Forum SZACHY Strona Główna SZACHY
Szachy, zadania szachowe i nie tylko
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Gdzie nie jechać?
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SZACHY Strona Główna -> O Szachach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 22:34, 18 Paź 2014    Temat postu: Gdzie nie jechać?

Redakcja 18 października 2014
-
Do tych krajów lepiej się nie wybierać

[link widoczny dla zalogowanych]

Wystarczy ostrożność czy lepiej w ogóle nie jechać?
Przed podjęciem decyzji o podróży w dany region świata warto
sprawdzić, co o naszych planach sądzi polskie MSZ.
Stan na 17.10.2014, źródło: MSZTomasz Pawlak/Polityka
Stan na 17.10.2014, źródło: MSZ
(powiększ obrazek)

Doniesienia mediów, internetowe fora turystyczne, opinie znajomych globtrotterów – typowe grono, z którym konsultujemy nasze plany urlopowe, warto poszerzyć o odpowiednie służby Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Na swojej stronie MSZ na bieżąco publikuje ostrzeżenia dla podróżujących. Niekiedy dotyczą one problemów tymczasowych, takich jak strajki czy złe warunki pogodowe (obecnie w Indiach czy Nepalu – zazwyczaj uznawanych za bezpieczne dla turystów). Częściej chodzi jednak o trwałe zagrożenia związane z niestabilnością polityczną, terroryzmem czy wojnami. MSZ odradza na przykład wyjazdy do Afryki Północnej w związku z „utrzymującą się niestabilną sytuacją bezpieczeństwa w całym regionie”. Kilku innych krajów kontynentu należy unikać ze względu na trwającą od prawie roku epidemię eboli.

Nie wszystkie kraje wymienione na liście ostrzeżeń MSZ trzeba całkowicie omijać. W przypadku Tajlandii (wprowadzenie stanu wojennego) czy Wenezueli (niepokoje społeczne) ministerstwo radzi jedynie zachować szczególną ostrożność. W innych państwach poważne zagrożenia obejmują określone regiony kraju. W Malezji niebezpiecznie jest wyspie Borneo. Na Ukrainie – w regionach wschodnich. W Turcji chodzi o pogranicze z Syrią i Irakiem, do którego dotarli bojownicy Państwa Islamskiego. A w niestabilnym od kilku lat Egipcie wciąż stosunkowo bezpieczne są enklawy turystyczne, takie jak Hurghada czy Sharm el-Sheikh.

Nie brak jednak krajów, których odwiedzanie MSZ stanowczo odradza. Z powodu zagrożenia terrorystycznego nie warto zdaniem ministerstwa ryzykować wyjazdów do Pakistanu, Libanu czy szeregu krajów Afryki. Dwa państwa tego kontynentu – Libię i Republikę Środkowoafrykańską – ministerstwo oznaczyło nawet najwyższym, czarnym stopniem alertu: „Opuść natychmiast”. Poza Afryką ostrzeżenie takie obejmuje tylko Syrię.

Wśród aktualnych ostrzeżeń MSZ brakuje kilku państw, których obecności na liście należałoby się spodziewać – zaznaczyliśmy je na mapie na niebiesko. Przed wyjazdami do nich stanowczo ostrzega chociażby amerykański Departament Stanu.
Zalecenie „unikaj wszelkiej podróży” obywatele USA zobaczą m.in.
w przypadku Korei Północnej, Afganistanu, Somalii, Demokratycznej Republiki Konga i Erytrei.
Zdaniem Waszyngtonu lepiej również trzymać się z dala od
tych regionów Rosji, które graniczą z Ukrainą.

Ale tego w Polsce i bez ostrzeżeń MSZ jesteśmy raczej świadomi.

Mniej aktualne informacje o warunkach podróżowania w poszczególnych krajach – w tym ogólne zalecenia dotyczące bezpieczeństwie – MSZ publikuje także w internetowym poradniku „Polak za granicą”.

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 10:02, 15 Lis 2014    Temat postu:

-
Redakcja 14 listopada 2014

[link widoczny dla zalogowanych]

Niemcy najlepszym krajem na świecie. Za co je cenimy?

To w Niemczech żyje się najlepiej – wynika z międzynarodowych badań.
Nasi zachodni sąsiedzi z pozycji lidera zepchnęli właśnie Stany Zjednoczone.

W ankiecie Nations Brands Index, opracowanej przez Simona Anholta,
badacza i doradcy politycznego, wzięto pod uwagę pięć kryteriów:
eksport, sposób zarządzania, życie kulturalne, turystykę i imigrację.

Ankietowani – 20 tys. osób z 20 krajów – wystawili oceny 50 wskazanym państwom (wśród nich znalazła się również Polska, przez większość respondentów jednak niedostrzeżona). Zapytano m.in. o ogólne wyobrażenia na temat poszczególnych krajów i nacji, o to, co są w stanie światu zaoferować. Czy ich władze są kompetentne, gwarantują bezpieczeństwo? Czy ich kulturalne dziedzictwo przebija się za granicę, do globalnej świadomości, i czy wpływa na ogólny obraz kultury? Mieszkańcy – czy są dość przyjaźni, otwarci, tolerancyjni? Gdzie warto zamieszkać, podjąć studia, co zwiedzić? Słowem: zbadano wszystkie aspekty codziennego życia.

Pierwsze miejsce w klasyfikacji Niemcy zajęły poprzednio w 2008 roku. Później na pozycji lidera uplasowały się Stany Zjednoczone – taki stan utrzymywał się przez kolejnych pięć lat.

Pierwsza dziesiątka najwyżej cenionych państw na świecie:

Niemcy
Stany Zjednoczone
Wielka Brytania
Francja
Kanada
Japonia
Włochy
Szwajcaria
Australia
Szwecja

Zagraniczne media awans Niemców tłumaczą zwycięstwem ich reprezentacji w mistrzostwach świata w piłce nożnej. Badanie przeprowadzano w dniach 10–28 lipca, finałowy mecz odbył się w międzyczasie, 13 lipca. „Wiele zawdzięczamy Argentynie” – komentują publicyści, choć analitycy są zdania, że piłkarze przysporzyli Niemcom tylko dodatkowych punktów. „W gruncie rzeczy Niemcy potwierdziły swoją silną pozycję ekonomiczną i polityczną w Europie” – wyjaśnia Simon Anholt. Jak widać, świat zdążył to odnotować. Za najpopularniejszy kraj świata naszych sąsiadów uznali też w zeszłym roku ankietowani BBC.

Za niepowodzenie Stanów Zjednoczonych odpowiadają –
zdaniem publicystów – respondenci z Rosji i Egiptu,
obwiniający Baracka Obamę o obniżenie poziomu bezpieczeństwa na
świecie (to głównie USA, w ich ocenie, powinny gwarantować pokój).
Rosja spadła tymczasem z 22. na 25. miejsce, wyprzedziły
ją Argentyna, Chiny i Singapur.
To skutek polityki wobec Ukrainy, ale też sygnał ostrzegawczy –
tłumaczą badacze. Wnioski z analiz mają bowiem pomagać „rządom,
organizacjom i przedsiębiorcom zrozumieć swoje państwa,
a w efekcie zadbać o ich renomę”.

Za co cenimy Niemcy? Za skutecznych piłkarzy, dokonania Angeli Merkel,
a może za zdobycze i ludzi ich kultury? Zachęcamy do udziału w naszej
sondzie – znajdą ją Państwo na stronie głównej POLITYKI.

Badanie Nations Brands Index jest realizowane od 2008 r. we współpracy
z GfK, jednym z najstarszych koncernów badających opinię publiczną.
„Bo opinia publiczna jest jedyną supermocą tego świata” – uważa Simon Anholt, pomysłodawca projektu, niezależny doradca polityczny, badacz. Anholt korzysta z danych zgromadzonych przez organizacje narodowe i samorządowe. Termin „brand nation” (marka, renoma państwa) ukuł już w 1996 r., zapoczątkowując szereg badań w tym zakresie. Zestawia państwa, miasta i regiony po to, by – jak twierdzi – skłonić ich władze do refleksji. Nations Brands Index pozwala zaś sprawdzić, jak poszczególne nacje wzajemnie się postrzegają. Stanowi więc podpowiedź, co należałoby zmienić albo ulepszyć, żeby liczyć się na świecie.
----


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Sob 10:05, 15 Lis 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 12:03, 16 Lis 2014    Temat postu:

-
poniedziałek, 10 listopada 2014

25 lat po zburzeniu Muru Berlińskiego

[link widoczny dla zalogowanych]

Wczoraj było nawet Google-doodle związane z 25 rocznicą obalenia Muru Berlińskiego.
Byłem w tamtych dniach w Berlinie. Widziałem tę rzekę ludzi.
Sam nie szedłem w tej rzece, ja przejechałem do Berlina Zachodniego pociągiem.
O ile dobrze pamiętam, to w pociągu były ... prawie pustki.
Polacy generalnie nie bardzo wiedzieli co się będzie dziać, bo rzeczywiście różnie mogło to się skończyć. Dla mnie przekroczenie granicy między Wschodem a Zachodem w wagonie było wygodniejsze i chyba bezpieczniejsze. Podczas tego wyjazdu kupiłem ... radiomagnetofon SONY (ten na zdjęciu). Kupiłem go "u Żyda", było tam (w Berlinie) mnóstwo sklepików, właśnie np. z elektroniką, w których można było się dogadać w ... każdym języku, nawet czarnoskórzy mówili po polsku. Pamiętam, że nie dostałem tego sprzętu (kartona) tylko zostałem zapisany do zeszytu i umówiony na dworcu ZOO na konkretną godzinę (chyba godzinę przed odjazdem pociągu do Polski). Trochę się bałem. Zapłaciłem za ten sprzęt chyba 100 DM. Jednak rzeczywiście samochód dostawczy pojawił się w umówionym miejscu o umówionej godzinie i dostałem swój sprzęt. Podejrzewam, iż miało to uprościć kupującym życie. Byli ludzie, którzy kupowali więcej tej elektroniki i dla nich takie spacerowanie po mieście z kartonami byłoby kłopotliwe a tak sprzedawcy robili wszystko dla klienta. Obywatele NRD, którzy wtedy wchodzili do Berlina Zachodniego "w prezencie" dostawali 100 DM gdzie wielu z nich wydawało wtedy pieniądze na alkohol i np. banany. Dla nich (NRD-owców) to był naprawdę inny świat (ten Berlin Zachodni). To właśnie tu była tania elektronika. Pierwotnie tego "jamnika" SONY też miałem sprzedać ale jakoś tak wyszło... że nie sprzedałem. Służył mi jeszcze długo np. do sprzedawania NRD-owcom kaset z muzyką: Heino, Herzbuben, Flippers ...
O tym też mógłbym dużo napisać. Teraz jeszcze trochę pamiętam.
Nie sprawdzałem, czy radiomagnetofon jeszcze gra
(obecnie stoi na strychu i pewnie z 15 lat nie był używany) ...
myślę, że gra. Gdyby ktoś chciał kupić, to ...
pewnie bym sprzedał ale nie za mniej, niż ... 2500 Smile
----


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pon 11:53, 17 Lis 2014    Temat postu:

Ludzie i style
Redakcja 15 listopada 2014

[link widoczny dla zalogowanych]

Wojny przeglądarek – jak Chrome opanował (prawie) cały świat

20 lat temu zadebiutował przełomowy Netscape Navigator,
a 10 lat temu poznaliśmy niezależną przeglądarkę Mozilla Firefox.
Po tej pierwszej nie ma dziś śladu. Druga uległa młodszemu konkurentowi.
Najpopularniejsze przeglądarki w poszczególnych krajach

W październiku 1994 roku Internet otworzył się na zwykłych ludzi dzięki premierze przeglądarki Netscape Navigator. Surowa sieć zamieszkiwana głównie przez informatyków i naukowców zaczęła się zmieniać w barwny świat wirtualny, który z roku na rok coraz bardziej odwracał nasz wzrok od tego realnego.

Dziesięć lat później, w listopadzie 2004 roku, fundacja Mozilla zaprezentowała przeglądarkę open-source o nazwie Firefox. Błyskawicznie zdobyła ona sympatię użytkowników sieci poszukujących programu szybkiego, niezawodnego, elastycznego, a ponadto będącego owocem współpracy internautów. Innymi słowy: przeciwieństwa dominującej wówczas przeglądarki Internet Explorer firmy Microsoft. Tylko w ciągu pierwszego roku ściągnęło ją 100 milionów osób.

Trzeci wielki przełom w słynnej wojnie przeglądarek przyniosło przystąpienie do wyścigu koncernu Google. Przygotowana przez niego przeglądarka Chrome okazała się godną konkurentką Firefoksa, a dzięki potężnemu wsparciu promocyjnemu w ciągu czterech lat awansowała z pozycji beniaminka na czoło stawki w większości krajów świata. Gdzie Chrome zyskiwał, tam oczywiście tracili konkurenci:
----


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Pon 11:54, 17 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 9:40, 23 Lis 2014    Temat postu:

--
Wypadek polskiego autokaru w Niemczech

Do wy­pad­ku do­szło przed go­dzi­ną piątą rano na au­to­stra­dzie A10, w oko­li­cach Nie­der­leh­me w Bran­den­bur­gii. Po­jazd, któ­rym po­dró­żo­wa­ło ponad 60 osób, zje­chał ze skar­py i prze­wró­cił się na bok. Z in­for­ma­cji TVN4 wy­ni­ka, że 11 osób zo­sta­ło ran­nych. Prze­wie­zio­no ich do oko­licz­nych szpi­ta­li

Na miej­scu są ka­ret­ki i śmi­gło­wiec po­go­to­wia ra­tun­ko­we­go. Pa­sa­że­rów, któ­rzy nie zo­sta­li po­szko­do­wa­ni, od­wie­zio­no pod­sta­wio­nym au­to­bu­sem z miej­sca wy­pad­ku.

Au­to­kar naj­praw­do­po­dob­niej re­ali­zo­wał li­nio­wy prze­wóz na tra­sie Pol­ska
- Niem­cy. Firma Sind­bad, na któ­rej zle­ce­nie je­chał au­to­kar, wy­sła­ła już au­to­bu­sy za­stęp­cze
, na miej­sce jadą też jej przed­sta­wi­cie­le. Za­pew­nio­no, że po­jazd miał
ważne ba­da­nia tech­nicz­ne i kie­ro­wa­li nim do­świad­cze­ni kie­row­cy.

Przy­czy­ny wy­pad­ku bada nie­miec­ka po­li­cja. Nie wy­klu­cza się, że kie­row­ca mógł za­snąć z prze­mę­cze­nia.

Au­to­stra­da na od­cin­ku mię­dzy zjaz­dem na Nie­der­leh­me a
Spre­eau w kie­run­ku Frank­fur­tu nad Odrą na zo­sta­ła za­mknię­ta.
---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 11:27, 23 Lis 2014    Temat postu:

21.11.2014
piątek

Islamiści patrzą na Polskę
Jacek Kowalczyk

Myś* - to taka niedokończona myśl. Staram się zachować poziom politycznej debaty cechującej nasze media Działający na terenie Niemiec salafici oświadczyli, że przygotowują się do szerzenia swej wiary wśród Polaków.
Salafici reprezentują ruch muzułmański skrajnie nieprzyjazny wobec wszystkich innych religii (nie mówiąc już o ateizmie), wliczając w to rozmaite odmiany samego islamu. Uważają je za skażone, w przeciwieństwie do ich własnej doktryny, odwołującej się jakoby do źródłowej, czystej myśli i tradycji Koranu. W swoim prozelityzmie nie cofają się przed użyciem wszelkich rodzajów przemocy i gwałtu, czego nie muszę tu opisywać, bo media pełne są doniesień na ten temat.
Tak jak wszyscy fundamentaliści salafici głoszą, że są wyłącznymi dysponentami prawdy, a ściślej mówiąc Prawdy, co niejako wymusza na nich bezwzględność wobec wszystkich niewiernych (czy źle wiernych). A gdy mowa o Prawdzie, to — z racji wieloznaczności tego pojęcia — oświadczanie, że się ją posiada, jest twierdzeniem z gruntu nieweryfikowalnym, a więc w pewnym sensie, przynajmniej dla mnie, bezwartościowym. Za to takie przekonanie, że dysponuje się ową ostateczną Prawdą, daje niesamowitą siłę działania, bez oglądania się na skutki. Można dzięki temu wiele zbudować, ale znacznie więcej można zniszczyć.
Tu konieczna dygresja: nie wypowiadam się nigdy w imieniu wszystkich ateistów (choć może to tak czasem językowo brzmieć), lecz co najwyżej jako ateista (choć, jak już nie raz wspominałem, nie jest to bynajmniej najważniejsza dla mnie identyfikacja). Nie uważam siebie zatem za posiadacza Prawdy przez duże P. I nie sądzę, by ktokolwiek z ludzi mógł poznać i posiąść to, co zwykle pod tym słowem się rozumie. Moim zdaniem nie da się posiadać hipostazy, co więcej, nie wierzę w istnienie jednej (czy to platońskiej, czy to jakiejś innej idealistycznej) Prawdy. To, podobnie jak Piękno, Dobro czy Miłość, stworzone przez człowieka pojęcia, a nie byty. Mogą być pożyteczne i poręczne, zachęcać i porywać do wspaniałych czynów, zwykle jednak stają się jedynie użyteczną zasłoną czyjegoś interesu.
Ale wróćmy do głównego wątku. Czy salafici rzeczywiście mogą pozyskać dla swej wiary Polaków? Tak jak pozyskują np. mieszkańców Niemiec i Wlk. Brytanii (w tym rodowitych Niemców i Brytyjczyków)?
Znane są przypadki konwersji na islam wśród Polaków, a także Polek,
zauroczonych niezwykłą opiekuńczością, jaką potrafi się
w fazie zalotów wykazać muzułmanin szukający żony.

Opisywaliśmy w POLITYCE losy Polek, które zdecydowały się na ślub z muzułmaninem i konwersję — na ogół nie są to historie budujące, ale trzeba przecież pamiętać o błędzie próby. Łatwiej oczywiście trafić na historie ponure, łatwiej dotrzeć do ludzi pokrzywdzonych niż do tych, którym wiedzie się dobrze i żyją względnie szczęśliwie. Tu wyznanie ma chyba słabą moc różnicującą. Przemoc domowa niejedno ma (religijne i niereligijne) imię.
Nie w tym więc rzecz. Mowa o pozyskaniu wyznawców gotowych na sygnał duchowego przywódcy wziąć udział w zbrojnym dżihadzie. Ruszyć na prawdziwą wojnę, zgodzić się zostać samobójczym terrorystą itp. Czy Polacy są impregnowani na indoktrynację, skoro daje ona całkiem niezłe efekty w tak bogatych państwach jak te wyżej wymienione? Czy wystarczy nasz powszechny letni katolicyzm albo przypadkowy praktyczny ateizm, będący pochodną obojętności na jakąkolwiek transcendencję?
Dzisiejsze manifestacje młodzieżowego patriotyzmu (z nieuchronnym komponentem nacjonalistycznym i katolickim) na ulicach polskich miast są sygnałem, że także u nas młodym ludziom czegoś istotnego brakuje w codziennym życiu, że ono samo ich nie kręci, są rozczarowani, że życie to tylko tyle. W przeciwieństwie do wielu starszych pokoleń Polaków nie mają za sobą takich silnych, formatujących i emocjonalnie niezapomnianych przeżyć pokoleniowych, jakimi były w najnowszej historii Polski lata 1956, 1968–70, 1976, 1980, a nawet i 1989. Ani przystąpienie do NATO, ani wejście do Unii takim wydarzeniem pokoleniowym nie były.
Myślę zresztą, że nie tylko młodzieży brakuje w dzisiejszej Polsce tego tajemniczego „czegoś”, co uwzniośliłoby jej szarą codzienność, dało poczucie, choćby tylko na krótko, że takie czy inne działanie ma sens, ma treść, ma wagę.

Salafici to właśnie oferują — idź i nawracaj niewiernych, idź i zabijaj w imię Allaha tych, którzy nawrócić się nie chcą, w tym znajdziesz wszystko, czego ci dziś brakuje. W sumie (przy zachowaniu proporcji) nasi krajowi narodowcy chcą oferować to samo, tyle tylko, że emisariusze Państwa Islamskiego mają mocniejsze karty: dają prawdziwą wojnę, prawdziwe zabijanie, prawdziwe poczucie bezgranicznej mocy i równie bezgranicznej bezkarności mimo wejścia na drogę przestępstwa. To marzenie o prawdziwym życiu, zamiast wirtualnych strzelanek, prawdziwym gwałcie, zamiast oglądania porno może być potężną siłą niwelującą wątpliwości, skrupuły, a nawet strach przed utratą samego życia.
Tak więc nie bądźmy tacy pewni swego. W naszym społeczeństwie też są obszary, które umiejętnie zasiane, mogą przynieść straszliwe plony.
---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 11:46, 23 Lis 2014    Temat postu:

-
mopus11
22 listopada o godz. 11:20

W moim sąsiedztwie mieszkali muzułmanie, polscy Tatarzy, matka z synem.
Dziwny był ich rodzaj wyznawania Islamu, na ich posesji miała miejsce nielimitowana hodowla psów – składaków, a syn był alkoholikiem. Ale w rozmowach przyznawali się do wiary w Allaha. Oboje już nie żyją. Matka – weteranka wojenna – zmarła w dość przyzwoitym domu opieki, a syn zmarł na raka wątroby, zaś psy i koty na ich szczęście trafiły nie do przytułku, ale do różnych domów.
Ich letnie przestrzeganie wiary przypominało mi zwyczaje wiernych
innych wyznań, np. część polskich katolików przykazanie “nie kradnij”,
zna wyłącznie w teorii, stosowanie go w praktyce to ciężka dla nich próba, zazwyczaj nie do sprostania, na przykład niech no tylko ktoś spróbuje zostawić nieprzypięty do płota solidnym łańcuchem rower przy sklepie, to drogę powrotną odbędzie per pedes. W przeciwieństwie do takich ateistycznych Czech. Wspomnę jeszcze o kradzieży pośredniej jaką moim zdaniem jest żądanie niezłego życia na czyjś koszt, takich np. górników z nierentownych kopalń, czy bogatych rolników niepłacących danin, będących obowiązkiem pozostałych, czy bezkarnych wyzyskiwaczy pracowników. Albo młodych mundurowych emerytów.
Ale z islamskim radykałami już nie będzie tak sielsko. Ma rację Gospodarz dmuchając na zimne. Część – jaka, nie wiem – ludzkiej populacji ma skłonności popychające ich do skrajnych zachowań. Kiedyś nawrócony na wiarę Zielonoświątkowiec mówił mi, że w młodości, do czasu poznania przez niego religijnej prawdy prowadził hulaszczy i pasożytniczy tryb życia: nadużywał alkoholu, palił, sięgał po narkotyki, a panienkom hurtem pomagał w straceniu ich niewinności.
A zagubionych w dzisiejszym świecie jest niemało. Widząc cynizm polityków, hipokryzje kościołów wszelkiej maści, fasadowość demokracji, niesprawiedliwy podział dóbr – pojęcie zapomniane obecnie – w swojej bezsilności stanowią podatny grunt dla islamskich indoktrynerów.
Wydaje mi się, że za sprawą fanatycznych muzułmanów nieuchronnie nadchodzą w Polsce czasy, które nasze dotychczasowe wewnętrzne bezpieczeństwo odeślą w niebyt, parafrazując biblistę można by powiedzieć – lękajmy się!
----


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 13:14, 23 Lis 2014    Temat postu:

--
zyta2003
23 listopada o godz. 3:38

@abchaz, z calym szacunkiem, pozbadz sie megalomanii.
Polska nie jest najwazniejszym koalicjantem USA w walce z terroryzmem.
Te pare tysiecy zawodowych zolnierzy, ktorzy byli dobrowolnie
w Afganistanie, to ten glowny koalicjant?
A jesli chodzi o odlegolsci do swiata islamistow, ktore maja uzasadnic, ze zaden tam nasz interes. Swiat wspolczesny nie mierzy sie w odleglosciach kilometrowych, czy milowych, a w odleglosciach kontaktow mierzonych nowymi technologiami.
Zreszta wracajac do starych miar – te 70 lat temu Amerykanom tez bylo bardzo daleko do Normandii, Europy i dalekiej Rosji, ktorej trzeba bylo dostarczyc wszystko – oprocz miesa armatniego.

PS: A w miescie NY, gdzie benzyna jest zawsze drozsza niz srednia
krajowa cena regular ponizej $3/galon.
Nie na Islamistow, ale na Rosje to najlepsza metoda.
---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pią 14:54, 05 Gru 2014    Temat postu:

Cezary Kowanda
5 grudnia 2014

[link widoczny dla zalogowanych]

CBOS: 35 proc. młodych Polaków rozważa emigrację

Polacy wyjeżdżają i nadal będą wyjeżdżać za granicę w poszukiwaniu
lepszego życia. Zamiast nad tym rozpaczać, trzeba się zastanowić,
jak ich zastąpić.


Według szacunków GUS za granicą przebywają już ponad
2 mln Polaków, formalnie zameldowanych w naszym kraju.

Część z nich oczywiście jest tam tylko czasowo i planuje wrócić do ojczyzny. Ale coraz większa grupa osiedliła się na stałe w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemczech czy krajach skandynawskich. Oni nadal figurują w polskich rejestrach, ale do naszego kraju będą już tylko przyjeżdżać w odwiedziny do krewnych i znajomych.

Chociaż strumień emigracji z Polski nieco osłabł w ostatnich latach, potencjał wciąż jest spory. Świadczą o tym najnowsze badania CBOS, według których co piąty Polak przynajmniej rozważa wyjazd za granicę. Wśród osób w wieku 18–24 lata ponad jedna trzecia zastanawia się nad takim krokiem.

Dziś emigracja rzadziej związana jest z brakiem możliwości
znalezienia pracy, jak jeszcze dziesięć lat temu, gdy Polskę trapiło dwudziestoprocentowe bezrobocie. Większość osób, zwłaszcza młodych, jest po prostu niezadowolona z wysokości zarobków, jakie oferują im pracodawcy, szczególnie w mniejszych miastach. Mamy ambicję życia na przyzwoitym poziomie i nie chcemy zadowalać się byle czym.
Jeśli w Polsce nie widzimy perspektyw na godziwe, naszym zdaniem,
zarobki, rozwiązanie widzimy w wyjeździe do znacznie bogatszych krajów.

Taki krok nie zawsze oznacza chęć pozostania na stałe za granicą,
ale wielu po zasmakowaniu życia na Zachodzie nie wyobraża już sobie
powrotu do Polski. Tym bardziej, że nasze pensje w cudowny sposób
nie urosną szybko do poziomu zarobków niemieckich czy brytyjskich.

Na razie nasi politycy głównie załamują ręce, wskazując, że masowa
emigracja to wielka porażka Polski. Zapominają, że takie procesy
zachodziły i zachodzą na całym świecie i nic ich nie powstrzyma.

W ogóle nie zastanawiają się, jak tę lukę próbować zapełnić, bo bez młodych nasza gospodarka w pewnym momencie przestanie się rozwijać. Ubytki na polskim rynku pracy uzupełniają przede wszystkim setki tysięcy Ukraińców, dla których nasz kraj, zwłaszcza teraz, jest oazą spokoju i względnego dobrobytu.

To dzięki Ukraińcom funkcjonuje polskie rolnictwo i wiele naszych zakładów przetwórczych. To oni sprzątają i remontują nasze mieszkania, podczas gdy Polacy robią to w Niemczech czy na Wyspach.

Ukraińców Polska toleruje, ale nie ma dla nich żadnego konkretnego programu. Tymczasem w naszym interesie jest teraz, aby wielu z nich nie było tylko pracownikami sezonowymi, ale zostało w Polsce na dłużej. Mamy szansę na imigrantów bardzo bliskich nam kulturowo i językowo, łatwo integrujących się i niesprawiających żadnych problemów.

Jednak nie mamy żadnej strategii, ile i jakich imigrantów potrzebujemy
i co im zaoferujemy. Cały czas bowiem łudzimy się, że Polacy wrócą
masowo zza granicy, a nowi przestaną wyjeżdżać

--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Pią 14:57, 05 Gru 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 8:13, 25 Sty 2015    Temat postu:

Cezary Kowanda
23 stycznia 2015
Polsko-niemiecki spór o płacę minimalną

Trwoga przed Niemcem
Czy nauczymy się kiedyś dbać o własne interesy?
Zamieszanie wokół niemieckiej płacy minimalnej pokazuje,
że gasimy pożary nie w zarodku, a dopiero gdy sytuacja jest krytyczna.



Trudno zazdrościć pracy Ewie Kopacz.
Rok na dobre się jeszcze nie zaczął, a ona biega od jednego kryzysu do drugiego.
Najpierw byli lekarze, potem górnicy, a teraz nasze firmy transportowe.

Za każdym razem trzeba znaleźć przynajmniej tymczasowe rozwiązanie, aby sytuacja nie wymknęła się spod kontroli. Jednak teraz jest trudniej, bo po drugiej stronie stoją nie górnicy, których można obłaskawić kolejnymi miliardami od podatników, ale obcy rząd.

Niemcy uważają, że ich nowa płaca minimalna, wynosząca 8,50 euro za godzinę, powinna dotyczyć także polskich kierowców, ilekroć pojawią się na niemieckiej autostradzie. Bez względu na to, dokąd jadą, jakim samochodem i w imieniu jakiej firmy.
Nawet jeśli przez Niemcy przejeżdżają tylko tranzytem, zatrudnia
ich polska spółka, a pojazd ma polskie numery rejestracyjne,
powinni dostawać równowartość 8,50 euro za godzinę.

Dla naszej branży transportowej, składającej się w większości z małych firm, taka interpretacja przepisów o płacy minimalnej to gigantyczne zwiększenie kosztów i bankructwo albo rezygnacja z obsługi zagranicznych klientów. Gdy zatem rządzący zrozumieli, jak duża jest stawka, ruszyli do obrony polskiego transportu. W dużej mierze dzięki niskim pensjom kierowców stał się on europejskim liderem. Polscy ministrowie dzwonią do niemieckich, pytają, proszą, a równocześnie stawiają na nogi Brukselę i liczą, że jeśli nie my, to chociaż Komisja Europejska wystraszy Niemców.

Taka patriotyczna szarża jest typowo polska – głośna, ale mocno spóźniona. Już na jesieni poprzedniego roku zaczęły dochodzić z Niemiec niepokojące sygnały, ale wówczas nasi politycy w ogóle nie zwrócili na to uwagi. Do akcji przystąpili, gdy nowe przepisy już obowiązują, a lada dzień zacznie się wystawianie gigantycznych mandatów. Polskie firmy mogą zostać ukarane grzywną wynoszącą nawet pół miliona euro, jeśli nie udowodnią, że ich pracownicy podczas przejazdów po Niemczech zarabiają 8,50 euro za każdą godzinę.

Chociaż polscy związkowcy cieszą się z nowych przepisów i namawiają kierowców do walki o swoje, nasz sektor nie jest na taki wzrost wynagrodzeń gotowy. Można oczywiście zakończyć działalność i oddać pole zachodnim konkurentom, ale wtedy przybędzie bezrobotnych, a straty dla gospodarki będziemy liczyć w miliardach.

W Europie wszyscy w takich sytuacjach walczą o swoje i my powinniśmy robić podobnie. Tylko, że brakuje nam systemu wczesnego ostrzegania o takich kłopotach. Reagujemy dopiero, gdy problem jest palący, a nie wtedy, gdy pojawiają się pierwsze niepokojące sygnały.
Wydawałoby się, że po ponad dziesięciu latach członkostwa w Unii
Europejskiej powinniśmy nauczyć się zapobiegliwości. Nic z tego.

---)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 10:08, 22 Lut 2015    Temat postu:

Paulina Wilk 10 lutego 2015

Pępek luksusu ---> Singapur

Ozdobny staw na dachu? - czemu nie.

[link widoczny dla zalogowanych]

Wyniki ekonomiczne Singapuru imponują, szczególnie gdy się pomyśli,
że zostały osiągnięte w krótkim czasie i wbrew warunkom geopolitycznym.

Wyniki ekonomiczne Singapuru imponują, szczególnie gdy się pomyśli,
że zostały osiągnięte w krótkim czasie i wbrew warunkom geopolitycznym.

Z jubileuszowych plakatów w metrze uśmiecha się zażywna chińska staruszka. Spogląda zawadiacko, młodzieńczo. Z parującym garnuszkiem, fartuchem i straganem w tle wygląda na spełnioną królową małego biznesu. Jest jeszcze hasło: „Handluję od 50 lat!”. Na innych wersjach plakatu pojawiają się przyprószeni siwizną rybacy o malajskich rysach albo pełni wigoru tamilscy emeryci dbający o kondycję. Wszyscy emanują duchem przedsiębiorczości, determinacji, optymizmu i pracowitości – cechami, które od pół wieku napędzają bezprecedensowy rozwój gospodarczy wyspy niewiele większej od Warszawy.

Jak mówią miejscowi, etos Singapurczyka składa się w 90 proc. z pracowitości i wytrwałości. Niedawno wzbogaciła go umiejętność korzystania z życia i cieszenia się luksusem, jaki w innych częściach świata pozostaje marzeniem, a tu jest w statystycznej przewadze. Singapurczycy są nowojorczykami XXI w. – etnicznie zróżnicowani, indywidualnie zmotywowani. Wypełniają niewielki skrawek lądu energią i entuzjazmem – podobnie czuli się Amerykanie, gdy sto lat temu zaczęli gospodarczo przeważać nad Europą.

7 sierpnia 1965 r. zajmujący 581 km kw. Singapur stał się niepodległym państwem-miastem. W tym roku fetuje więc pięć dekad brawurowego rozwoju, które przemieniły go w miniaturowe laboratorium globalizacji. Wszystkim opłaca się tam być: interesy robi 7 tys. międzynarodowych korporacji, a najdroższe marki i projektanci lokują swoje salony i butiki. Od kilku miesięcy Singapur jest oficjalnie najdroższym miastem na kuli ziemskiej.

Milionerzy na kółkach

Nigdzie indziej nie ma tak dużej koncentracji luksusowych samochodów. Po pięciopasmowych ulicach jeździ tu 449 egzemplarzy ferrari i 469 maserati. Wśród taksówek dominują mercedesy i bmw, a są i maybachy. Dbający o środowisko naturalne rząd reguluje liczbę samochodów na wyspie, stąd konieczność wykupienia horrendalnie drogiej licencji.

James Bond czułby się jak u siebie. Singapurskie kasyna mają zyski większe niż kuzyni z Las Vegas, a ścigają się już tylko z konkurencją w Makau. Według obliczeń rządu w Singapurze mieszka największy odsetek milionerów na świecie, od 2010 r. wzrósł o 14 proc. Co szóste gospodarstwo domowe posiada majątek wart 1 mln dol.

W ostatnich latach o obywatelstwo Singapuru występuje coraz więcej właścicieli fortun z USA i Europy (niedawno otrzymał je Eduardo Saverin, współzałożyciel Facebooka). Singapur od pół wieku obniża podatki i dziś oferuje stawki nieco tylko wyższe od tych obowiązujących w Hongkongu – podatek od dochodów osobistych wynosi 20 proc., a korporacyjny – 17 proc. To czyni z wyspy raj podatkowy, a w połączeniu z otwartością na zagraniczne inwestycje – także korporacyjny.

Wobec wprowadzających ograniczenia i kontrole banków szwajcarskich, przechowywane tam fortuny migrują z Europy do Azji. Według analizy PricewaterhouseCoopers w bieżącym roku aktywa banków singapurskich po raz pierwszy przewyższą te szwajcarskie. Tym samym mała wyspa stanie się najpotężniejszą finansową lokalizacją świata. Jej polityczna stabilność i długie tradycje wolnego handlu (zerowe taryfy celne, ogromne obroty cargo na lotnisku Changi i ponad 200 tys. statków przyjmowanych rocznie w porcie morskim) stają się też magnesem dla inwestorów zaniepokojonych polityczną przyszłością Hongkongu, aktualnie jej jedynego kontrkandydata do miana globalnej stolicy biznesu.

To giełdy w tych dwóch portowych miastach otwierają się wcześnie
i dyktują biznesowy puls reszcie świata.
Rosnące naciski Pekinu i trwające w Hongkongu protesty zniechęcają
biznesmenów do długoterminowego zaangażowania.
I choć Indeks Wolności Gospodarczej (IEF)) wciąż daje chińskiemu
miastu pierwszą lokatę w Azji, to Singapur jest tuż za nim i poprawia wyniki.
--
---


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Nie 10:10, 22 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pią 15:54, 10 Lip 2015    Temat postu:

Jagienka Wilczak 7 lipca 2015

Przez Bałkany do raju
Bałkańskie mrówki

Kiedyś płynęły tędy tylko narkotyki. Teraz idą tysiące imigrantów.
Macedonia i Serbia są bezsilne. Węgrzy chcą budować mur.
Bruksela nie wie, co robić.

Odpoczynek na trawniku w pobliżu stacji kolejowej w Belgradzie.
Marko Djurica/Reuters/Forum Odpoczynek na trawniku w pobliżu
stacji kolejowej w Belgradzie.
Poznać ich można po stopach. Opuchnięte palce, czasem zasiniałe
paznokcie, cieknące rany po pęcherzach i otarciach.
Na taką stopę nie wzujesz żadnego buta, chodzą w klapkach, w japonkach. W aptece na rogu ulicy Nemanjina, niedaleko dworca kolejowego i autobusowego w Belgradzie, kupują opatrunki i leki. Farmaceutka mówi, że obsługuje kilkadziesiąt takich osób dziennie.

Ammar, mężczyzna po trzydziestce, z zadbanym zarostem, opowiada, że uciekł z Syrii. Przed wojną, bombami, przed dżihadystami. Mówi, że kiedyś miał niewielki sklep. Teraz tylko chce ocalić życie swoje i najbliższych. Jest w drodze od miesiąca. Przez Turcję dotarł do Grecji, pieszo, gdy nie było innej możliwości. W Grecji płatny przerzut imigrantów przez granice opanowali Azjaci. Wygląda to tak: kiedy podjeżdża tir i zatrzymuje się przed szlabanem, trzeba zwolnić zabezpieczenie plandeki, podskoczyć i wślizgnąć się do środka. To droga tylko dla mężczyzn, kobiety sobie nie poradzą, nikt nie będzie ryzykował wpadki. Można się też zaczepić pod ciężarówką, ale to ryzykowne. Ammara kierowcy cztery razy pogonili, wskoczył dopiero do piątej ciężarówki. Wyskoczył przed macedońską granicą, pod Ewzonoi, kiedy tir zatrzymał się w kolejce przed przejściem. Skąd wiedział, że tak należy? Jak człowiek wędruje tyle czasu, to ma nosa, wycwani się i wie.

Była ich na macedońskiej granicy cała grupa, dwunastu Syryjczyków. Znów zapłacili przewodnikowi i poszli przez góry, bocznymi drogami, stawki: od tysiąca do dwóch tysięcy euro, w zależności od dnia, popytu i liczby patroli, jakie trzeba ominąć.

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 9:54, 14 Lip 2015    Temat postu:

-
Adam K. Czerniak
13 lipca 2015

Tsipras przegrał walkę w Brukseli, stawiając wszystko na jedną kartę
Zorba przed wyborcami
Czy Grecy – traktowani do tej pory jako zakładnicy w negocjacjach
– przełkną porażkę Tsiprasa i zaakceptują niemieckie warunki?
Aleksis Tsipras po zakończeniu szczytu eurogrupy


Takich emocji i zwrotów akcji mógłby pozazdrościć nawet turniej tenisowy
na kortach Wimbledonu. Przez cały tydzień trwały negocjacje pomiędzy
Grecją a jej wierzycielami, zakończone całonocnym maratonem spotkań
przywódców państw strefy euro, na którym udało się wypracować –
albo raczej wymęczyć – porozumienie.

Pierwszym zaskoczeniem było przedstawienie przez Ateny propozycji programu reform, który zawierał prawie wszystkie rozwiązania odrzucone przez Greków w referendum. Deklarację Aten z zadowoleniem przyjęli jej wierzyciele – Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Komisja Europejska i Europejski Bank Centralny. I gdy już wydawało się, że spotkanie przywódców strefy euro to tylko formalność, Niemcy powiedziały twardo „Nein”.

Na spotkaniu eurogrupy minister finansów Wolfgang Schäuble ogłosił, że aby odzyskać utracone do Greków zaufanie, wymaga od Aten wprowadzenia szeregu reform dużo kosztowniejszych niż te położone na stole pod koniec czerwca. W przeciwnym wypadku nie widzi dla Grecji miejsca w unii walutowej. To wzbudziło stanowczy sprzeciw greckiego premiera. Jego stanowisko w nocnych negocjacjach miękło jednak z godziny na godzinę i z rana Tsipras opuścił brukselską salę obrad na tarczy, ale pewien, że Grecy nie zostaną zmuszeni powrócić do drachmy.

Czy tak długie negocjacje były konieczne? Czy kondycja greckiej gospodarki pogorszyła się od czerwca na tyle, by uzasadnić wymóg wdrożenia przez Ateny bardziej restrykcyjnych reform? Czy sposób na zmniejszenie deficytu był najważniejszym punktem spornym?

Z ekonomicznego punktu widzenia odpowiedź na te wszystkie pytania jest oczywista: nie. Wszystko, co wydarzyło się w Brukseli i Atenach w ostatnich dwóch tygodniach, nie było w żaden sposób powiązane z realną gospodarką. Przywódcy toczyli między sobą grę polityczną o to, kto ma większą siłę negocjacyjną, czyniąc przedmiotem sporu program reform, który miał znaczenie drugorzędne. Od dawna wiadomo było bowiem, że niezależnie od tego, jakie reformy Grecy wprowadzą, to nie będą w stanie w najbliższych latach spłacać własnych zobowiązań i potrzebują restrukturyzacji długu.

Podwyżki VAT czy podnoszenie wieku emerytalnego są jedynie ceną, jaką Ateny muszą zapłacić, aby otrzymać trzeci pakiet pomocy finansowej. Ta cena jest z kolei bezpośrednio powiązana z kosztem politycznym przyznania pomocy Atenom. Do im większych wyrzeczeń zobowiązują się Grecy, tym łatwiej unijnym politykom, zwłaszcza z Niemiec, Finlandii, Słowacji czy krajów bałtyckich, wytłumaczyć wyborcom, dlaczego dają pieniądze Atenom, kiedy w tym samym czasie oszczędzają na własnych obywatelach.

Tsipras przegrał walkę w Brukseli, stawiając wszystko na jedną kartę. Zerwanie rozmów i ogłoszenie przez Ateny referendum miało na celu postawienie strefy euro pod ścianą i pokazanie, że Grecy nie boją się kosztów powrotu do drachmy. W tej sytuacji akceptacja poprzednich warunków wraz z prośbą o pomoc finansową wyglądała na akt dobrej woli.

Ryzykowny plan Tsiprasa prawie się udał, gdyż na stronę Greków przeszedł MFW, Francja, a nawet przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. Niemcy odebrali jednak wcześniejsze zerwanie rozmów jako zniewagę i musieli Grekom podnieść cenę za uzyskanie pomocy finansowej. Z kolei Tsipras nie miał już pola do dalszych manewrów, gdyż z każdym dniem narastało ryzyko zapaści systemu finansowego i niewypłacalności kraju. Przyjął więc niemieckie warunki.

Teraz pozostaje tylko jedno pytanie: czy Grecy – traktowani do tej pory
jako zakładnicy w negocjacjach – przełkną porażkę Tsiprasa i
zaakceptują niemieckie warunki? Rząd w Atenach będzie musiał wykazać
się jeszcze większą zręcznością i sprytem, aby przekonać społeczeństwo
do reform, które tak długo krytykował. My możemy jedynie trzymać
kciuki, aby poszło im lepiej niż w negocjacjach z wierzycielami

---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 20:41, 19 Lip 2015    Temat postu:

18.07.2015
sobota

Polak letni
Zdzisław Pietrasik

Dlaczego latem przenosimy się do jakiejś innej Polski,
ze znacznie brzydszą, choć opaloną twarzą?
Wróciłem właśnie znad polskiego morza i dopiero w domu
przeczytałem w Internecie, gdzie właściwie byłem i w jakim towarzystwie.
Chyba nigdy wcześniej rodacy udający się nad Bałtyk nie przeczytali
o sobie tyle przykrych słów.

Zaczęło się od totalnej krytyki w wykonaniu konferansjera Piotra
Bałtroczyka, który wie dobrze, o czym pisze, przecież dla satyryków
wakacje to pora żniw. Mają szerokie pole obserwacji.
W popularnych nadmorskich miejscowościach pełno jest ogłoszeń
(trudno kartki formatu A2 nazywać afiszami) zapowiadających występy
gwiazd krajowego kabaretu, niekoniecznie pierwszoligowych.
Zresztą czy tacy w ogóle jeszcze istnieją? Jest jednak w tym coś na
rzeczy, że w porze wakacji Polak mniej podoba się Polakowi.
I nie chodzi tylko o wielkie brzuchy, okropne japonki i „przepalone”
kobiety w łonówkach (jak Bałtroczyk nazwał ekstremalnie skąpe
spódniczki wczasowiczek). Nie, nie, tu zachodzi znacznie poważniejsza
zmiana w sposobie postrzegania siebie nawzajem. Przyczyn jest kilka,
a nie wszystkie dostrzegają satyrycy pastwiący się nad rodakiem nadmorskim.

W dużym uproszczeniu można by powiedzieć, odnosząc się do kategorii
gombrowiczowskich, iż w porze letniej kanikuły nie tylko Polak
„wychodzi z formy”. Cała otaczająca go rzeczywistość robi to samo.
By jeszcze raz odnieść się do Gombrowicza: to nie my zachowujemy
się głupio, to sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy jest głupia.
Jakby na czas upałów (te upały nad polskim morzem proszę potraktować umownie) pewne prawa, regulujące nasze społeczne życie przez pozostałe miesiące, zostały zawieszone. I nie myślę tylko o normach moralnych, choć one są najczęściej podnoszone w opisach rodaka na urlopie. Dość przypomnieć apel aktorki Beaty Tyszkiewicz, która namawiała nie tak dawno temu rodaków, by nie szaleli za bardzo na zagranicznych wyjazdach. Zapewne to samo powinni wziąć sobie do serca krajowi wczasowicze. Od moralności są jednak inni spece, przejdźmy zatem do konkretów.

Przyjrzyjmy się najpierw okolicznościom, w jakich znajdzie się rodak udający się do Władysławowa, które tego lata stało się symbolem obciachu, nie wiem, słusznie czy nie. Może zresztą to być prawie każda inna miejscowość z dostępem do wody.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to zawieszenie norm ekonomicznych. Relacje między jakością proponowanych usług i dóbr a ceną przeczą wszelkiej logice. Niby wiadomo, że popyt kształtuje podaż, ale żeby aż do tego stopnia?

Kawałek ryby, zapewne sprowadzonej z Chin i tacka rozgotowanych
w cuchnącym oleju frytek ma kosztować tyle, co normalny obiad
w restauracji średniej jakości w rodzinnym mieście?
Małe piwo za 10 złotych to też cena, która może zaszumieć w głowie.
A browary atakują, rozkładają swe namioty na plażach, reklamują się głośno.
Tylko korzystać. Osoby wyjeżdżające z małymi dziećmi szybko przekonają się, ile może kosztować najprostsza zabawka kupowana przed wejściem na plaże. To już nie kapitalizm, to jakiś wynaturzony post-kapitalizm w wersji nadbałtyckiej.

[link widoczny dla zalogowanych]

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 10:20, 26 Lip 2015    Temat postu:

25.07.2015
sobota

Mundial bliżej Polski
Krzysztof Matlak

Jeszcze nie jesteśmy pewni czy pojedziemy na EURO do Francji, a już
wiadomo z kim będziemy się bić o wyjazd na rosyjski mundial w 2018 roku.

Jeśli potraktować serio sygnały o wzrastającej sile futbolowej
reprezentacji, to losowanie w Sankt Petersburgu należy ocenić
jednoznacznie: jest lepiej niż dobrze.
Teraz, przynajmniej w teorii, jesteśmy bliżej Mundialu 2018.

Kazachstan, Armenia, Czarnogóra, Dania i Rumunia --> to nasi rywale.
Niby nie ma już w Europie słabeuszy, ale powiedzmy sobie szczerze –
na mocarzy nie trafiliśmy. Nie rozumiem wstrzemięźliwości niektórych
komentatorów. Ok, nikogo nie można lekceważyć. Co innego jednak
lekceważenie, a co innego poczucie własnej wartości.
Chyba, że go ciągle brakuje.
Zbigniew Boniek zawiadomił świat za pośrednictwem twitterowego skrótu
myślowego, że z każdym można wygrać, ale i przegrać. Kazimierz Górski
nie powstydziłby się takiej myśli. Pewnie dodałby tylko, że można jeszcze zremisować.

Jak tu się nie cieszyć, jeśli nie trafiliśmy na przykład na Holandię , Francję
i Szwecję w grupie A, na Niemcy i Czechy w grupie C, na Anglię i
Słowację w grupie F? A co byśmy powiedzieli na Hiszpanię i Włochy w grupie G?
Daj Boże, że na francuskim EURO wyrośniemy na potęgę i tacy Włosi
czy Anglicy będą drżeli na wiadomość o konfrontacji z ekipą znad Wisły.
Zanim to nastąpi, lepiej mieć do ogrania średniaków.
Być pierwszym ze średniaków. Nie obraziłbym się.
Ważne, żeby być pierwszym, bo tylko zwycięzcy eliminacji od razu
zamawiają bilety do Rosji. Ośmiu z dziewięciu wicemistrzów grup będzie
jeszcze musiało się bić o cztery premiowane miejsca.
Lepiej te emocje zostawić innym.


axiom1
26 lipca o godz. 9:23 38010

Autor “daj boze” ne powininen wciagac religi do sportu. Jest to postepek
wysoce nie etyczny i nie moralny. Pozatym stawia to rzekomego “boga”
w bardzo trudnej sytuacji. Bo kogo ten rzekomy “bog” mialby poprzec
by wygarac podczas gdy wszyscy moga sie modlic a wygrywa tylko jeden.
A jak wiemy rzekomy “bog” nie dyscryminuje.

Boniek natomiast pokazal swiatu ze jest prymitywem.
Jego bojkot ceremoni losowania o tym swiadczy. Dal sie zaszczuc
medialnym klmastwom, swinstwom, przekretom i halucynacjom.
Oh jak on nienawidzi teraz Rosji. A faktem jest ze wlasnie dzieki Rosji
(i sowietom) Polska i polacy wogole istnieja.
Jeszcze gorszym jest ze Boniek wciaga polityke do sportu.
To po prostu brak cywilizacji i sportowego ducha.
--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Nie 13:44, 26 Lip 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SZACHY Strona Główna -> O Szachach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin