Forum SZACHY Strona Główna SZACHY
Szachy, zadania szachowe i nie tylko
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Polityka
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 36, 37, 38 ... 41, 42, 43  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SZACHY Strona Główna -> O Szachach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 19:13, 25 Lis 2014    Temat postu:

Redakcja 25 listopada 2014

Mariusz Janicki poleca najnowszy numer POLITYKI

Nigdy dotąd wybory samorządowe nie wzbudzały takich politycznych emocji, jak te ostatnie.
Okładka najnowszego wydania POLITYKI

[link widoczny dla zalogowanych]

Przyczyniły się do tego ogromne problemy z liczeniem głosów,
skłaniające część sił politycznych do stawiania oskarżeń o fałszerstwa i
zamach na demokrację. Ale prawdziwą sensacją okazał się wyborczy
wynik PSL, niewiele odbiegający od rezultatów PiS i PO, co pozwoliło
ludowcom wejść do pierwszej partyjnej ligi.

Co takiego spowodowało, że nagle ugrupowanie traktowane przez wielu jako schyłkowe i bez przyszłości niemal dogania liderów?
To jest właśnie okładkowy temat w najnowszej POLITYCE.
Znajdziecie w niej Państwo artykuły analizujące sukces ludowców
, ale także powyborczą sytuację Platformy, PiS oraz najbardziej przegranego SLD.

W tym numerze przeczytacie także: o kłopotach z cyfryzacją PKW i całej polskiej e-administracji, o fenomenie ruchów miejskich oraz o walce rowerów z samochodami na tle powtarzanych przez polityków obietnic wprowadzenia bezpłatnej komunikacji.

Ponadto w najnowszej POLITYCE: o nowej roli i pozycji teściowych
we współczesnych rodzinach, o tym, jak teraz wyglądają wieczory panieńskie (coraz fantazyjniej), o coraz tańszej ropie, której cena zaczyna pogrążać reżimy i dyktatury, oraz wywiad z pisarzem Szczepanem Twardochem o tajnej historii Śląska.

Gorąco zachęcam do lektury całego, tym razem bardzo obszernego,
bo liczącego 132 strony, numeru POLITYKI.
Zapewniam, że każdy znajdzie coś dla siebie.

Mariusz Janicki
zastępca redaktora naczelnego

---


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Wto 19:14, 25 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 11:04, 02 Gru 2014    Temat postu:

2.12.2014
wtorek

List pięćdziesięciu milionów do pięciuset milionów
Jacek Żakowski

Pięćdziesiąt siedem milionów Amerykanów wysłało w ubiegłym tygodniu
list do Europejczyków, którego prawie nikt w Polsce nie zauważył.
Nadawcy to celebryci – m.in. Susan Sarandon, Robert Kennedy jr czy
Tommy Hilfiger – oraz kilkadziesiąt organizacji konsumenckich,
rolniczych, rodzinnych i naukowych, mających łącznie blisko
sześćdziesiąt milionów członków. Nie przypominam sobie, żebym
kiedykolwiek dostał list od tak wielu osób naraz. I Państwo pewnie też nie.

Rozumiem, że ostatnio wybory były najważniejsze. Ale szczęśliwie mamy je za sobą i znów możemy się zająć tym, co będzie ważne nie tylko w tym tygodniu, tym roku i tej dekadzie, ale o wiele dłużej. List pięćdziesięciu siedmiu milionów – jak się łatwo domyślić – dotyczy takiej sprawy.
Rzecz w tym, że toczą się i krok po kroku zmierzają do finału unijno-amerykańskie rozmowy na temat tzw. TTIP, czyli transatlantyckiej strefy wolnego handlu. Idea jest wspaniała, ale diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach.
My niestety tych szczegółów nie znamy, bo rozmowy toczą się w ścisłej tajemnicy – podobnie jak kiedyś w sprawie ACTA. Wiadomo jednak, że jednym z kluczowych tematów jest rolnictwo, a konkretnie swoboda obrotu produktami i technologiami rolnymi, czyli głównie żywnością. W tym żywnością zawierającą GMO, czyli organizmy modyfikowane genetycznie.
I tu jest pies pogrzebany. Bo strefa wolnego handlu to obszar jednolitych standardów, a europejskie i amerykańskie standardy w sprawie GMO różnią się istotnie. Najkrócej rzecz ujmując: my w Europie jesteśmy dużo bardziej sceptyczni, ostrożni i nieufni wobec GMO. Bronimy się przed genetycznie modyfikowaną żywnością, znakujemy ją, ograniczamy uprawy i import, a Amerykanie już przegrali walkę z koncernami biotechnologicznymi, rolnymi i spożywczymi. Teraz przestrzegają nas przed skutkami przyjęcia w Europie pod płaszczykiem TTIP amerykańskich reguł.
Argumentów i niepokojących wniosków z amerykańskich doświadczeń w sprawie GMO jest wiele. Warto je poznać, przemyśleć i przedyskutować, zanim gotowy, pracowicie wynegocjowany TTIP wyskoczy jak diabeł z pudełka.
Nie ma wielkiego sensu, żebym Państwu te argumenty przytaczał. Bardzo jednak zachęcam do przeczytania listu. Nie tylko dlatego, że listy wypada czytać, gdy się je otrzymuje. Zwłaszcza od tak licznej grupy. Przede wszystkim dlatego, że medialna debata na temat GMO toczy się pod ogromną prawną, PR-owską, ekonomiczną i korupcyjną presją zainteresowanych koncernów. Niezbyt często mamy więc okazję poznać stanowisko ostrożnościowe z pierwszej ręki, czyli bez zniekształceń.

Kto woli czytać po angielsku, znajdzie cały list tutaj.

Kto woli czytać po polsku, tłumaczenie znajdzie tutaj.

[link widoczny dla zalogowanych]

Życzę Państwu spokojnej lektury. Bo ciekawa będzie z całą pewnością.

--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Wto 11:10, 02 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 11:09, 02 Gru 2014    Temat postu:

--
[link widoczny dla zalogowanych]

Życie z GMO – list z Ameryki

Niżej podpisani

12 listopad 2014

Organizacje pozarządowe, ugrupowania przeciwne GMO, ludzie sławy, producenci żywności i inni przedstawiciele 57 milionów Amerykanów publikują dzisiaj list otwarty skierowany do Wielkiej Brytanii i całej Unii Europejskiej, ostrzegając przed poważnymi i wielorakimi zagrożeniami, jakie niosą z sobą uprawy GMO, i obiecując wsparcie w naszej walce przeciwko nim.

„Obecnie w Stanach Zjednoczonych, począwszy od ziarenka a skończywszy na talerzu, produkcja, dystrybucja, marketing, testy bezpieczeństwa i konsumpcja żywności kontrolowana jest przez kilka firm, z których wiele ma swoje interesy handlowe w technologii inżynierii genetycznej.”

Zwracamy się do Was, jako zaniepokojeni obywatele Ameryki, aby podzielić się z Wami naszymi doświadczeniami związanymi z uprawami zmodyfikowanymi genetycznie (GMO) oraz będącymi ich konsekwencją zniszczeniem naszego rolnictwa i obniżeniem jakości żywności.

W naszym kraju, uprawy GMO stanowią około połowę plonów z pól uprawnych.
Około 94% uprawianej soi, 93% kukurydzy i 96% bawełny to GMO. (i)

Wielka Brytania oraz reszta Unii Europejskiej jeszcze nie przyjęła upraw GMO w taki sposób, jak my to zrobiliśmy, ale obecnie znajdujecie się pod olbrzymią presją ze strony rządów, lobbystów biotechnologicznych i dużych korporacji, aby przyjąć to, co my teraz postrzegamy jako niezdającą egzaminu technologię rolniczą.

Sondaże stale pokazują, iż 72% Amerykanów nie chce jeść żywności GMO, a ponad 90% Amerykanów uważa, że żywność GMO powinna być oznakowana. (ii)

Pomimo tego olbrzymiego mandatu społecznego, wysiłki zmierzające do tego, by władze federalne (iii) i stanowe (iv) wprowadziły lepsze regulacje prawne odnośnie GMO lub po prostu oznakowanie, podkopywane są przez olbrzymie korporacje biotechnologiczne i produkujące żywność, posiadające nieograniczone budżety (v) i nadmierne wpływy.

Jako że rozważacie właśnie Wasze możliwości, chcielibyśmy podzielić się z Wami tym, co przyniosły nam dwie dekady upraw GMO w Stanach Zjednoczonych. Wierzymy, że nasze doświadczenia będą przestrogą przed tym, co się stanie w Waszych krajach, gdybyście podążyli tą samą drogą, co my.

Złamane obietnice

Uprawy GMO zostały wpuszczone na rynek z obietnicą, że będą one systematycznie zwiększać plony i zmniejszać użycie pestycydów. Nic z tych rzeczy nie miało miejsca. (vi) W rzeczywistości, według najnowszego raportu Rządu USA, plony z upraw GMO mogą być niższe niż z ich niezmodyfikowanych genetycznie odpowiedników. (vii)

Rolnikom powiedziano, że uprawy GMO przyniosą im również większe zyski. Według Amerykańskiego Departamentu Rolnictwa, rzeczywistość jest inna. (viii) Zyskowność jest bardzo zmienna, a koszt uprawiania tych upraw wzrasta w szybkim tempie. (ix)

Nasiona GMO nie mogą być zgodnie z prawem wysiane ponownie, co oznacza, że rolnicy muszą każdego roku kupować nowe nasiona. Firmy biotechnologiczne kontrolują cenę nasion, co kosztuje rolników 3-6 razy więcej niż konwencjonalne nasiona. (x) To, w zestawieniu z ogromnym nakładem chemikaliów, których uprawy GMO wymagają, oznacza, że okazały się one bardziej kosztowne w uprawie niż uprawy konwencjonalne.

Jako że nacisk na uprawy GMO jest niewspółmiernie większy, konwencjonalne odmiany nasion nie są już powszechnie dostępne, co pozostawia rolnikom mniejszy wybór i kontrolę nad tym, co uprawiają. (xi)

Pola rolników, którzy nie chcą uprawiać GMO, mogą być skażone uprawami GMO na skutek zapylania krzyżowego pomiędzy pokrewnymi gatunkami roślin (xii) oraz pomieszania nasion GMO i nasion niezmodyfikowanych genetycznie w trakcie przechowywania.

Z tego powodu nasi rolnicy tracą rynki eksportowe. Wiele krajów posiada ograniczenia lub kategoryczne zakazy upraw lub importu GMO (xiii) i w efekcie uprawy te odpowiedzialne są za wzrost sporów handlowych, kiedy okazuje się, że dostawy zboża skażone są organizmami zmodyfikowanymi genetycznie (GMO). (xiv)

Rozwijający się tutaj w Stanach Zjednoczonych rynek ekologiczny jest również tym dotknięty. Wielu rolników ekologicznych traci kontrakty na nasiona ekologiczne z powodu wysokich poziomów skażenia. Problem ten narasta i przewiduje się, że będzie jeszcze większy w nadchodzących latach.

Pestycydy i super-chwasty

Najczęściej uprawiane rodzaje upraw GMO znane są pod nazwą upraw „Roundup Ready”. Uprawy te, głównie kukurydza i soja, zostały zmodyfikowane genetycznie i gdy opryskuje się je herbicydem Roundup (TM), którego aktywnym składnikiem jest glifosat, chwasty giną, a uprawa rośnie dalej.

Stworzyło to błędne koło. Chwasty stały się odporne na herbicyd, zmuszając rolników, aby stosowali jeszcze więcej oprysku. Stosowanie większej ilości herbicydów sprawia, że powstaje jeszcze więcej „super-chwastów” i stosuje się jeszcze więcej herbicydów.

Niedawny przegląd pokazał, że pomiędzy 1996 a 2011 rokiem rolnicy, którzy uprawiali uprawy Roundup Ready, zastosowali o 24% więcej herbicydu niż rolnicy uprawiający te same lecz niezmodyfikowane genetycznie uprawy. (xv)

Jeśli podążymy dalej w tym kierunku, uprawiając uprawy Roundup Ready, możemy spodziewać się, że ilości stosowanych herbicydów będą wzrastać o 25% każdego roku w przewidywalnej przyszłości.

Ta pestycydowa spirala oznacza, że w ciągu ostatniej dekady w Stanach Zjednoczonych pojawiło się przynajmniej 14 nowych odpornych na glifosat gatunków chwastów, (xvi) a ponad połowa farm boryka się z odpornymi na herbicydy chwastami. (xvii)

Firmy biotechnologiczne, które sprzedają zarówno nasiona GMO, jak i herbicydy, (xviii) zaproponowały, że problem należy rozwiązać poprzez stworzenie nowych odmian, które będą w stanie znieść jeszcze mocniejsze i bardziej toksyczne herbicydy, takie jak 2,4-D i dicamba.

Jednakże szacuje się, że jeśli te nowe odmiany zostaną zatwierdzone, może to doprowadzić do wzrostu ilości stosowanych herbicydów aż o 50%. (xix)

Szkodliwość dla środowiska

Badania pokazują, że wzrost ilości herbicydów stosowanych przy uprawach Roundup Ready jest wysoce szkodliwy dla środowiska naturalnego. Przykładowo, Roundup zabija trojeście, które są głównym źródłem pokarmu dla słynnego motyla danaida wędrownego (monarcha) (xx) i stwarza zagrożenie dla innych ważnych owadów, jak np. pszczoły. (xxi)

Niszczy on również glebę, zabijając potrzebne organizmy, które zapewniają jej zdrowie i żyzność, (xxii) i sprawia, że kluczowe mikroskładniki są niedostępne dla rośliny. (xxiii)

Pokazano również, że inne rodzaje roślin GMO, które zostały zmodyfikowane tak, aby wytwarzały swój własny środek owadobójczy (np. bawełna Bt), szkodzą pożytecznym owadom, w tym sieciarkom (xxiv), Rozwielitce wielkiej (Daphnia magna) i innym wodnym owadom (xxvi) oraz biedronkom (bożym krówkom). (xxvii)

Odporność na środki owadobójcze w tych roślinach także wzrasta (xxviii), w efekcie czego powstają nowe odmiany odpornych „super-owadów” i potrzeba kolejnych dawek środków owadobójczych na różnych etapach cyklu wzrostu, np. zanim nasiona zostaną wysiane. (xxix) Pomimo tego, nowe odmiany kukurydzy i soi Bt zostały u nas zatwierdzone i wkrótce będą wysiewane.

Zagrożenie dla zdrowia ludzkiego

Genetycznie zmodyfikowane składniki znajdują się wszędzie
w naszym łańcuchu pokarmowym. Szacuje się, że 70% żywności
przetworzonej spożywanej w Stanach Zjednoczonych produkowane
jest przy użyciu składników GMO. Jeśli wliczymy w to produkty zwierzęce
pochodzące ze zwierząt karmionych paszą GMO, odsetek ten jest znacznie wyższy.

Badania pokazują, że uprawy Roundup Ready zawierają wielokrotnie więcej glifosatu i jego toksycznego produktu rozpadu – AMPA – niż normalne uprawy. (xxx)

Ślady glifosatu znaleziono w mleku i moczu amerykańskich matek oraz w ich wodzie pitnej. (xxxi) Jego poziom w mleku matek był niepokojąco wysoki – około 1600 razy wyższy niż to, co jest dozwolone w wodzie pitnej w Europie.

Przekazany niemowlętom wraz z mlekiem matki lub wodą, na której przyrządza się mleko modyfikowane, może on stanowić niedopuszczalne zagrożenie dla zdrowia dzieci, ponieważ podejrzewa się, że glifosat wywołuje zaburzenia hormonalne. (xxxii) Najnowsze badania wskazują, iż ten herbicyd jest także toksyczny dla spermy. (xxxiii)

We krwi matek i ich dzieci znaleziono również ślady toksyny Bt. (xxxiv)

Przed wprowadzeniem żywności zmodyfikowanej genetycznie (GMO) do łańcucha pokarmowego nie przeprowadzono badań klinicznych z udziałem ludzi, a konsekwencji zdrowotnych krążenia tych substancji i akumulowania się ich w naszych organizmach nie bada żadna agencja rządowa ani firmy, które je produkują.

Jednakże badania nad zwierzętami karmionymi żywnością GMO i/lub glifosatem, pokazują niepokojące tendencje, w tym uszkodzenia kluczowych organów, takich jak wątroba i nerki, uszkodzenia tkanek jelitowych i flory jelitowej, zaburzenia systemu odpornościowego, zaburzenia płodności a nawet guzy. (xxxv)

Te badania naukowe wskazują na potencjalnie poważne problemy ze zdrowiem ludzi, których nie można było przewidzieć, gdy nasz kraj po raz pierwszy przyjął GMO, a jednak mimo to problemy te są nadal ignorowane przez tych, którzy powinni nas chronić.

Zamiast tego nasze organy sprawujące nadzór opierają się na przedawnionych badaniach i innych informacjach finansowanych i dostarczanych przez firmy biotechnologiczne, które, co nie jest zaskoczeniem, odrzucają wszelkie obawy odnośnie zdrowia.

Zaprzeczanie nauce

Taka interpretacja przez naukowców korporacyjnych kontrastuje z odkryciami niezależnych naukowców.

W 2013 roku prawie 300 niezależnych naukowców z całego świata opublikowało powszechne ostrzeżenie mówiące o tym, że nie ma konsensusu naukowego w kwestii bezpieczeństwa spożywania żywności zmodyfikowanej genetycznie oraz że zagrożenia, jak pokazały niezależne badania, stanowią „poważny powód do niepokoju”. (xxxvi)

Nie jest łatwo takim niezależnym naukowcom przemawiać otwarcie. Ci, którzy to robią, mają trudności z publikacją wyników badań, są systematycznie szkalowani przez naukowców pro-GMO, odmawia się im finansowania badań, a w niektórych przypadkach ich praca i kariera są zagrożone. (xxxvii)

Kontrola dostaw żywności
---


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Wto 11:14, 02 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 11:29, 02 Gru 2014    Temat postu:

-
axiom1
2 grudnia o godz. 6:55

Unia Europejska to wasal i kundel na amerykanskiej smyczy.
Zrobi wszystko by na polecenie z Washingtonu zniszczyć Europe i europejczyków.
W Europie będzie GMO na takich samych warunkach jak w US
i nie ważne co europejczycy maja do powiedzenia.
Europejczycy nawet nie wybierają unijnych władz.
Przykładem jest zamach stanu na Ukrainie, prowokacje NATO i konsekwencje
gdzie Unia Europejska na polecenie USA dąży do następnej wojny w Europie.
---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Śro 16:02, 03 Gru 2014    Temat postu:

Anna Dąbrowska 3 grudnia 2014

POLITYKA zdobyła wyniki audytu poselskich delegacji:
sześciu na cenzurowanym
Arkadiusz Mularczyk (Sprawiedliwa Polska),
Zbigniew Girzyński i Łukasz Zbonikowski z PiS, Paweł Suski i
Jan Kaźmierczak z PO oraz były poseł Twojego Ruchu Wojciech Penkalski
– ci posłowie muszą się wytłumaczyć z pieniędzy, które wzięli na
delegacje z Kancelarii Sejmu. Stanowisko straci również szef
sejmowego biura spraw międzynarodowych.


Koniec z delegacjami samochodowymi posłów „nie wiadomo dokąd”
Cały pakiet propozycji, które mają wyeliminować nieuzasadnione – bardziej zabawowe niż merytoryczne...

Wnioski audytorów zostały podzielone na trzy grupy.
Pierwsza, dotycząca najbardziej wątpliwych podróży,
obejmuje trzech posłów wyrzuconych już z PiS
(Adam Hofman, Mariusz A. Kamiński i Adam Rogacki pobrali pieniądze
na podróż samochodem - prawie po 35 tys. zł -
ale polecieli do Madrytu tanimi liniami). Sejmowi audytorzy dołączyli do
tej grupy także Zbigniewa Girzyńskiego, który oprócz wyprawy madryckiej, jeździł w tych samych dniach i do tych samych miejsc co wspomniana trójka. Girzyński na podróże samochodem pobrał z kasy Sejmu ok. 23 tys. zł. – Chodzą słuchy, że miał też jechać z nimi do Madrytu, ale kilka tygodni wcześniej miał wypadek samochodowy i był w okresie rekonwalescencji, co najprawdopodobniej uratowało go przed udziałem w aferze madryckiej – twierdzi poseł PiS.

Kłopot z trzema posłami

Do drugiej grupy zaliczono te wyjazdy, na które posłowie pobrali zaliczki na podróż, hotele i diety, a w tym czasie byli obecni na głosowaniach w Sejmie lub na posiedzeniach komisji.
Wątpliwości dotyczą wyjazdu Arkadiusza Mularczyka, który na podróże
samochodem pobrał z Sejmu ponad 20 tys. zł.
Poseł przyznaje, że mogło się tak zdarzyć, że był jeszcze w zagranicznej delegacji (pobierał wtedy dietę), a jednocześnie zagłosował w Sejmie. - Może dwa razy w okresie ostatnich lat, z uwagi na kolizje terminów sesji Rady Europy i posiedzeń Sejmu zdarzyło się, że musiałem wcześniej wracać na ważne głosowania, które zazwyczaj odbywają się pod koniec tygodnia – mówi poseł.

Do trzeciej grupy uchybień – tej o najmniejszej wadze – kontrolerzy zaliczyli takie wyjazdy, w których poseł zadeklarował przekroczenie samochodem granicy np. o godzinie 18, a - co wynika z sejmowych aktywności posła - o godzinie 16 był jeszcze przy Wiejskiej. – Nie jest możliwe, aby tak szybko dojechał do granicy. Dzięki temu posłowie mogli dodatkowo dorobić ok. 30 euro diet – twierdzi osoba z Kancelarii Sejmu.

Do tej grupy audytorzy włączyli Łukasza Zbonikowskiego z PiS,
Pawła Suskiego i Jana Kaźmierczaka z PO oraz
byłego posła Twojego Ruchu Wojciecha Penkalskiego.

W poniedziałek dziewięciu posłów, których wyjazdy budzą najwięcej wątpliwości, dostało wezwania do złożenia wyjaśnień. Na odpowiedź mają siedem dni. – Jest pewien kłopot z byłymi trzema posłami PiS, którzy od wybuchu afery madryckiej nie pokazali się w Sejmie, ale obiecali, że do końca tego tygodnia pojawią się przy Wiejskiej i odbiorą te pisma - mówi pracownik Sejmu.

Marszałek Radosław Sikorski przyznał w środę w Sejmie, że „w sześciu przypadkach miały miejsce błahe, nawet nie naruszenia, tylko sprawy do wyjaśnienia”, ale nie chciał powiedzieć, o których posłów chodzi.

Dymisja dyrektora

Powołana w listopadzie przez szefa Kancelarii Sejmu na wniosek marszałka komisja audytorów spotka się w czwartek z Radosławem Sikorskim i przedstawicielami klubów poselskich, a jeszcze w środę z samym marszałkiem. Będzie rekomendowała zmiany w rozliczaniu poselskich wyjazdów zagranicznych:

samochodem najdalej do Brukseli (czyli maksimum 1200 km);

po powrocie poseł będzie musiał podpisać oświadczenie o tym, że podróż się odbyła;

będzie też musiał udokumentować swoją podróż np. rachunkami za paliwo, czy za korzystanie z autostrad, albo nawet – co brzmi dość oryginalnie - zdjęciem wykonanym przy swoim samochodzie w miejscu, do którego jechał.
Komisja badała tylko te zagraniczne wyjazdy posłów, które zgodnie z deklaracjami, miały się odbyć samochodem. Z prawie 800 zagranicznych wyjazdów w tej kadencji, 184 posłowie odbyli właśnie samochodami. Audytorzy nie badali czy posłowie rzeczywiście odbyli podróże samolotowe. - To Kancelaria Sejmu kupowała im bilety, więc nie było pola do nadużyć. Audytorzy nie zajmowali się tym, czy poseł rzeczywiście odbył tę podróż i czy to nie były zmarnowane pieniądze – mówi POLITYCE wieloletni pracownik Kancelarii Sejmu.

W związku z nieprawidłowościami przy rozliczaniu poselskich delegacji (m. in wydanie zgody na przejazd samochodem do trzech posłów do Madrytu) ze stanowiskiem będzie się musiał pożegnać Krzysztof Rómmel, szef sejmowego Biura Spraw Międzynarodowych.
Marszałek Radosław Sikorski miał tę dymisję zapowiedzieć
już na pierwszym spotkaniu Konwentu Seniorów, zaraz po wybuchu
afery madryckiej. – Pan dyrektor za chwilę będzie w wieku emerytalnym i oficjalnie przejdzie na emeryturę. Jednak, gdyby nie sprawa wątpliwych delegacji poselskich, na pewno mógłby jeszcze pracować w Kancelarii – słyszymy w Sejmie.
---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 12:18, 07 Gru 2014    Temat postu:

7.12.2014
niedziela

Palestyna? Tak, ale…
Agnieszka Zagner

[link widoczny dla zalogowanych]

Europejskie parlamenty jeden po drugim uznają państwowość Palestyny.
Parlament Europejski ma w tej sprawie podjąć decyzję na posiedzeniu
rozpoczynającym się w Strasburgu w połowie grudnia.
O sprawie Palestyny rozmawiałam przed kilkoma dniami w Brukseli
z eurodeputowanymi z różnych krajów, reprezentującymi różne
grupy polityczne i mającymi różne poglądy na ten temat.


– Dostaję w tej sprawie dziesiątki maili, pytań. Tylko ta Palestyna, Palestyna, Palestyna – żachnął się jeden z eurodeputowanych, kiedy spytałam go jak będzie z tą Palestyną w Parlamencie Europejskim. Nawet nie posądzam go o złą wolę, czy złośliwość, po prostu ma dziś inne priorytety: sankcje wobec Rosji, gazociągi, ropociągi, Ukrainę… Na pytanie o izraelskie osiedla na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie bezradnie rozkłada ręce. Nie wiem, czy jest za, czy przeciwko, chyba nie do końca wie, o czym mówię. Jest wprawdzie członkiem komisji spraw zagranicznych i nie powinien być aż tak zdezorientowany, no, ale cóż, trzeba popytać gdzieś indziej.
Nie ma czegoś takiego jak „państwo palestyńskie”
Postanowiłam pytać tam, gdzie spodziewałam się usłyszeć mocne, wyraźne głosy i argumenty dla obu stron. Taki na przykład poseł Bas Belder z grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów wie, co mam na myśli, kiedy pytam go o osiedla i Palestynę. Od lat jest członkiem „Europejskich Przyjaciół Izraela”, w obecnej kadencji Parlamentu Europejskiego jest wieceszefem delegacji do spraw stosunków z Izraelem, zasiada w komisji spraw zagranicznych. Rozmawiamy właśnie w trakcie posiedzenia tej komisji, kiedy na sali przemawia Michaił Chodorowski, ale poseł wyszedł jeszcze zanim były rosyjski oligarcha skończył przemawiać. Wymowne. Pytam więc pana posła, dlaczego Europa jest dziś bardziej przyjazna wobec Palestyny niż wobec Izraela? Mówi, że to głównie wynik tego, że – jak się wyraził – tzw. „proces pokojowy” utknął w martwym punkcie, ale Unia, jego zdaniem, prezentuje niezrównoważoną postawę wobec tego konfliktu. Zdaniem pana Beldera Unia zawsze obciąża jedynie Izrael za stagnację w procesie pokojowym: – To prowadzi do mylnej polityki wywierania nacisku jedynie na Izrael, począwszy od oznakowania izraelskich produktów pochodzących z Zachodniego Brzegu, a kończąc na bojkocie tych produktów.

---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 23:55, 13 Gru 2014    Temat postu:

13.12.2014
sobota

Dziewięć tez o Kiejkutach i puenta
Jacek Żakowski

Zadzwonił do mnie niemiecki dziennikarz, który pisze artykuł o sprawie
więzień CIA w Polsce. Bo podobno jestem osamotniony w swoim
krytycznym stanowisku wobec ówczesnych władz. Niemcy się temu dziwią.

Nie dziwi ich już, że więzienia były, bo to wiadomo od dawna, tylko to, jak zgodnie Polacy ten fakt akceptują lub bagatelizują. Nieomijający żadnej istotnej partii najdziwniejszy sojusz – od KNP po SLD, przez PiS, PO, PSL – zdaje się w sposób czytelny także z daleka zmierzać do tego, żeby mimo niby-prowadzonego śledztwa zgodnie zamieść tę sprawę pod dywan.

Opinia publiczna specjalnie się nie oburza. Jak to jest możliwe w ojczyźnie Lecha Wałęsy i Jana Pawła II? W kraju Przemyka, Popiełuszki i tysięcy ofiar nie tak dawno przecież torturowanych – niejednokrotnie na śmierć – najpierw przez nazistów, a potem przez komunistów? Mam kilka odpowiedzi.
Po pierwsze: okrucieństwo

Nie tylko tortury nas nie niepokoją. W Polsce zużywa się dziesięć razy mniej szpitalnych środków przeciwbólowych niż w Niemczech. Czy Polaków mniej boli? Nie! Ale ma boleć.
Opinia publiczna i partie od lewa do prawa w milczeniu akceptują torturowanie w szpitalach dziesiątek tysięcy chorych bezsensownie skazywanych na niepotrzebny lub nadmierny ból. W Polsce tysiące ludzi spędzają długie lata w aresztach tymczasowych. Presja międzynarodowych trybunałów sprawiła, że statystyka jest lepsza niż dziesięć lat temu, ale warunki panujące w dramatycznie przeludnionych więzieniach i aresztach wciąż radykalnie wyróżniają nas w Unii.
W Polsce wydajemy dramatycznie małą – na tle całego Zachodu – część PKB na opiekę społeczną i publiczną służbę zdrowia. Jak ktoś ma pecha, to trudno. Jeśli nie martwią nas cierpienia sąsiadów, czemu ma nas martwić los więźniów CIA?
Po drugie: praworządność

Nie tylko tabloidy, ale też polskie elity mają zasadniczy problem z odróżnieniem faktów od przypuszczeń. Polacy słusznie uważają, że z terrorystami „nie wolno się cackać”. Ale nie odróżniają winnych od podejrzewanych, podejrzanych, oskarżonych, skazanych. I nie chce im się odróżniać, jak w przypadku lustracji nie chcieli bawić się w odróżnianie „agentów” od osób, które coś podpisały, lub o których coś zapisano w aktach.
Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą – mówi polskie przysłowie, często powtarzane przez obrońców lustracji i tortur. Ponieważ łatwo godzimy się na niewinne ofiary, nie przeszkadza nam to, że wielu torturowanych (także w polskich więzieniach) stanowili porwani omyłkowo.

Po trzecie: rasizm
„Łagodny rasizm” jest w Polsce bardziej powszechny i tolerowany niż średnio na Zachodzie. Dobrze to pokazuje chronienie przez policję i prokuraturę białostockich rasistów. To ma zasadnicze znaczenie dla rachunku ofiar. Kilka tysięcy Amerykanów niewinnie zabitych 11 września porusza nas dużo bardziej niż kilkaset tysięcy niewinnie zabitych irackich Arabów, w których mordowaniu uczestniczyli także nasi żołnierze.
Dużo bardziej martwi nas los pojedynczych niewinnych Francuzów, Amerykanów, Hiszpanów itp., porwanych i maltretowanych lub mordowanych przez islamistycznych terrorystów, niż los setek porwanych przez CIA i bez wyroku, w strasznych warunkach przetrzymywanych, a często torturowanych – i to latami. Biały to biały, a muzułmanin to całkiem inna sprawa. W Kiejkutach biali torturowali innych. Gdyby było na odwrót, może byśmy się oburzali.

Po czwarte: konieczność
Ludzie, którzy akceptowali więzienie CIA w Polsce, dwie dekady wcześniej akceptowali stan wojenny i należeli do władz, które go wprowadziły. Nie oceniam tu ich za PRL, bo sprawa jest złożona. Ale mieli praktykę w akceptowaniu łamania praw człowieka, gdy jest taka „konieczność”.
Porwania CIA są tylko bardziej udramatyzowanym wariantem masowych internowań, czyli więzienia ludzi bez sądu. W obu przypadkach gotowość uznania konieczności jest kwestią subiektywną. Wprawa to ułatwia. Ówczesna opozycja, która dziś dominuje na scenie politycznej, miała za sobą podobne doświadczenie z początku lat 90., gdy uznała „konieczność” zastosowania niezwykle brutalnego modelu transformacji.
Z pamięci elit i publicznego przekazu zostały wymazane niewinne cierpienia, które do dziś rzutują na los wielu ludzi. Pozostała tylko duma z dokonań. W „Doktrynie szoku” Naomi Klein dobrze połączyła te dwie „konieczności” usprawiedliwiające cierpienie i śmierć innych.

Po piąte: Ameryka
Polacy mają kompleks ojca. Kochają matkę ojczyznę, a sami czują się bezsilnymi dziećmi pomiędzy groźnymi sąsiadami. Więc szukają ojca, który by ich obronił. Długo wierzyliśmy, że pomoże Bóg Ojciec, ale nie było mu spieszno.
Neurotycznie przytulamy się więc do amerykańskiego ojca. Chcemy, by nas objął i chronił, więc się go słuchamy i go naśladujemy. Jak ojciec poprosił, trudno było odmówić. Zwłaszcza tym, którzy wcześniej byli blisko z sowieckim ojczymem.

Po szóste: zderzenie krucjat
Więźniowie Guantanamo i Kiejkut to oskarżeni o udział w islamskiej krucjacie. A w Polsce żywa jest tradycja katolickiej krucjaty i chrześcijańskiego przedmurza. Jest to tradycja odwiecznych, obustronnych okrucieństw, uświęconych w sienkiewiczowskich powieściach wszech czasów, na których wychowało się pokolenie dzisiejszych 60-latków.
Ale to nie jest przeszłość. W świadomości polskiego katolicyzmu krucjata wciąż trwa (ruchy katolickie wciąż mają ją w nazwie) i usprawiedliwia także okrucieństwo, kiedy jest „konieczne”. Jak w przypadku prof. Chazana.

Po siódme: zasada bezkarności
To wszystko sprawia, że wielu polityków i publicystów twierdzi, iż ktokolwiek by nie był na miejscu Siemiątkowskiego, Millera i Kwaśniewskiego, podjąłby wtedy taką samą decyzję. To nie jest wykluczone. Bo w Polsce obowiązuje żelazna zasada bezkarności władzy. Karanie przegranych polityków jest sprawą delikatną w każdej demokracji.
Ale po serii porażek politycznie motywowanych spraw przeciw autorom liberalnych reform (z Balcerowiczem i Lewandowskim na czele) bezkarność stała się żelazną zasadą. Politycy mogą się dręczyć nawzajem, ale obowiązuje zasada nierozliczania politycznych decyzji. Nawet Ziobro nie został ukarany. Każdy, kto by podejmował decyzję w sprawie więzienia CIA w Polsce, miałby z pewnością poczucie, że nikt go nie będzie rozliczał ani karał. Także w tym sensie była to więc zbyt łatwa decyzja.

Po ósme: skuteczność
Nawet wykształceni Polacy wierzą w skuteczność tortur, bo mamy w pamięci polskich bohaterów zmuszonych torturami do ujawnienia innych bohaterów. Takich przypadków niestety jest w polskiej historii wiele. Powołując się na ten argument, zapominamy o dużo większej grupie tych, którzy pod wpływem tortur oskarżali fałszywie, umierali, nikogo nie wydając, albo mówili cokolwiek.
Nasze doświadczenie mówi, że okrucieństwo obcych raczej kreuje opór, niż go dusi. I że torturowani raczej mówią to, co torturujący chcą usłyszeć, niż to, czego chcą się dowiedzieć. Potwierdza to raport amerykańskiego senatu.

Po dziewiąte: wojna
Wyjaśnienie zgody na tajne więzienia i tortury jest takie, że była wojna, groziło nam niebezpieczeństwo i trzeba było się wszelkimi sposobami bronić, nawet naruszając prawo wojny i prawa człowieka. Ale istotą prawa wojny jest to, że ma działać podczas wojny. Podobnie jak prawa człowieka nie po to zostały spisane, by się nimi szczycić, gdy wszystko jest OK, lecz po to, by je przypominać i respektować, kiedy są powody, by były łamane. Wojna sprzyja temu najbardziej.
Zgadzam się, że cały ten splot okoliczności sprawił, że to, co się stało, w jakimś sensie było nieuchronne. Co z tego wynika?
Przede wszystkim ryzyko, że to samo zdarzy się jeszcze raz. Bo żadna z przesłanek nie znikła. Nawet słowa Leszka Millera świadczą o tym, że podobną decyzję podjąłby jeszcze raz. Z tego, że polscy politycy są dziś może nieco bardziej doświadczeni, mniej naiwni i mają bardziej realistyczny obraz Ameryki, nie wynika jasno, że podjęliby inną decyzję. A może nawet zgodziliby się na więcej. Także wobec polskich obywateli, gdyby przypuszczali, że coś z ich strony grozi.
Spór o więzienia CIA nie jest w Polsce sporem o dość odległą przeszłość, ale o naszą przyszłość. Musi się toczyć tak, żeby ta przyszłość była jak najmniej zagrożona. Czyli musi być wyczerpany i rozstrzygnięty, na ile to tylko możliwe. Nie widzę drogi lepszej niż sądowa. Odpowiedzialni powinni znaleźć się na ławie oskarżonych przed sądem lub trybunałem. Ale nie twierdzę, że powinni znaleźć się w kryminale ani być jakkolwiek ukarani. Do wyrobienia sobie zdania w tej sprawie jest mi bardzo daleko. I myślę, że nam wszystkim bardzo wiele brakuje, by definitywnie lub choćby prowizorycznie osądzić.
Jeśli jednak i ta sprawa zostanie nieosądzona z najwyższą powagą oraz wnikliwością, to wzrośnie ryzyko, że następcy Siemiątkowskiego, Millera, Kwaśniewskiego posuną się dalej i może z błahszych powodów. Jest po temu dobry grunt w polskiej polityce, kulturze i świadomości prawnej. A patrząc na rozmaite trendy, trudno nie brać pod uwagę takiego rozwoju sytuacji, w którym władzę mogą w Polsce sprawować ludzie, którzy do prawa, a zwłaszcza do praw człowieka itp., przywiązują jeszcze mniejszą wagę.
Zapewne oczekuję zbyt wiele, ale bardzo bym chciał, żeby Kwaśniewski i Miller sami skłonili swoją polityczną formację do zgłoszenia wniosku o postawienie ich przed Trybunałem Stanu. Nie po to, by się od nich odciąć, ale by zamknąć smutny temat poważnym politycznym aktem, który przyszłym decydentom w podobnej sytuacji uzmysłowi, jak poważna jest sprawa i jak poważnie będą się z niej rozliczali.
----


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pon 11:02, 22 Gru 2014    Temat postu:

--
Wojciech K.Borkowski
22 grudnia

Wreszcie się kończy ten zupełnie nieudany rok 2014.
Polska polityka i polska ekonomia weszła na drogę globalnej awantury i zaczęla się staczać w dół przy akompaniamencie wasalnego jazgotu własnych politykierów.
Kryzys moralny i egzystencjalny europejskiego globalizmu wszedł w fazę politycznego szczytowania i musi zakończyć się awanturą, ponieważ partnerzy tego politycznego związku są tej samej płci, a z takiej mąki nie ma chleba.
Do tej pory wojna toczyła się w wielu miejscach na świecie, ale do Europy zbliżała się z nieubłaganą konsekwencją. Globalizm okazał się mixtum compositum ekonomii politycznej kapitalizmu w połączeniu z dyktaturą sowieckiego socjalizmu. Rolę Biura Politycznego globalizmu sprawują teraz bankierzy i ponadnarodowe instytucje finansowe. W takim mikście ustrojowym nie ma miejsca na moralność i na dziesięć przykazań. Walka toczy się o każdy bank, o tereny roponośne, o ziemię nadająca się do rolnictwa i o neoniewolników sterowanych mediami należącymi do instytucji globalnych.
Wszystkie chwyty są dozwolone. Obowiązuje wolność wypowiedzi, wolność ekspresji i prawo do głosowania. Te wolności, gwarantowane konstytucjami europejskimi są fenomenem w dyktaturze globalistów. Wszyscy mają prawo do wypowiedzi i demonstrowania swoich postaw, ale nie ma to żadnego przełożenia na decyzje polityków.
Politycy robią to, co im dyktuje Biuro Polityczne globalizmu, a sami służą tylko do wygłaszania “kazań medialnych”, nawołujących do spokoju społecznego i podporządkowania się podjętym decyzjom w wąskim gronie.
Zwykłemu obywatelowi pozostawiono prawo do wygłaszania opinii “u cioci na imieninach”, czyli dokładnie to samo, na co pozwalano w PRL-u.
Media głównego nurtu w III RP są dokładnie kontrolowane przez pełnomocników właścicieli. Zdarzają się wyjątki, ale te traktowane są jak zawór bezpieczeństwa upuszczający złą krew sfrustrowanych obywateli.
Szokująca przemianę można obserwowować w Gazecie Wyborczej Adama Michnika. Ta gazeta stała się tubą stetryczałego polityka, który wygłasza komentarze będące próbą napisania nowej ewangelii według “świętego” Michaiła Chodorkowskiego. Oligarchowie rosyjscy i oligarchowie ukraińscy przedstawiani są przez tego demokratę jako ofiary prześladowań Imperium Rosyjskiego, co sugeruje powstanie nowej mitologii, podobnej do tej jaka została po Imperium Romanum.
Wojna toczona na Ukrainie w roku 2014 nie jest jednak zabawą dzieci w piaskownicy. Ta wojna domowa to wstyd i hańba Europy. Obywatele jednego wyznania i tej samej kultury nie powinni chwytać za broń. Dzieli ich tylko dostęp do zawłaszczonego bogactwa Ukrainy. Tym bogactwem zawiadują oligarchowie. Czy europejska cywilizacja nie wypracowała jeszcze modelu politycznego, dającego wszystkim obywatelom tak potrzebną świadomość wspólnego dobra i wspólnej odpowiedzialności za kraj. Czy oligarchowie mogą reprezentować naród, pozbawiony klasy średniej i własności materialnej.
Czy globalizm globalizm europejski da sobie radę z tymi ogromnymi problemami?

Gunter Grass wybitny europejski pisarz uważa, że III wojna światowa już trwa.
Ta wojna toczy się o władzę nad światowymi bogactwami.
Sto lat temu wybuchła pierwsza Wojna Światowa.
Po zakończeniu tamtej wojny, kontynent ten nie przypominał
już tej zabawnej Europy fin de sieclu.
Czyżby III wojna światowa, o której pisze Gunter Grass,
miała przynieść zmiany ustrojowe równie wielkie jak tamta wojna?

Miejmy nadzieję, że rozum wróci bankierom i CEO wielkich korporacji.
Oni sami, po tej wojnie, się nie poznają.
Nam pozostają tylko wzajemne życzenia serdeczne, dla siebie i dla Ukrainy.
Do zobaczenia i do usłyszenia w spokojnym roku 2015, tego wszyscy powinniśmy sobie życzyć w tych trudnych latach.
----


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Śro 17:50, 24 Gru 2014    Temat postu:

23.12.2014
wtorek

Zawsze musimy doganiać i zawsze jesteśmy w tyle
Jacek Żakowski

Dlaczego od tysiąca lat zawsze musimy być później?
Od chrztu poczynając, przez chodzenie w spodniach i zniesienie
pańszczyzny, po legalizację marihuany i związków partnerskich.
Gonienie świata to nasz sport narodowy.

„WealthDaily” to prawicowy amerykański biuletyn dla drobnych inwestorów. Krytykuje Obamę za reformy zdrowotne i plany stymulacyjne. Podatki uważa za zło. Pomoc społeczną ma za groźną zarazę. Chwali prawo do posiadania broni itp. Politycznie, społecznie i makroekonomicznie nie jest specjalnie mądry, ale ma dla Amerykanów ciekawe pomysły na pomnażanie drobnych oszczędności.
We wtorek, 16 grudnia, tytuł biuletynu brzmiał „Czas kupować akcje marihuany”. Impulsem był sukces youtubowego filmiku „Trzy babcie” („Three Grandmas”), pokazującego starsze panie z klasy średniej, które pierwszy raz w życiu palą trawkę i są zachwycone. W ciągu tygodnia „Trzy babcie” miały 16 mln widzów. Rzecz dzieje się w stanie Waszyngton, gdzie marihuana została zalegalizowana. „WD” zwraca subskrybentom uwagę, że w 2014 roku legalny rynek rekreacyjnej marihuany w USA prawdopodobnie wzrośnie czterokrotnie, osiągając wartość 2,5 mld dol., więc staje się interesującym miejscem dla inwestycji.
W pierwszych trzech kwartałach tego roku główne indeksy nowojorskiej giełdy rosły po kilka procent (S&P – 6,7, Nasdaq – 7,6 proc.). A indeks branży marihuanowej (VCIR&SI) wzrósł o 147,1 proc. Podobnie jak w 2013 r., kiedy osiągnął 146 proc. Ponieważ tegoroczny wzrost dokonał się w pierwszym kwartale (ponad 800 proc.!) i od tego czasu indeks VCIR&SI spada, a rynek będzie dalej dynamicznie rósł, „WD” sugeruje, żeby szybko kupować. Bo dużo taniej nie będzie, a może być dużo drożej, gdy kolejne stany, rząd federalny i inne państwa zalegalizują marihuanowy biznes.
Nie piszę tego, by przedświątecznie zawracać Państwu głowę michałkami. Chcę pokazać, jak to wszystko pędzi. Może kryzys nie przyniósł jeszcze przełomu w polityce gospodarczej, ale zmiany obyczajowe zmieniają obowiązujące prawa, a nowe prawa zmieniają i popychają do przodu gospodarki. Zmiany gospodarcze popychają zaś zmiany społeczne itd.
Bardziej zaawansowana część świata coraz szybciej ustawia się dziobem w nowym kierunku, żeby płynąć z cywilizacyjnym wiatrem i dać sobie szansę na znów coraz lepsze życie. A my kręcimy się w kółko. Wciąga nas odwieczny wir polskich absurdalnych, spolaryzowanych emocji – tym razem w wydaniu dziwacznego podziału na PO i PiS.
W tym wirze na ostatnim tegorocznym posiedzeniu Sejmu gładko utonęła ustawa o związkach partnerskich. Niby drobiazg. Nie teraz, to później. Ale dlaczego, do jasnej cholery, my od tysiąca lat zawsze musimy być później? Chociaż już dobrze wiemy, ile nas te wieczne spóźnienia kosztują. Od chrztu poczynając, przez chodzenie w spodniach i zniesienie pańszczyzny, po legalizację marihuany i związków partnerskich.
Myślicie, że to drobiazg? Nieprawda. Mądre społeczeństwa inwestują w trendy, które mają przyszłość, włączają się w nie i dobrze z nich żyją. My czekamy, aż inni spiją śmietankę z innowacji, puszymy się wiernością tradycji, bronimy naszej tożsamości, paplemy o moralności, aż razem z tymi dziwacznie rozumianymi wartościami lądujemy na dnie, a potem gonimy pustoszejące kadzie kolejnych cywilizacyjnych fal. Gonienie świata stało się od wieków naszym narodowym sportem. Ale wciąż jest to gonienie dnia wczorajszego, czyli świata, który odchodzi, zamiast tego, który nadchodzi.
Nie jestem prorokiem, ale gołym okiem widać, że przez rozwinięty świat idzie coraz wyższa fala „jakości życia”. Pokoleniom, które teraz wkraczają na scenę, mniej niż ich rodzicom i starszym kolegom zależy na tym, żeby więcej mieć (bo i tak sporo mają), a bardziej na tym, żeby lepiej żyć. Od Facebooka i gier komputerowych, przez modę i rozrywkę, po medycynę, marihuanę i kulturę gejowską – widać, że w naszej części świata wielki biznes robi się dziś raczej na dostarczaniu ludziom przyjemności niż podstaw egzystencji. To w poszukiwaniu lepszej jakości życia, a nie szansy przeżycia Polacy wędrują teraz na Zachód. Polskie talenty zwłaszcza. I polskie (oraz rosyjskie, ukraińskie itp.) pieniądze także.
Po osiągnięciu pewnego poziomu cywilizacyjnego, do którego Polska się zbliża, o jakości życia coraz większej części społeczeństwa w coraz mniejszym stopniu decydują warunki materialne (infrastruktura, zarobki, konsumpcja), a w coraz większym relacje niematerialne, wolność decydowania o sobie, dostęp do przyjemności. Można się spierać, czy to jest dobre czy złe, ale po prostu tak jest. Tu są teraz drzwi nie tylko do zadowolenia ludzi, ale i do skarbów przyszłości. Problem polega na tym, że polskie społeczeństwo coraz bardziej próbuje sobie te drzwi w miarę możliwości otwierać, a władza wciąż robi, co tylko może, by pozostały zamknięte.

Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że polska demokracja zapada
się w kryzysie. Ale nie dlatego, że wierzę w jakieś „sfałszowane wybory”,
w „zamach” albo w inne spiski. Nie dlatego, że bardzo się przejmuję
„kilometrówkami”. I nie dlatego, że PiS tak strasznie głupio kłóci się z Platformą.
Naszym podstawowym problemem nie jest jakość politycznej
reprezentacji społeczeństwa, lecz jej narastający deficyt.
Bo społeczeństwo dosyć szybko równa do społeczeństw zachodnich
i zmienia się podobnie jak one, a trzymający lejce politycy ciążą raczej
ku standardom wschodnim, okopują się na rubieżach minionej epoki, nie
potrafią się od nich oderwać. Społeczeństwo w jedną, a posłowie w drugą.
Zachód do przodu, a Sejm ciągle do tyłu.
---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Czw 11:05, 25 Gru 2014    Temat postu:

Jerzy Baczyński 16 grudnia 2014

Świąteczne życzenia od POLITYKI
Gorące życzenia lekkiego ochłodzenia

Taki mamy klimat, że pewnie znowu nie będzie śniegu na Boże Narodzenie.
W tym wydaniu POLITYKI znalazłem informację, że średnia temperatura
kończącego się roku była najwyższa od dekady.
Nie wiem, czy to się od razu przenosi na ludzi, ale świat przed świętami jest odczuwalnie przegrzany.

Po raz pierwszy od dawna mamy wojnę w naszym regionie Europy.
Przez ponad rok na tyle zdążyliśmy się już z nią oswoić, że nie burzy
w Polsce świątecznego nastroju. Mamy, być może nieco złudne,
przekonanie, że razem z sojusznikami robimy, co możemy,
żeby pomóc Ukrainie i zniechęcić Rosję do eskalacji konfliktu.
Jednak czort wie, co z tego będzie, bo nasz wielki sąsiad, Rosja ,
zachowuje się nieprzewidywalnie, a my dopiero szukamy właściwych
odpowiedzi. Jeśli mielibyśmy sporządzać zestaw tegorocznych
świątecznych życzeń, „pokój Ukrainie” powinien się znaleźć zaraz po
wszystkich prywatnych zamówieniach do losu, a „Hej, sokoły!”,
odśpiewane tuż po kolędach. Bo to tam, na Ukrainie, jest teraz źródło
największego, bezpośredniego zagrożenia dla bezpieczeństwa naszego
poukładanego światka.

Jeszcze dalej, aż na Bliskim Wschodzie, mamy kolejną gorącą wojnę –
Syria, Irak, Państwo Islamskie – nowa, też chyba diabelska ,
nakładka na konflikt rozdzierający od dziesięcioleci Ziemię Świętą.

Nie poślemy polskich żołnierzy na tę wojnę – Irak i Afganistan wystarczą
już nam aż nadto – ale ona może dotrzeć do nas. Zachód panicznie,
i słusznie, boi się islamskiego terroryzmu. My niby wciąż jesteśmy nieco na wschód od Zachodu, ale jak pokazała bezsensowna sprawa tzw. więzień CIA znowu nie tak daleko. Gorzej, że ta południowa wojna, skalą okrucieństwa, liczbą ofiar i tragedią setek tysięcy uchodźców, relatywizuje, spycha na drugi plan bliską nam wschodnią wojnę.

W dodatku bogata Europa i Ameryka, od których reszta świata oczekuje,
że coś zrobią w sprawie bliskowschodniego konfliktu (no bo kto inny?),
są przeciążone wewnętrznymi napięciami politycznymi i wymęczone
trwającym pięć lat kryzysem finansowym. Polski wkład w ogarnięcie tego
chaosu na razie ogranicza się do wydelegowania Donalda Tuska na
stanowisko „najwyższego międzynarodowego przedstawiciela Unii Europejskiej”.
Tu jednak same życzenia sukcesów (nawet od Jarosława Kaczyńskiego)
nie wystarczą; Polska, solidarnie z resztą Unii, będzie musiała wziąć na
siebie część odpowiedzialności za stan świata. Tusk raczej nas wciągnie
w „kłopoty Zachodu”, niż przed nimi ochroni.
Więc w chrześcijańskie Boże Narodzenie życzmy pokoju braciom w islamie i w judaizmie.

Na tle tych najgorętszych punktów współczesnego świata Polska pozostaje miejscem cichym i spokojnym. Przegrzana jest tylko polska polityka. Wystarczy choćby na krótko wyjechać z kraju, nabrać odrobiny dystansu, żeby zobaczyć to, co widzą obcy: radzimy sobie lepiej niż ktokolwiek w naszym regionie i niż sami mogliśmy przypuszczać. Wewnątrz i na co dzień, zwłaszcza jeśli dopuścić do uszu polityczną retorykę, można odnieść wrażenie, że ojczyzna chyli się ku upadkowi, tłumiona jest wolność słowa, wybory sfałszowane, opozycja prześladowana, władze niesuwerenne i skorumpowane, a unijni emigranci to właściwie uchodźcy.

Przesada i nieracjonalność tego opisu, często na granicy groteski, w zasadzie uniemożliwiają polityczną debatę, a w jakiejś mierze paraliżują polską demokrację, utrudniając naturalną rotację ekip. Jesteśmy akurat w połowie wyborczego „czteropaku”. Dziś nie wydaje się, aby po wyborach 2015 r. miało dojść do jakiejś zasadniczej zmiany układu władzy, ale to będzie okropny kampanijny okres. Padną zapewne wszystkie możliwe oskarżenia i pomówienia, będziemy się uganiać za kolejnymi aferami dnia i tygodnia. Szkoda, że spór polityczny stał się już wyłącznie domeną emocji, głównie mrocznych. Przez lata, w przedświątecznej atmosferze, składaliśmy sobie i Państwu życzenia, żeby zelżała ta nieproduktywna, nużąca wojna na miny, gesty i słowa. Ale chyba już trzeba machnąć ręką. W tym obszarze życzenia się nie spełniają.

W przyszłym roku wysokich temperatur i wyładowań możemy się też spodziewać na froncie światopoglądowym. Wszędzie na świecie debaty o aborcji, in vitro, prawach homoseksualistów, eutanazji, eugenice, antykoncepcji, ochronie zwierząt, ochronie uczuć religijnych, równości płci itp. wywołują gorące spory. I dobrze, choć z góry wiadomo, że tam, gdzie wchodzą w grę odmienne aksjologie, stanowiska są na ogół nieuzgadnialne. Wiele z tych wyborów liberalne demokracje pozostawiają więc w sferze sumienia i wolności obywateli. My jeszcze nie doszliśmy do tego etapu. Spory światopoglądowe przybierają u nas formę pseudoreligijnych wojen, ochoczo wspieranych przez część polskiego Kościoła. Religia splata się tu z polityką, wnosząc do demokratycznej rywalizacji o władzę język i emocje „nie z tego świata” i porządku. Akurat w Święta Bożego Narodzenia, gdy przypominamy sobie o łagodności i cieple ewangelicznej tradycji, ta rzeczywistość Kościoła bojowego, mentalnie i emocjonalnie zamkniętego, jest szczególnym dysonansem. Nawet jeśli to tylko część katolickiej Wspólnoty. Życzyć by sobie trzeba choćby tolerancji i miłosierdzia dla inaczej myślących i żyjących.

Zresztą: do czego służą życzenia? Właściwie to jakiś atawistyczny, może nawet nieco infantylny obyczaj. Niezobowiązująca deklaracja intencji. Mówimy, czego byśmy chcieli dla siebie i dla innych, gdyby Los reagował na nasze prośby. I odrzucił życzenia sprzeczne z naszymi. Ale taki rachunek życzeń, sporządzany u progu nowego roku, jest jednak ćwiczeniem wartym wykonania. Dobrze zdać sobie sprawę, co uważamy za lepsze, a co za gorsze – i co możemy zrobić, żeby raczej zrealizowało się pierwsze niż drugie.

Miłych (i może jednak Białych) Świąt.

---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Czw 15:02, 01 Sty 2015    Temat postu:

Redakcja 1 stycznia 2015

Przemówienia noworoczne światowych przywódców w pigułce
Gdy Angela Merkel potępiała działania Rosji, Władimir Putin cieszył
się z powrotu Krymu do domu rodzinnego.
O zgodzie mimo różnic mówili prezydent Polski oraz... dyktator Korei Północnej.
Przywódcy Chin, Niemiec, Rosji i Korei Północnej podczas swoich przemówień noworocznych.

Przywódcy Chin, Niemiec, Rosji i Korei Północnej podczas swoich przemówień noworocznych.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel:

„To był rok, w którym mieszkańcy Europy z od dawna niespotykaną brutalnością dowiedzieli się, jakie skutki ma naruszanie fundamentów naszego europejskiego ładu pokojowego – a więc prawa do samostanowienia narodów. Tego właśnie doświadcza Ukraina ze strony Rosji”.

„Nie podlega dyskusji, że pragniemy bezpieczeństwa w Europie razem z Rosją, a nie przeciw Rosji. Tak samo nie podlega jednak dyskusji, że Europa nie może zaakceptować i nie zaakceptuje rzekomego prawa silniejszego, który lekceważy prawo międzynarodowe”.
---

Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka:

„Mijający rok raptownie i tragicznie dowiódł wartości pokoju. Pokazał nam,
że wszelkie problemy bytowe schodzą na plan dalszy i zaczynają
wydawać się nieistotne, gdy wybuchają pociski, świszczą kule i leje się krew.

Od chwytliwych haseł siejących wrogość jest zaledwie jeden krok do
rozłamu społeczeństwa
. Od rozłamu społeczeństwa – do powszechnej
nienawiści. A od niej – do wojny. Jeśli ludzie zapominają o wartości
pokoju i zgody, wszystkie te trzy kroki stawiają w jedno mgnienie”.

--
Bronek Komorowski

„Mija rok szczególny, w którym obchodziliśmy 25-lecie odzyskania wolności, a z perspektywy ćwierćwiecza dobrze widać nasze osiągnięcia, sukcesy, ale i nasze słabości. Jestem pewien, że źródłem narodowej satysfakcji był przyjazd 20 przywódców państw Zachodu na uroczystości 4 czerwca i piękne słowa uznania dla Polski wygłoszone w Warszawie przez prezydenta Stanów Zjednoczonych, Baracka Obamę”.

„Żegnając minione 25 lat i stary rok, układamy plany na przyszłość. Pamiętajmy zatem o tych, którzy w mniejszym stopniu skorzystali z sukcesu polskiej wolności. O tych, którzy pozostają dzisiaj w trudnej sytuacji. Bo przecież nie ze wszystkimi problemami Polska poradziła sobie w sposób satysfakcjonujący”.

„Nasza solidarność potrzebna jest także innym walczącym o wolność i lepsze jutro. W sposób szczególny nasze myśli i działania kierujemy ku Ukrainie. Pamiętajmy, że niepodległa, bezpieczna Ukraina to także bezpieczniejsza Polska”.

„Życzę, by w całej Polsce i w każdym polskim domu nowy rok był wolny od jałowych sporów, kłótni i podziałów. By wzrastał wzajemny szacunek, zrozumienie pomimo różnic i wola współdziałania”.
--


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Czw 15:12, 01 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 19:09, 06 Sty 2015    Temat postu:

6.01.2015
wtorek

Panie Januszu, niech Pan nie startuje!
Jacek Żakowski

Janusz Palikot wniósł do zapyziałej polskiej polityki silny powiew świeżego powietrza. Dzięki niemu w sejmie i mediach pojawili się inni ludzie i nowe tematy. Może w sensie prawnym dużo nie zwojował, ale istotnie zbliżył polską debatę publiczną do kulturowej zmiany, jaka w Polsce zachodzi. Jako twórca pierwszej ponowoczesnej formacji politycznej ma już zasługi, których nikt mu nie odbierze. I wieczna chwała mu za to.

Ale to było, minęło i nie wróci. Coś się takiego stało, że po wyrzuceniu Wandy Nowickiej z klubu poselskiego Janusz Palikot wszedł na równię pochyłą. W wyborach samorządowych dojechał nią do końca. Można się spierać, dlaczego tak się stało, ale chwilowo nie warto. Nie o to mi chodzi.
Ważne jest, że dziś wyborcza/sondażowa wartość Janusza Palikota zbliżyła się do zera. Kiedyś ciągnął całą partię do góry, jak balon gondolę. Dziś ciągnie ją do dołu – jak kamień młyński u szyi. Ale się nie poddaje. Mimo zerowych szans deklaruje start w wyborach prezydenckich. Szanuję ten upór. Ale jeśli życzy się dobrze lewicy, a nawet jeśli się chce jakiejkolwiek istotnej i sensownej odmiany w polskiej polityce, trudno go pochwalać.
Żaden lewicowy kandydat nie ma szans na zwycięstwo w tegorocznych wyborach prezydenckich. Co by się nie stało, nawet na drugą turę mają realną szansę tylko dwaj kandydaci prawicy. A wedle wszelkich znaków zdecydowanie wygra Bronisław Komorowski. Jak nie w pierwszej, to w drugiej turze.
Lewica nie idzie więc do tych wyborów prezydenckich po to, by je wygrać,
ale żeby istnieć. I żeby zdobyć istotną pozycję w wyborach parlamentarnych.
A potem odzyskać siłę, która przywróci równowagę dramatycznie
przechylonej na prawo polskiej polityce.
Proces odbudowy lewicy potrzebuje lidera, wokół którego zbiorą się
bardzo różne lewicowe formacje, grupy, instytucje i osobistości.
Od partii parlamentarnych – SLD, TR, Zielonych z Anną Grodzką, DWP Ryszarda Kalisza – przez większość ruchów miejskich, feministki, ekologów, po liczne think-tanki, grupy aktywistów, takie jak Krytyka Polityczna, Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej, Fundacja Róży Luksemburg i różne nowe środowiska – skłotersów, antyfaszystów, rowerzystów, przedsiębiorców społecznych. Oraz osobistości od Aleksandra Kwaśniewskiego po Wandę Nowicką i Józefa Piniora. Nie chodzi o to, by te środowiska i osobistości wyzbyły się swoich odrębnych tożsamości, ale by połączyły siły w walce o realny wpływ na polską politykę. Wybory prezydenckie są dla lewicy najlepszą okazją, by takiego lidera wyłonić i się wokół niego zgromadzić.
Janusz Palikot się teraz na takiego lidera nie nadaje. Powodów jest wiele. Najważniejszym jest obawa wielu środowisk, że będzie grał przede wszystkim na siebie, a nie na wspólny wynik. W wyborach prezydenckich nie poprze go nikt istotny poza częścią TR. Ile by nie wydał na kampanię wybroczą i jak fachowo oraz pomysłowo by jej nie prowadził, przegra sromotnie i całkiem bezowocnie. Na jego porażce nic się nie da zbudować. Start w wyborach prezydenckich będzie gwoździem do trumny jego politycznej kariery, kompletnie rozwali TR i utrudni zbudowanie czegoś sensownego na porażce innego kandydata lewicy.
Na lewicy nie ma wielu osób, które mogłyby skutecznie podjąć się tej misji. Ryszard Kalisz zgłoszony przez Leszka Millera nie jest złym kandydatem, ale dla młodszego pokolenia jest zbyt kapryśny, kawiorowy i establishmentowy. A poza tym to już prawie sześćdziesięciolatek. Podobnie jak Wanda Nowicka czy Marek Balicki. Nowy lider powinien być młodszy, jeśli ma zmobilizować wyborców nowej generacji.
Mocnych kandydatów, na których większość lewicy mogłaby się zgodzić, jest najwyraźniej trzech. Robert Biedroń, Barbara Nowacka i Wojciech Olejniczak. Biedroń pokazał, że potrafi wygrywać wybory, ale nie zrezygnuje teraz z prezydentury Słupska. Olejniczak to – mimo młodego wieku – doświadczony w wielu funkcjach polityk, ale dla wielu środowisk ma zbyt establishmentową twarz, choć chwilowo jest całkiem bezrobotny.
Barbara Nowacka – polityczne objawienie ostatniego roku – jest kandydatką niemal idealną. Ma tylko jedną wadę. Wydaje się zbyt lojalna, by wystąpić przeciw Palikotowi, dzięki któremu weszła do dużej polityki. Poza tym nic jej nie dolega. Wrogów sobie nie narobiła. Wpadek nie zaliczyła. Głupot nie nagadała. W wyborach europejskich zrobiła dobry wynik. Nie zdobyła mandatu, bo cała partia przepadła, ale partyjnej gęby sobie nie przyprawiła. Mówi mądrze i spokojnie, chociaż potrafi usadzić doświadczonych telewizyjnych krzykaczy.
Jej lewicowa tożsamość jest dziedziczna i autentyczna. Nie wymyśliła jej podczas spotkania z kołczem na temat „co by tu z sobą zrobić”. Nie jest ani lewicowym „produktem politycznym”, ani fundamentalistką w jakimkolwiek sensie. I nie jest samicą alfa, która by u innych rodziła obawy, że jej zaplecze będzie musiało – jak w większości formacji – wybierać między wygnaniem a podporządkowaniem. Na dodatek jest także kobietą, co też jest sporym plusem. Bo polska lewica jest wciąż obłędnie zmaskulinizowana. Mieliśmy lewicowego prezydenta, lewicowych premierów, marszałków sejmu i senatu, ale żadnej z tych funkcji nie pełniła nigdy kobieta z lewicy. A prawica miała kobiety na wszystkich kluczowych urzędach z wyjątkiem prezydenta. To odzwierciedla m.in. problem lewicowości dotychczasowej politycznej lewicy.

Nowacka jako wspólna kandydatka lewicy może być zapowiedzią
zmiany, jakiej polskiej polityce potrzeba. Ale nie będzie się pchała.
Choć pewnie też nie każe się prosić, gdy zrobi jej się miejsce. O to zrobienie miejsca apeluję do Janusza Palikota oraz do kandydatów czających się już w dołkach startowych różnych mniej i bardziej lewicowych formacji.
Idąc osobno – zginiecie. Nie tylko w tych, ale też w następnych wyborach. Idąc razem, możecie odnieść sukces. Wiosną sukcesem będzie dwucyfrowy wynik wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich. Jesienią dwucyfrowy wynik w wyborach i może nawet trzycyfrowa liczba mandatów parlamentarnych. A alternatywą – jak pokazały wybory europejskie i samorządowe – może być pierwszy po 1989 r. parlament bez lewicy. Nawet prawica przyznaje, że to by było złe nie tylko dla lewicy, ale też dla Polski. W obliczu takiego ryzyka warto chyba poświęcić swoje osobiste i partyjne ambicje.
Lewica jest rozbita, skłócona, pełna wzajemnych pretensji i nieufności. Niełatwo będzie ją skłonić do współdziałania. Ale dopóki się nie porozumie, prawica będzie miała pełnię władzy nad naszym zbiorowym życiem. Komu bliskie są jakieś lewicowe wartości, tego powinno to skłonić do kompromisów.
--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Śro 13:40, 14 Sty 2015    Temat postu:

jasny gwint
14 stycznia o godz. 9:43 681359

Święto w Auschwitz bez wyzwolicieli.

[link widoczny dla zalogowanych] Putin, prezydent narodu, który wyzwolił więźniów w Auschwitz nie przyjedzie. Będą świętować inni, także ci co tę zbrodnie popełnili lub ich wspierali. Nie dziwię się Putinowi. Żądną przyjemnością być w kraju wrogim, pełniącym rolę bezwolnego sługusa, opanowanego przez psychopatycznie nakręconych fanatyków, którzy nie wahają się grać pamięcią milionów ofiar wielu narodów. Branie udziału w tak podłej ceremonii to dla Putina gest poniżej godności jego samego i godności narodu wyzwoliciela. A hańba pozostanie tutaj, tak jak polskie obozy.


jasny gwint
14 stycznia o godz. 9:57 681360

Hipokryzja, obłuda, kłamstwo i podłość.
Okazuje się, że ci zabójcy to Francuzi szkoleni, uzbrojeni i wynajęci
przez Francję bandyci walczący i zabijający Syryjczyków.
Także przy pomocy francuskiej broni. Doszli do perfekcji w zabijaniu.
I zabili, dobrze że tylko 17. Inni zabiją więcej. Taka jest doktryna imperialistów. Zabijać, zabijać. Wygląda na to, że ta zbrodnia była planowana przez rząd, podobnie jak zbrodnia Busha w WTC, obie służące jako pretekst do kolejnych wojen, bombardowań, rakiet i dronów. Do zabijania. Sterowana propaganda doprowadziła Francję i Francuzów do szaleństwa i przy okazji napędziła kolosalnych zysków dla brukowca Charlie. Wydano go dziś w nakładzie 3 milionów. Pieniądze nie śmierdzą, krew także. A w Syrii zabili już ponad 200 tysięcy bydła.

[link widoczny dla zalogowanych]

-


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Czw 1:16, 15 Sty 2015    Temat postu:

---
14 stycznia 2015
Żakowski:
szef „Solidarności” chlapnął głupotę

Jest dobry powód, by po słowach przewodniczącego Dudy
władza wysłała do niego policję lub prokuratora.
Ale nie byłby to najlepszy pomysł.


Likwidować kopalnie czy nie? Nie ma porozumienia rządu z górnikami
Gdyby podejść do problemu Kompanii Węglowej jak do każdej innej firmy, trzeba by było zamknąć...

„Chciałem posłom ze Śląska powiedzieć jedno: my wiemy, kim jesteście, znamy wasze adresy, wiemy, gdzie mieszkacie i immunitet wam nie pomoże” – oświadczył Piotr Duda. Nie brzmiało to dobrze kilka dni po tym, jak dwaj bracia z Paryża udowodnili, że wiedzą, gdzie mieści się pewna redakcja. Od razu chciałoby się odpowiedzieć: „A ja wiem, gdzie mieszka Piotr Duda i też nic mu nie pomoże”. Bo przecież on też gdzieś mieszka i nietrudno dowiedzieć się, gdzie. Podobnie jak większość polityków ma też jakąś rodzinę etc.

Ale nie wiem, gdzie mieszka Piotr Duda i nie chcę tego wiedzieć. To jest jego całkiem prywatna sprawa. A jego prywatne sprawy mnie nie interesują. I nie mają prawa mnie interesować. Bo oddzielenie tego, co prywatne, od tego, co publiczne jest elementarnym warunkiem istnienia demokracji. Sklejenie tych dwóch sfer to istota totalitaryzmu.

Piotr Duda jest w Polsce jedną z kilkudziesięciu najważniejszych osób. Stoi na czele dużego związku zawodowego, reprezentuje setki tysięcy członków, ma duży wpływ na politykę państwa i ponosi sporą część odpowiedzialności za to, jak Polska wygląda oraz dokąd zmierza. A nie jest głupkiem ani wariatem, więc wie, że osobiste groźby i personalne ataki w dobrą stronę nas nie zaprowadzą. I nie jest też wrogiem Polski, który chce, byśmy szli w złą stronę. Zakładam więc, że go poniosły emocje. Chlapnął głupotę i potem się z niej rakiem wycofywał. Powinien z pokorą przeprosić.

Ale to nie jest koniec. To dopiero początek. Bo teraz trzeba zapytać, dlaczego kolejną (po wiceministrze) wybitną osobę poniosły w tej sprawie nerwy? To już`nie jest taka prosta sprawa. To jest objaw poważnego systemowego problemu, o którym koniecznie trzeba poważnie porozmawiać.

Relacje między władzą a związkami zawodowymi w demokracji nigdy nie są łatwe. Bo władza musi mediować między różnymi grupami a związkowcy reprezentują głównie interesy lub roszczenia członków. Ale w Polsce te relacje są od kilku lat wrogie. To szkodzi państwu, gospodarce, całemu krajowi. I trudno za tę wrogość obwiniać tylko związkowców. Bo jednak związki potrafią rozmawiać i dogadywać się z pracodawcami, prowadzą z nimi skuteczny „autonomiczny” dialog, wspólnie zgłaszają różne propozycje. Tylko rząd nie potrafi się w dialogu odnaleźć. A kiedy nie ma dialogu i pojawia się problem, dochodzi do konfliktu i wybuchu emocji. Gdy zaś rządzą emocje, ludzie często mówią i robią głupoty. To potwierdzi każdy rodzinny doradca i mediator.

Wygląda na to, że fala niekontrolowanych rozumem emocji zaczyna w Polsce wzbierać. To jest dla wszystkich groźne. Nie tylko dlatego, że ktoś może znać czyjś adres, ale przede wszystkim dlatego, że utrudnia drogę do racjonalnych rozwiązań problemów, przed którymi stoimy.

Zapewne jest dobry powód, by po słowach przewodniczącego Dudy władza wysłała do niego policję lub prokuratora. Ale nie byłby to najlepszy pomysł.
Lepiej do szefów kilku najważniejszych związków wysłać mediatora, by
odbudować (a może szybko zbudować) mechanizm racjonalnego dialogu.
Zanim Polska bez sensu zapłonie.

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pią 16:15, 16 Sty 2015    Temat postu:

6 stycznia 2015

Węgiel może poczekać

Zmieniona pospiesznie w nocnym głosowaniu ustawa o
funkcjonowaniu górnictwa ma pomóc uratować Kompanię Węglową.
Czy uratuje? Niekoniecznie.

Rzadko się zdarza, by głosowanie nad nowelizacją ustawy zostało
poprzedzone telewizyjnym orędziem premiera do narodu.
Nie chcę, ale muszę – tak można streścić wystąpienie premier Ewy Kopacz.
Nie mamy alternatywy, tłumaczyła szefowa rządu, dlatego konieczna
jest zmiana ustawy. Ma ona umożliwić przeniesienie czterech kopalń
z Kompanii Węglowej do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, bo tam dopiero
możliwa będzie pomoc publiczna. W ten sposób tonąca Kompania
zostanie uwolniona od największego finansowego balastu.
Jedną kopalnię dodatkowo jeszcze sprzeda, a potem zacznie nowe życie.

Co będzie z czterema kopalniami, które trafią do SRK? Najpierw mówiono o likwidacji, ale wybuchła awantura, więc pojawiło się słowo „wygaszanie”. Znaczy mniej więcej to samo, ale lepiej brzmi. Teraz już nikt nie mówi o wygaszaniu, ale o restrukturyzacji, uzdrawianiu. Najbardziej deficytowe kopalnie mają zyskać nowe życie, przejść kurację odmładzającą. Pełne wigoru będą fedrować węgiel, którego – jak przekonują górniczy związkowcy – mają ogromne pokłady. Górnicy będą mieli pracę, zarobki, barbórki i piórnikowe. Wrócą dawne dobre czasy.

Niestety, nie wrócą. Bo nawet jeśli państwo jakimś cudem podłączy kolejne finansowe rury, które będą do kopalń pompować dodatkowe miliardy złotych, to pozostanie pytanie: co zrobić z tym węglem? Na hałdach leży go około 7–8 mln ton. Każda tona została wydobyta w mozolnym trudzie górników, do każdej trzeba było dołożyć około 50 zł. A teraz nie ma go komu sprzedać.

Bo dziś głównym problemem polskiego górnictwa nie jest sytuacja
Kompanii Węglowej, niewydolność kopalń Pokój, Brzeszcze, Bobrek-Centrum,
Sośnica-Makoszowy, tylko nadprodukcja węgla energetycznego.
Wydobywamy go po prostu ponad potrzeby. I te potrzeby nie wzrosną.
Ze stu powodów: bo musimy zmieniać nasz miks energetyczny, wprowadzając inne źródła energii, bo rosną opłaty za emisję CO2, bo rośnie efektywność energetyczna, a budowane w elektrowniach nowe bloki będą zużywały o połowę mniej węgla niż te, które dożywają swoich dni.

Potrzebujemy najwyżej 50 mln ton, a w zeszłym roku wydobyto ponad 60 mln. Tej nadwyżki węgla nie da się też opłacalnie eksportować, bo jest zbyt drogi, są kłopoty z jego jakością, więc jeśli doliczy się koszty transportu, sprawa staje się beznadziejna. Zwłaszcza dziś, gdy za tonę w Rotterdamie można dostać najwyżej 65 dol.

Polska, by zapewnić sobie bezpieczeństwo energetyczne, potrzebuje kilku dużych, nowoczesnych, zmechanizowanych kopalń, takich jak Bogdanka. To jedna z dwóch prywatnych kopalń, która wydobyła ponad 9 mln ton węgla (a w tym roku może dojść do 12 mln ton). Czyli sama pokryje 20–25 proc. polskich potrzeb na węgiel. Bez dopłat i interwencji rządu. Łatwo policzyć, że te planowane dodatkowe 3 mln ton z Lubelszczyzny podetnie opłacalność kolejnych dwóch–trzech śląskich kopalń. I znów staniemy przed widmem IV Powstania Śląskiego, a premier wygłosi orędzie do narodu?

Bezpieczeństwo energetyczne nie polega na tym, że cały naród myśli, jak zagwarantować ciężką pracę górnikom, ale na „nieprzerwanej fizycznej dostępności dostaw po przystępnej cenie, wykorzystywanych zgodnie ze środowiskiem” (tak mówi polska ustawa).

Dlatego nie ma innego wyjścia, jak likwidacja tych kopalń, które
mają najtrudniejsze warunki wydobycia, gdzie koszty są najwyższe.
I nie ma znaczenia, że tam jest jeszcze węgiel na 30 lat.
Dobrze, że jest. Nie musimy go dziś wydobywać.
Niech poczeka, może będzie kiedyś bardziej potrzebny.

----


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SZACHY Strona Główna -> O Szachach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 36, 37, 38 ... 41, 42, 43  Następny
Strona 37 z 43

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin