzecznik pisze również, że poznańskie spotkanie miało odbyć się
„bez udziału mediów”, co znaczy: źle się stało, że słowa abp. Gądeckiego
przedostały się do gazet. Przyznam, że dziwi mnie takie postawienie
sprawy. Przecież hierarcha słusznie mówi, iż nacjonalizm i ksenofobia
prowadzą do przemocy. A potem, kiedy dowiadują się o tym nie tylko
ofiary, które go słuchały w Poznaniu, ale także „prawdziwi Polacy”,
a więc ci, którzy biją obcokrajowców, arcybiskup jakby się wstydził
swoich słów. Słów, które przecież są przejawem ewangelicznego przesłania.

Może więc by rozwiać wszelkie wątpliwości co do intencji abp. Gądeckiego,
hierarcha powinien napisać list w imieniu całego episkopatu.
Tak jak Jan Paweł II powiedział, że antysemityzm jest grzechem, tak dziś
biskupi w liście do wiernych powinni napisać, że nacjonalizm i ksenofobia,
które zatruwają nasze życie społeczne, prowadząc do nienawiści
i przemocy, są grzechem.

Pytanie tylko, czy polski Kościół ma dość odwagi, by w obecnej sytuacji
tak jasno i stanowczo stanąć po stronie ofiar ksenofobii. I zarazem
przypomnieć najgłębszy sens przesłania Cieśli z Nazaretu, który mówił,
że to wszystko, co czynimy tym, którzy są prześladowani i poniżani,
Jemu samemu czynimy (zob. Mt, 25,40).
--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SZACHY Strona Główna -> O Szachach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin