| 
			
				|  | SZACHY Szachy, zadania szachowe i nie tylko
 
 |  
 
 
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Śro 9:24, 02 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| 1.09.2015 wtorek
 
 Szkoła ruszyła, ale bardzo powoli
 Dariusz Chętkowski
 
 Jedne szkoły są gotowe do pracy równo z pierwszym dzwonkiem.
 Inne dopiero na początku września zbierają się do kupy i próbują ruszyć z robotą.
 
 Rodzice przychodzą i sprawdzają, co już działa. Najbardziej czułe punkty
 to biblioteka i stołówka. Kiedy uczniowie będą mogli wypożyczyć książki?
 Dlaczego nie dzisiaj? Kiedy stołówka zacznie wydawać ciepłe posiłki?
 Dlaczego dopiero za tydzień? Kiedy ruszą koła zainteresowań?
 Kiedy zacznie działać szkolna sieć wi-fi? Czy jest czysto w pracowniach?
 
 Nie ja zadaję te pytania, tylko mnie pytają znajomi. To ja muszę
 wyjaśniać, dlaczego coś nie jest gotowe na czas. Tłumaczę siebie
 i innych. W szkołach jest różnie. Niektórym można by dać medal za
 idealne przygotowanie, inne zaś zdumiewają nonszalancją.
 Każda placówka ma swoje wytłumaczenie i ja to rozumiem, bo sam
 też nie ze wszystkim zdążyłem na czas. Chyba to nie jest wielki
 problem, że pełną parą zacznę pracować od poniedziałku?
 
 Niestety, rodzice patrzą na to inaczej. Oceniają początek roku szkolnego
 przez pryzmat wakacji. Ludziom wydaje się, że jak nauczyciele mają
 dwa miesiące wolnego, to powinni absolutnie ze wszystkim być gotowi
 już 1 września. Komu jak komu, ale belfrom nie wypada nie dotrzymać terminu.
 
 --
 
 Post został pochwalony 0 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  |  |  |  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Śro 9:27, 02 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| - dobrymnich
 1 września o godz. 13:08	245770
 
 Nie będzie sklepików . W moje szkole już był z tym problem w ubiegłym
 roku . Odmawiało 2 kolejnych ajentów po 1 mc. działalności, zgodził się
 trzeci ale warunkowo do czasu opublikowania rozporządzenia co mu wolno
 . Dziś Oświadczył że rezygnuje bo nie ma żadnego ekonomicznego
 uzasadnienia na prowadzenie działalności wedle wytycznych ministerstwa .
 
 Gdy próbowano już wy ubiegłym roku zastępować tzw. jedzenie śmieciowe
 żytnim pieczywem z szynką i sałatą oraz chipsami z jabłek natychmiast
 siadał obrót. Jest 100m do sklepu w którym można kupić wszystko łącznie
 z tanimi kanapkami o Coli i chipsach nie wspominając .
 To się po prostu nie uda , potrzebna jest edukacja od kołysk
 i po emeryturę a dopiera później zakazy.
 -
 
 Post został pochwalony 0 razy
 
 Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Śro 9:28, 02 Wrz 2015, w całości zmieniany 1 raz
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Śro 9:33, 02 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| - allochtonka.blogspot.com
 1 września o godz. 13:40	245773
 
 Hm, szkoła raczej powinna być przygotowana po wakacjach.
 Inna sprawa, że z różnych względów można celowo zaplanować
 rozpoczęcie działalności pewnych działów nieco później.
 Choćby po to, żeby nie było chaosu pierwszego dnia.
 W wielu krajach np. pierwsze klasy szkół podstawowych
 czy średnich rozpoczynają naukę o kilka dni później. To zrozumiałe.
 
 Natomiast zupełnie mnie zaskoczyło, że większość (również moi przedmówcy) tak krytykuje eliminację śmieciowego jedzenia ze szkół. Jasne, że porządnej edukacji w tym zakresie nic nie zastąpi. I powinna ona mieć miejsce w szkole, bo jak widać wielu rodziców nie przykłada do tego wagi. Ale brak słodkości i tłustości w szkolnych sklepikach i automatach nikomu nie zaszkodzi (z wyjątkiem ajentów i finansów szkoły). Zresztą pomysł nie jest nowy. W niemieckich i holenderskich szkołach podstawowych też nie ma śmieciowego jedzenia.
 W żadnej formie. W ogóle nie ma automatów ani sklepików.
 
 Zresztą w niemieckiej szkole moich dzieci był także zakaz przynoszenia słodkości z domu, jak również nabywania w drodze do i ze szkoły. I w ogóle posiadania przy sobie pieniędzy – ponieważ przed szkołą był supermarket, nauczyciele sprawdzali po lekcjach, czy nikt tam nie wstępuje w drodze na przystanek. I jakoś wszyscy żyją. I nie głodują. Dlaczego właściwie niemieccy czy holenderscy rodzice potrafią rano zapakować dzieciom pudełka z jedzeniem i butelki z napojami a polscy nie? Z tego, co pamiętam, nasi rodzice tę umiejętność posiadali. W razie czego mogę poinstruować. Życzę pozytywnego myślenia na progu nowego roku szkolnego!
 ----
 
 Post został pochwalony 0 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Śro 10:57, 02 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| 2.09.2015 środa
 
 Drodzy politycy, czy staniecie wreszcie po stronie szkoły?
 Leszek Jażdżewski
 
 List Świeckiej szkoły do partii politycznych. Zdeklarujcie się!
 
 Wczoraj był 1 września, ważny dzień dla milionów uczniów i ich
 rodziców, setek tysięcy nauczycieli i pracowników szkolnych.
 To idealny moment do tego, żeby zadać Wam istotne pytanie:
 Czy jesteście za tym, żeby pieniądze przeznaczane na edukację były
 przeznaczane na jak najlepsze kształcenie polskich dzieci?
 Na naukę języków, wyposażone sale komputerowe, mniejsze klasy,
 pomoc dla gorzej sytuowanych dzieci? Tyle mówicie o jakości kształcenia
 , o rozwijaniu obywatelskich postaw, o innowacjach, które wymagają
 edukacji na najwyższym poziomie. Ale czy naprawdę jesteście gotowi
 do wsparcia niedoinwestowanych szkół?
 
 Czy też wolicie, żeby jak dotychczas 1 miliard 350 milionów złotych
 z naszych podatków płacić Kościołowi katolickiemu za lekcje katechezy,
 których uczniowie mają więcej niż lekcji biologii, geografii czy historii –
 860 w całym cyklu nauczania.
 
 Obywatelska inicjatywa ustawodawcza Świecka szkoła zbiera podpisy
 za tym, żeby pieniądze z subwencji oświatowej, przeznaczone na
 edukację, były wydawane na szkoły, na kształcenie uczniów.
 W czasach globalnej konkurencji, trudnego rynku pracy dla młodych
 nie stać nas na zmarnowanie choćby złotówki! Opłacanie księży i
 katechetów pozostawmy instytucji, która za katechezę odpowiada, która
 układa program lekcji i wyznacza, kto ma ich udzielać, czyli Kościołowi.
 
 To nie jest dyskusja na temat wiary, to jest kwestia wyboru przyszłości naszych dzieci.
 Wyboru, na co przeznaczamy pochodzące z naszych podatków pieniądze.
 Czy na edukację, czy na wsparcie ważnej, ale niebiednej przecież
 instytucji, która jest sama w stanie samodzielnie, bez państwowego
 wsparcia, głosić swoją naukę, tak jak przez ostatnie 2 tysiące lat.
 
 Drodzy politycy, czy jesteście gotowi stanąć – wreszcie
 – po stronie szkoły?
 
 ---
 
 Post został pochwalony 0 razy
 
 Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Śro 11:01, 02 Wrz 2015, w całości zmieniany 2 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Śro 17:29, 02 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| - totmes72
 2 września o godz. 15:48	245780
 Methionine
 
 Oczywiście, ze to świetny pomysł ale miód wsadzony do gorącej herbaty
 traci swoje właściwości. Miód trzeba też przechowywać
 w odpowiednich warunkach, bo się szybko zepsuje.
 
 Powiedz, na litość Boską, czemu zakazano wody gazowanej mineralnej?
 Czemu zakazano białego pieczywa – nie każdy lubi pełnoziarniste?
 Takich idiotyzmów jest tam więcej. A może należało na początek
 wywalić chipsy, słodycze i colę, a resztę zostawić? Czekolada,
 w tym deserowa jest zdrowa i zawiera dużo magnezu. Po za tym szkoły
 na tym zarabiały, teraz (bo gminy nie dadzą) będą “dobrowolne” składki
 na różne rzeczy wśród rodziców. Efekt będzie taki, ze dzieciaki kupią to
 co będą chciały przed szkołą. Moje dzieci lubią chleb z nutellą, co ja
 uważam za świństwo ale problem jest w tym żeby nie siedzieć przed
 kompem tylko iśc na dwór z kumplami pograć w gałę.
 A to już obowiązek rodziców.
 ---
 
 Post został pochwalony 0 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Sob 17:58, 05 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| 5.09.2015 sobota
 
 Majonez zły, keczup dobry
 Dariusz Chętkowski
 
 Ministerstwo Zdrowia określiło, które produkty są zakazane w szkolnych
 sklepikach. Szczególną troską otoczono kanapki. Do ich przygotowania
 nie wolno używać soli, majonezu, żadnych sosów, natomiast keczup
 może być (rozporządzenie tutaj).
 
 W Łodzi są takie korki, że trzeba wstać dwie godziny wcześniej, aby
 zdążyć do pracy na ósmą. Niektórzy o tak wczesnej porze nie są w
 stanie zjeść śniadania. Inni mogliby zjeść, ale wolą pospać chwilę dłużej.
 Brakuje im też czasu na przygotowanie kanapek sobie czy dzieciom.
 Ludzie kupują więc w szkole. Do tej pory mogli jeść, co chcą,
 od tego roku szkolnego menu ustala minister zdrowia.
 Mnie i mojego dziecka akurat rozporządzenie ministra nie bardzo
 dotknęło. Jesteśmy smakoszami keczupu, a ten został uznany za zdrowy
 (o ile do jego produkcji zużyto nie mniej niż 120 g pomidorów na 100 g
 keczupu). Będziemy więc prosili o zalanie kanapek keczupem i posypanie
 pieprzem (zakazana jest sól). Współczuję jednak koleżankom i kolegom,
 którzy lubują się w majonezie. Solić kanapek im też nie będzie wolno.
 
 Rozporządzenie bardzo szczegółowo określa, co wolno sprzedawać,
 a czego nie wolno. Podobno właściciele sklepików szkolnych zamykają
 interes, ponieważ nie da się handlować wg wytycznych Ministerstwa
 Zdrowia. Moim zdaniem, ci handlowcy nie mają smykałki do interesów.
 
 Jak nie wiedzą, to niech się zapytają emerytów, co to znaczy towar spod
 lady. Przyznam się, że gdyby mnie sprzedawca zapytał, czy na kanapkę
 chcę legalny keczup, czy zakazany majonez, to miałbym poważny
 problem. Wprawdzie jestem smakoszem keczupu, ale przecież zakazany
 owoc smakuje najbardziej. Boję się, że pod wpływem tych zakazów moje
 dziecko też zmieni przyzwyczajenia i zacznie jeść to, czego akurat nie wolno.
 --
 
 Post został pochwalony 0 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Sob 18:55, 05 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| - zza kałuży
 5 września o godz. 18:29	245791
 
 Czy 1/8 kubka pomidorowej pasty ma takie same
 wartości odżywcze jak 1/2 kubka warzyw?
 Czy w związku z tym pizza to jest warzywo?
 To tylko jeden przykład medialno-prawodawczo-żywieniowej
 dyskusji z jednego kraju na temat szkolnego jedzenia.
 Jestem przekonany, że każdy polski emigrant mógłby podać
 podobny przykład ze swojej nowej ojczyzny.
 Wszędzie dzieci wolą jeść śmieci.
 Wszędzie warzywa i owoce lądują w kuble. Może w jednej Francji potrafili
 to rozwiązać… no ale oni mają francuskich kucharzy i kucharki!
 -
 
 Post został pochwalony 0 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Nie 8:11, 06 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| - zza kałuży
 6 września o godz. 5:50	245799
 
 Z drugiej strony dzieci nie są nauczone przez rodziców.
 Daję słowo, że jako dziecko i nastolatek jadłem wszystko.
 No może tylko za wyjątkiem flaków, ot, taką jedną miałem fobię.
 
 Do szkoły dostawałem 1, potem 2 kanapki, z wędliną i/lub żółtym
 serem/topionym serem/pasztetem/smalcem/masłem plus (zawsze),
 obrany ogórek, (lub) marchew, (lub) dużo liści sałaty, (lub) pomidora i
 zawsze jabłko. Czasami do kanapki wędrował kotlet albo jakieś
 gotowane mięso z poprzedniego obiadu. Smażona albo wędzona ryba.
 Mama nie budowała skomplikowanych konstrukcji kanapkowych jak np.
 Subway tylko warzywa zawsze dostawałem w jedym kawałku jak je bozia stworzyła.
 
 Od bardzo wielkiego dzwonu dostawałem banana albo pomarańczę.
 Mama się na nie “szarpała” pewnie po moich opowieściach
 o koleżankach z klasy, których rodzice byli trenerami sportowymi
 i przywozili im cytrusy z zagranicznych zawodów.
 Dużo częściej miałem garść śliwek albo czegoś podobnego,
 w zależności od sezonu.
 Tak więc codziennie w szkole jadłem min. 1 jabłko i 1 warzywo.
 Plus 1 a potem 2 kanapki.
 
 Nie pamiętam abym dostawał do szkoły jakieś picie. Widać było to przed
 epoką soczków czy sody w kartonikach czy plastykowych buteleczkach.
 Nie bardzo pamiętam zatem co w szkole piłem. Pewnie wodę z kranu.
 Czasami chodziliśmy na wodę z saturatora na ulicy, na kefir z
 frytkami/plackami do frytkarni. Czasami kupowałem tam pyszny kwas.
 Jak się okazało po latach “oszukany”, bo ten w ZSRR był inny, ale ten
 “polski kwas” całkiem smakował. Sklepików nie było, ani w podstawówce
 ani w liceum. Stołówki szkolne były i w liceum jadłem obiad w szkole.
 W liceum chodziliśmy też do piekarni po ogromne rogale. Dwie znane mi
 dziewczyny kupowały rogala na spółkę. Jedna jadła miękki
 środek a druga chrupiącą skórkę i obie były szczęśliwe.
   
 Moje własne dzieci zamarudziły przy stole tylko raz. Do tej pory
 wspominają, że jak któreś z nich kiedyś nie chciało zjeść posiłku to
 tata zapytał się czy może i sam go zjadł. Dziecko zaś nie dostało
 niczego w zamian i bardzo zdziwione (oraz głodne) obeszło się smakiem.
 
 “Lepiej to zjedz, bo ci tata zje” kilka razy obiło mi się o uszy ale niejadków
 u nas nie było. Krewni wypożyczali nasze dzieci w dydaktycznym celu.
 
 “Czy może kilka waszych przyjść do naszego Kubusia na obiad?”
 
 Tak to jest, jedynacy są jakoś bardziej wybredni…
   --
 
 Post został pochwalony 0 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Nie 20:36, 06 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| - Helena
 6 września o godz. 20:23	245805
 
 Nie wiem czy pamietacie te serie programow Jamie Olivera, gdy
 postanowil on zmienic jedzenie podawane w brytyjskic szkolach?
 I wyeliminowac z nich slynne przemyslowe kreciolki indycze na rzecz
 potraw przyrzadzanych na miejscu przez panie kucharki, z prawdziwych
 prodktow? Gdy w jednym z pierwszych progamow chcial zademostrowac
 jak sie przyrzadza pieczone kawalki kurczaka, gdy siegnal po sol,
 przygladajace sie remu niechetnie i nadete kucharki podniosly raban:
 Ministerstwo zaleca unikania soli w szkolnych posilkach.
 “MInisterstwo nie zna sie na gotowaniu, niech sie wypcha trocinami” –
 pogodnie oznajmil Jamie i posolil.
 
 W ktoryms z dalszych programow niezapomniana byla scena z jedna
 z tych kucharek, ktora zabral do supermaeketu na zakupy.
 A gdy siegnal po doniczke z bazylia, kucharka krzyknela ze zgroza
 w glosie: Przeciez to sa jakies liscie! Tego sie nie je!
 
 Rok pozniej, ta sama kucharka wraz z innymi paniami ze szkolnych
 stolowek wyszkolonymi przez Olivera prowadzila kursy dla wszystkich
 szkol, ktore chcialy wziac udzial w kampanii na rzecz szkolnego jedzenia.
 Wczesniej jeszcze Jamie Oliver mial rozmowe pa duszam z pania
 minister od oswiaty, ktora przekonal o koniecznosci podniesienia
 rzadowej kwoty na kazde odzywiajace sie dziecko w szkole.
 A dzieci zapeiwadzil do fabryki gdzie produkowane sa kreciolki indycze.
 Niektore dzieci sie porzygaly ujrzawszy z czego sie te specjaly robi.
 
 --
 
 Post został pochwalony 0 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Wto 9:54, 08 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| 8.09.2015 wtorek
 
 Mało nie zdało
 Dariusz Chętkowski
 
 W tym roku do egzaminów poprawkowych przystąpiło tak mało
 maturzystów, że roboty z nimi było tyle, co kot napłakał.
 To bardzo zdenerwowało ludzi, którzy żyją ze sprawdzania prac maturalnych.
 Testów poprawkowych w sierpniu było tak mało, że do sprawdzania
 nie opłacało się zapraszać szeregowych egzaminatorów.
 Zresztą nawet nie dla wszystkich liderów wystarczyło roboty.
 
 Tak źle chyba jeszcze nigdy nie było. Do tej pory na maturę poprawkową
 zgłaszało się tyle osób, że nie tylko liderzy mieli zapewnioną robotę,
 ale i wielu zwykłych egzaminatorów otrzymywało zaproszenia do pracy.
 Dlatego tegoroczna posucha bardzo zdenerwowała wszystkich,
 którzy liczyli na dodatkowy zastrzyk finansowy.
 
 Źle, gdy matura jest za trudna, ale jeszcze gorzej, gdy jest za łatwa
 i wszyscy zdają w pierwszym podejściu. A najgorzej, gdy w jednym
 roku jest za trudna, a w innym za łatwa. Rok temu egzaminatorzy byli
 zadowoleni, nawet bardzo, więc liczyli, że teraz będzie podobnie lub tylko
 trochę gorzej. Niestety, wyszło fatalnie. Jak będzie w kolejnych latach?
 Czy z poprawkowej matury da się wyciągnąć sensowne pieniądze?
 
 --
 
 Post został pochwalony 0 razy
 
 Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Wto 9:56, 08 Wrz 2015, w całości zmieniany 1 raz
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Śro 20:46, 09 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| 9.09.2015 środa
 
 Co może nauczyciel?
 Dariusz Chętkowski
 
 Początek roku szkolnego zaowocował licznymi wywiadami z osobami,
 które radzą nauczycielom, jak mają pracować. Jeden z ciekawszych
 ukazał się w Głosie Nauczycielskim” i nosi tytuł
 “Szkoła wiele może” (fragment tutaj).
 
 Nauczyciele nie znoszą, gdy ktoś próbuje nimi pokierować.
 W ogóle w tym zawodzie tylko jedna rada cieszy uznaniem, a brzmi ona
 tak: “Chcesz dobrej rady? No to posłuchaj: ‘Nie słuchaj żadnych rad'”.
 Kto więc decyduje się pouczać nauczycieli, ten albo nie ma pojęcia
 o naszej grupie zawodowej, albo można mu pozazdrościć tupetu.
 
 W tekście “Szkoła wiele może” rad udziela prof. Jacek Pyżalski, pedagog,
 którego bardzo cenię. Nie powiem, nieźle się to czyta, np. że trzeba
 tworzyć pozytywne relacje z uczniami, ale co z tego? Jakiś czas temu
 miałem na jednej ze swoich lekcji gościa. Popatrzył na klasę, ocenił
 zachowania uczniów, moją relację z nimi, a potem poradził:
 “Powinien pan schamieć”. Od razu dodam, że mój gość był równie,
 no może odrobinę mniej utytułowanym pedagogiem, co prof. Pyżalski.
 Kogo powinienem posłuchać?
 
 Nauczyciele dostają mnóstwo rad, niestety, sprzecznych.
 Oczywiście, serce podpowiada mi, aby posłuchać rady Jacka Pyżalskiego
 i budować pozytywne relacje z uczniami. Gdzieś jednak z boku słyszę
 podszept, że może ten drugi profesor ma rację. Może korzystniej będzie
 schamieć? A może po prostu być sobą i nie słuchać żadnych rad?
 --
 
 Post został pochwalony 0 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Pią 13:40, 11 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| 11.09.2015 piątek
 
 O której do szkoły?
 Dariusz Chętkowski
 
 Zmieniamy plan lekcji, ponieważ uczniom nie podobało się, że przychodzą
 do szkoły na dziesiątą. Okazało się, że wszyscy wolą zacząć wcześniej – nawet o ósmej.
 Nie dla wszystkich udało się tak ustalić plan, aby lekcje rozpoczynały się
 dość późno. Jednak niektóre klasy mogły pospać. Niestety, okazało się,
 że to im wcale nie pasuje. Najpierw młodzież zgłosiła weto, a potem
 protestować zaczęli rodzice. Licealiści nie mogą zaczynać o dziesiątej,
 gdyż wtedy kończą o 16-17 i natychmiast mają dodatkowe zajęcia, np.
 kursy przygotowujące do egzaminu maturalnego, korepetycje itd.
 Lekcje szkolne muszą więc zaczynać się jak najwcześniej – szczególnie w klasach maturalnych.
 
 Młodzież uczy się na dwie zmiany. Miedzy szkołą a korepetycjami ma
 przerwę na dojazd i posiłek. W tym tygodniu, gdy lekcje kończyły się
 później, niektórzy zwalniali się z ostatnich godzin. Inaczej nie zdążyliby
 na korepetycje. A przecież to dopiero początek roku szkolnego,
 prawdziwy boom na korepetycje i kursy zacznie się później.
 Zmiana planu była więc pilnie potrzebna, inaczej nikt nie zostawałby na ostatnich godzinach.
 Brytyjczycy przekonują, iż uczniowie powinni rozpoczynać lekcje później,
 najlepiej o dziesiątej (info tutaj). Taki system jest bowiem zgodny
 z zegarem biologicznym młodzieży. W Polsce – jak widać – to nie przejdzie.
 
 -
 
 Post został pochwalony 0 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Sob 6:31, 12 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| - zza kałuży
 12 września o godz. 3:05	245834
 
 “Smutne jest to, że panuje przekonanie, że bez korepetycji to dzisiaj ani rusz.”
 Rodzice (i czasami znani mi uczniowie) tłumaczą to albo tragicznym
 poziomem ich nauczycieli albo/i tłokiem w klasie. Nauczyciel korepetytor
 jest w/g nich dużo lepszy bo raz, że mogą go wybrać a dwa, że uczy indywidualnie.
 “A jeszcze tak niedawno zajęcia wyrównawcze to był wstyd
 i niektórzy się do nich nawet nie przyznawali…”
 
 Na korepetycje można patrzeć jako na symbol statusu. A ciebie nie stać?
 “Gdyby co niektórzy zamiast na dodatkowe zajęcia wydali
 pieniądze na dodatkowe książki dotyczące danego przedmiotu.
 Na książki mogą wydać. Ale biblioteki też istnieją.
 Plus doszedł cały Internet. Z legalnymi i nielegalnymi kopiami książek.
 Z darmowymi wykładami na takiej masie stron, że nie wiem od której
 zacząć, ze Skypem do gadania w obcym języku,
 z obcojęzycznym radiem, telewizją i filmami. Itd., itp.
 A tak ogólnie to kto rano wstaje temu Pan Bóg daje.
 Podobno.
 --
 
 Post został pochwalony 0 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Pon 11:07, 14 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| 14.09.2015 poniedziałek
 
 Kto kopie dołki pod uczniami?
 Dariusz Chętkowski
 
 Wystarczyły dwa tygodnie nauki, aby w czwartych klasach szkoły
 podstawowej powstała przepaść między uczniami dobrymi i słabymi.
 Teraz trzeba kilku miesięcy, żeby tę przepaść zakopać.
 Niestety, w wielu przypadkach przepaść będzie pogłębiana.
 
 Z niepokojem obserwuję, ile nauczyciele zadają dzieciom do domu.
 Co najmniej pół godziny czytania lektury dziennie, tyle samo na zadania
 matematyczne, kolejne 30 minut na rysowanie ilustracji do wiersza
 i jeszcze raz tyle na pojęcia muzyczne lub ćwiczenie gamy na flecie,
 i znowu pół godziny albo więcej na wkuwanie słówek z angielskiego.
 Potem po kwadransie na definiowanie pojęć z plastyki, na zadania
 z przyrody i religii bądź etyki. Bite trzy godziny zadań domowych dla
 dziesięciolatków – razem z lekcjami daje to dziesięć godzin nauki
 dziennie, czyli więcej niż etat.
 
 Intencje nie są złe. Uczniowie muszą się przyzwyczaić, że życie to nie
 jest bajka. Trzeba tyrać dzień w dzień, to może coś z nas będzie.
 Dzieci są ambitne, więc tyrają. A jak im się nie chce, to rodzice
 przymuszają, aby uczyły się wbrew chęci i woli. Ten system jednak
 nie działa w rodzinach z problemami. Uczniowie z zagrożonych rodzin
 dostają więc jedynki za brak pracy domowej (bo mama nie pomogła,
 gdyż pracowała do późna, bo tata nie zmusił, gdyż pił), za brak zeszytu,
 kredek i fletu (rodzice mieli w d… i nie kupili). Już w pierwszym tygodniu
 nauki dzieci dostają karne prace domowe, których nie wykonują.
 Minus albo jedynka. Potem dostają minusy i jedynki za kręcenie się
 na lekcji i robienie głupich min. Przepaść między dziećmi się pogłębia.
 
 Ilu nauczycieli buja w obłokach, myśląc, że wystarczy dobrze uczyć,
 dużo zadawać, wiele wymagać, a system będzie działał idealnie?
 Działa, ale tylko na część klasy. Pozostałych uczniów diabelnie szybko
 wyklucza. Dlaczego po pierwszym-drugim niepowodzeniu nie skierować
 dziecka do grupy wsparcia, dlaczego w szkole nie odrobić z nim pracy
 domowej wspólnie, dlaczego razem nie poczytać lektury?
 Dlaczego nie wprowadzić zasady “cała nauka w szkole”?
 
 Czy trzeba czekać, aż dziecko zrozumie, że nic z niego nie będzie
 – tylko głąb, leń, łobuz i wrzód na ciele społeczeństwa?
 -
 
 Post został pochwalony 0 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
	
		| Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |  
		| Autor | Wiadomość |  
		| wladek 
 
 
 Dołączył: 14 Gru 2006
 Posty: 49118
 Przeczytał: 0 tematów
 
 Pomógł: 3 razy
 Ostrzeżeń: 0/5
 Skąd: Polaniec
 
 | 
			
				|  Wysłany: Pon 16:29, 14 Wrz 2015    Temat postu: |  |  
				| 
 |  
				| - anastazja
 14 września o godz. 11:39	245839
 
 Zgadzam się z autorem w 100 proc. jestem babcią dziesięcioletniego
 chłopca, ucznia V klasy.Kl.IV mamy za sobą. Wnuk poszedł do szkoły
 w wieku 6 lat i dobrze sobie radzi. Mysle, że jest to w dużej mierze
 dlatego, ze ma babcię, która poświęca mu sporo czasu.
 Jak czegoś nie zrozumie w szkole to babcia wyjaśni, ma czas na
 rozmowę z wnukiem, rozładowanie jego syresów..
 Mam ma jeszcze duie małe dziecko, a tata cały dzień
 w pracy a więc nie mogłiby mu poświęcać wiele czasu.
 
 Wiele dzieci nie ma takich warunków. Bez pomocy, bez zainteresowania
 ze strony dorosłych popadaja w kłopoty, otrzymują złe oceny, które
 nauczyciele stawiaja bez wysłuchania tłumaczenia uczniów itp.
 Dzieci nie radza sobie, więc wagarują, popadają w agresję.
 
 Mój wnuk, który ma zawsze odrobione lekcje, raz przez pomyłkę,
 a właściwie ja mu źłe zasugerowałam, nie napisał opowiadania.
 Dostał za to uwagę, napisaną na czerwono, na całą stronę w zeszycie.
 Mówił,że mu było bardzo przykro.
 Konkludując: więcej serca, zrozumienia, ciepła ze storny nauczycieli.
 --
 
 Post został pochwalony 0 razy
 |  |  
		| Powrót do góry |  |  
		|  |  
		|  |  
  
	| 
 
 | Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach
 Nie możesz zmieniać swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz głosować w ankietach
 
 |  fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
 Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
 |